Konflikt na linii ministerstwo-lekarze rezydenci dotyczy przede wszystkim egzaminów specjalizacyjnych, które miały rozpocząć się w ubiegłym tygodniu.
Pierwotnie resort uznał, że skoro egzaminy się nie rozpoczęły, to zostają przesunięte o dwa miesiące. Później jednak częściowo się z tej decyzji wycofał. I zezwolił rezydentom na wybór - albo zdają w terminie wiosennym albo jesienią. Bez dodatkowych kosztów.
Rezydentom jednak takie rozwiązanie nie odpowiada. Jak twierdzą, ich miejsce jest teraz przy łóżkach pacjentów, a nie w książkach.
Apelują o odwołanie egzaminów. Szczególnie że od 5-6 lat zajmują się leczeniem pacjentów i mają praktyczne doświadczenie w tej kwestii. Ich zdaniem w tych wyjątkowych okolicznościach pandemicznych liczą się każde ręce do pracy.
Ale nie tylko o egzamin chodzi, bo rezydenci protestują również z innych powodów.
- To była taka kropla, która przelała czarę goryczy. Powiedzmy szczerze, że to nie jest tak, że chodzi jedynie o ten egzamin. Za nami rok epidemii i pewnie kolejny taki sam przed nami. Widzimy trzecią falę i po raz trzeci też okazuje się, że nie jesteśmy do niej przygotowani. Znowu wszystko odbywa się na wariackich papierach. Znowu gasimy pożar - mówi przewodniczący Porozumienia Rezydentów Piotr Pisula. Rezydenci planują przez ten tydzień m.in. wybrać się na zwolnienia lekarskie.
Resort zdrowia zapewnia, że zaproponował kompromisowe rozwiązanie, ale rezydenci je odrzucili. Medycy chcą mediacji premiera Morawieckiego. Na to jednak na razie się nie zanosi.
- Jestem przekonany, że wraz ze swoimi wiceministrami dojdzie do stosownego porozumienia z tą grupą - mówił w Radiu Zet rzecznik rządu Piotr Muller.