Pandemia zbiera coraz większe żniwo. W Polsce pobiliśmy kolejny dzienny rekord zakażeń przebijając granicę 3 tys.
Eksperci Zespołu Modelu Epidemiologicznego ICM Uniwersytetu Warszawskiego wskazują jednak, że ta liczba w rzeczywistości jest znacznie wyższa. Jak przekonują, zakażeń może być nawet 10 razy więcej niż pokazują oficjalne dane.
- Tracimy w tej chwili trochę kontrolę nad rozwojem epidemii. W dwóch na trzy przypadki nie znamy źródła zakażenia chorego. Wiemy jednak, że w dużej mierze są nimi dzieci w szkołach - powiedział dr Jakub Zieliński w rozmowie z Polską Agencją Prasową.
Sprawdzają się więc czarne scenariuszowe Zespołu Modelu Epidemiologicznego ICM Uniwersytetu Warszawskiego, przed którym w rozmowie z money.pl eksperci przestrzegali już pod koniec sierpnia.
Przypomnijmy, że już wówczas dr Zieliński podkreślał, że szkoły będą istotnym czynnikiem, którzy przyśpieszy rozwój pandemii na jesieni.
- Szkoły są o tyle groźnym miejscem, że nauczyciele mają kontakt z wieloma uczniami i pracownikami. To można ograniczyć w przedszkolach czy klasach 1-3. Z reguły takie dzieci mają jednego nauczyciela i jedną salę lekcyjną. Na dobrą sprawę nie muszą się przemieszczać, ale w starszych klasach wygląda to już zgoła inaczej - mówił wówczas dr Zieliński.
Wygląda na to, że - nieestety - nie pomylił się. Jak mówił dla PAP, obecnie jedna trzecia zdiagnozowanych zakażeń jest zidentyfikowana i znamy jej źródło.
- Dzieci zakażają rodziców i dziadków. I nagle gdzieś indziej ten wirus wybucha, i nie jest to wiązane zupełnie z zakażeniem w placówce - wyjaśniał.
Z modelu opracowanego przez ICM wynika, że to w znacznej mierze dzieci są głównym czynnikiem, który obecnie wpływa na rozprzestrzenianie koronawirusa. - Mamy rozproszone w naszym modelu ludziki - ponad 30 mln. Odwzorowują one zagęszczenie ludności w Polsce. Śledzimy poruszanie się ich w modelu. Wiemy, ile w gminach jest szkół. Nasz model pokazuje, że szkoły są tak naprawdę złośliwymi ogniskami - podsumował w dr Zieliński.