DDB Needham Worldwide, Hager Polska, Euro RSCG, Havas Worldwide, Starcom. Przeciętnemu Polakowi te nazwy niewiele mówią. Chyba że ten ktoś pracował w branży reklamowej. Wymienione agencje to wycinek z zawodowego portfolio Pawła Krzemińskiego – człowieka od kreacji z krwi i kości.
- Moja praca polegała na wymyślaniu rzeczy na zadany temat, z wieloma ograniczeniami i życzeniami ze strony klienta. Na ogół było na to niewiele czasu i musiałem się trzymać oczekiwań – tłumaczy Krzemiński. - Prawdę mówiąc, jeśli ktoś ma szczęście, to czyste wymyślanie w tej branży zajmuje 5 proc. czasu. Pozostałe 95 proc. to obsługa kreatywna: szykowanie pomysłów, odsyłanie, wprowadzanie poprawek. Taki codzienny ping-pong. Żeby była jasność: ja nie jęczę, tak to po prostu wygląda ta robota – dodaje.
Praca w reklamie sprawiała Pawłowi frajdę. Wiązało się to z szukaniem zaskakujących skojarzeń, porywającym prezentowaniem pomysłów, ważnymi spotkaniami, międzynarodowymi podróżami. Do tego pracodawcy oferowali całkiem przyzwoite pieniądze. Ale jest też druga strona medalu. M.in. to, że dużo pracy i wysiłku człowieka od kreacji ląduje w koszu.
- Nawet jak wymyślisz ciekawą reklamę i wyprodukujesz ją, to po trzech miesiącach ona znika. Trzeba zaakceptować, że robi się rzeczy kompletnie nietrwałe, że nic nie pozostawia się po sobie. No i najważniejsze – czemu służy ta praca? Chodzi oczywiście o zwiększenie konsumpcji – podsumowuje.
Paweł zaczynał w branży w 1993 roku. Najdłużej w jednej agencji spędził 12 lat. A poza reklamą – pracował ze sobą. To był proces, który, jak przyznaje, doprowadził go do ważnych decyzji.
- Miałem potrzebę wymyślania i wymyślałem sobie przyszłość. Czasem był to biznesplan, a czasem coś więcej. Stworzyłem kilkanaście koncepcji działania, zaczynałem działalność i się zatrzymywałem. Jednym z etapów było stworzenie nowego brandu Emanuel Wood. Był to pomysł, w ramach którego robiłem bardzo specyficzne drewniane meble. Zafascynowałem się drzewami, uświadomiłem sobie niesamowite połączenie z nimi. Kontakt z drewnem doprowadził mnie do lasu – wyjaśnia Paweł.
Kolejnym krokiem było założenie fundacji "Las na zawsze". Zamysł był taki, aby zacząć sadzić lasy, których nikt nie będzie mógł wyciąć. Było to jesienią 2019 roku. Z początku Paweł traktował to jako zajęcie po godzinach. 1 marca tego roku ogłosił, że zostawia reklamę i "idzie do lasu" na stałe.
- Dziś jestem prezesem fundacji. To znaczy robię wszystko – od kopania dołów po umowy. Przede wszystkim jednak sadzę drzewa, jeżdżę po Polsce, szukam ziemi i sponsorów – tłumaczy.
Fundacja finansuje swoją działalność z darowizn osób prywatnych, firm i organizacji. Za środki kupuje ziemię i sadzonki. Tereny to m.in. nieużytki, które natura będzie mogła zaadaptować. Fundacja, jak twierdzi Krzemiński, rozdziela koszty administracyjne od kosztów sadzenia lasów. To oznacza, że wszelkie wpłaty, które są przeznaczone na sadzenie lasu, trafiają dokładnie na ten cel. Dodajmy, że posadzenie ok. 10 m kw. lasu kosztuje 35 zł.
Organizację tworzą jeszcze dwie osoby – Michał Paca, przedsiębiorca, prezes firmy bioodpady.pl oraz Karolina Rusinek, przez lata marketingowiec, a także zawodowa terapeutka. Wspólnie nawiązują współpracę z firmami, samorządami, osobami prywatnymi. Dbają o to, aby lasy były zabezpieczone formalnie, czyli aby nikt nie mógł ich wyciąć.
Dotychczas fundacja posadziła 75 500 m kw. lasów na zawsze. Plany na najbliższy rok? Co najmniej 242 700 m kw. zieleni. Będą to głównie lasy liściaste, ponieważ ich w Polsce jest najmniej, a do tego lepiej znoszą zmiany klimatyczne. Następnie lasy będą doglądane, sprzątane i w razie potrzeby dosiewane.
- Lasów w Polsce trochę jest, więc tu nie chodzi o zwiększanie lesistości. Nasze działanie to kropelka, która coś dopełnia, zmienia, ale nie uratuje świata. Niewiele w porównaniu z tym, czym zarządzają Lasy Państwowe. Tylko że właściwie wszystkie lasy tej instytucji przeznaczone są na wycinkę. Nasz las ma po prostu trwać, by trzymać nas na ziemi – podsumowuje Paweł.