Puste ulice w milionowych miastach ciężko sobie nawet wyobrazić. A tak wygląda w tej chwili spora część Chin. W Azji mieszkają też Polacy, a koronawirus wcale nie jest im obojętny.
- Jak życie wygląda? Nie wygląda, bo go nie ma - mówi money.pl Andrzej Zawadzki-Liang (nazwisko po żonie), który w Chinach mieszka od ponad trzech dekad. W tej chwili przebywa w Szanghaju. Do Azji trafił w 1988 roku, gdy miał pracować dla firmy z Polski. Ostatecznie został, założył rodzinę. I pracował przy kolejnych biznesach. Pojawiał się na przykład podczas wizyt prezydentów Polski w Chinach - np. w 1997 roku, gdy Azję odwiedził Aleksander Kwaśniewski.
Jak wynika z ostatnich danych, koronawirus na całym świecie zaatakował już 4,4 tys. osób. Oficjalne statystyki mówią o 107 zmarłych. W Szanghaju chorych jest 66 osób, a 1 zmarła. Efekt? Ulice miasta opustoszały. I to dosłownie.
O biznesie w Chinach Zawadzki-Liang wie sporo. A w tej chwili biznesu w tym kraju w zasadzie nie ma. Wszystko zamknięte.
- Normalnie chiński nowy rok jest okresem wyjazdów, spotkań, biesiadowania w restauracjach i oczywiście okresem zakupów. Tymczasem w takiej metropolii jak Szanghaj, którą zamieszkuje 25 mln mieszkańców, wszystko jest pozamykane. Od muzeów po kina, teatry i wszystkie miejsca publiczne. Galerie handlowe i restauracje są albo w większości pozamykane, albo świecą po prostu pustkami - tłumaczy.
Chiński nowy rok to najważniejsze święto w tradycyjnym kalendarzu chińskim. Zwykle pierwsze trzy dni nowego roku są w Chinach po prostu wolne od pracy. W tym roku będzie inaczej. W tym roku wolne może się przedłużyć. I to dość znacznie.
- Ludzie są przerażeni, że będzie powtórka z czasów epidemii SARS. I po prostu nie wychodzą z domów - dodaje. Zwyczajowo, w związku z obchodami nowego roku, do 30 stycznia Chińczycy mają wolne i mogą świętować. Władze w ostatnim czasie zdecydowały, że wolne będzie do 2 stycznia. Jednocześnie lokalne rządy mogą decydować o dalszym przedłużaniu wolnego - w zależności od sytuacji na danym terenie.
Jak zwraca uwagę Zawadzki, gołym okiem widać, że jest problem z zaopatrzeniem w maseczki i leki przeciwgrypowe. Kolejki to normalny widok. - Oczekuje się po kilka godzin, aby otrzymać tylko dwie paczki, bo leki są w tej chwili reglamentowanie - dodaje. Większość mieszkańców siedzi w domu.
Jak zwraca uwagę, sytuacja jest na tyle nadzwyczajna, że przedstawiciele władz sami przyznają się do błędów.
- Prezydent miasta Wuhan wczoraj w CCTV potwierdził, że informacje o wirusie oraz o zamknięciu miasta pojawiły się za późno. Wziął całą odpowiedzialność na siebie i gotów jest zrezygnować ze stanowiska. To niespotykanie jak na chińskie warunki. W Chinach jednak nic się nie dzieje przypadkowo, więc musiał mieć na to zgodę - opowiada Zawadzki.
- Aby uspokoić sytuację i utrzymać zaufanie społeczeństwa od wczoraj w Wuhan jest premier Li Ke Qiang. Osobiście ma koordynować działania. Uspokojenie nastrojów społecznych jest niesłychanie ważne, dlatego wizyta premiera właśnie w tym miejscu - opowiada.
Zwraca jednak uwagę, że przyjazd premiera poprzedziły działania partii. 25 stycznia zebrało się biuro polityczne komitetu centralnego, dzień później dopiero rząd. - Partia kieruje, rząd rządzi - dodaje. I jak przyznaje oficjalne, informacje o błędach władzy nie zdarzają się zbyt często.