Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej pracuje nad projektem nowej ustawy, która ma uniemożliwić rolnikom-przedsiębiorcom ucieczkę przed płaceniem składek do ZUS-u.
Osoby te co prawda obecnie płacą w KRUS-ie podwyższone składki z tytułu posiadania gospodarstwa i prowadzenia działalności gospodarczej, ale są one dużo niższe niż w przypadku pozostałych przedsiębiorców. I tak dla gospodarstw do 50 ha składka ta wynosi 708 zł na kwartał od osoby, a powyżej tego areału – 1059 zł.
Jak donosi "Rzeczpospolita", która dotarła do założeń ustawy, po zmianach, będzie to już co najmniej 1457,49 zł miesięcznie od osoby i nie w KRUS-ie, ale już w ZUS-ie. Tyle też płacą obecnie pozostali przedsiębiorcy ubezpieczeni tylko w ZUS-ie.
Zmiany te uderzą m.in. w rolników tylko na papierze, czyli osoby, których podstawowym źródłem utrzymania jest działalność prowadzona w mieście, a związki z rolnictwem jedynie pozwalają na obniżenie składek. Ale nie tylko w nich.
Więcej płacić będą musieli także faktyczni rolnicy, którzy prowadzą niewielkie biznesy: przetwórnie płodów rolnych, sklepy wiejskie, mleczarnie, masarnie, gospodarstwa agroturystyczne itd.
Z ustawy o ubezpieczeniu społecznym rolników ma zostać bowiem wykreślony art. 5a dający rolnikom prawo prowadzenia działalności gospodarczej niewielkich rozmiarów bez utraty prawa do ubezpieczenia w KRUS-ie.
Rolnicy: czas pakować walizki
Dla Marcina Sondeja, rolnika i przetwórcy warzyw z Lipek Wielkich (woj. lubuskie), zmiany te oznaczają potężne problemy.
W gospodarstwie należącym do jego ojca zatrudnione są trzy osoby. Opłacają oni wyższy KRUS, czyli wyższe stawki dla prowadzących działalność. Kwartalnie jest to 1057 zł od osoby.
– Jeśli będziemy musieli teraz zacząć płacić co miesiąc po prawie 1500 zł od osoby, nie podołamy. Będę musiał zamknąć biznes albo znacząco go ograniczyć – mówi wprost producent warzyw i tradycyjnych kiszonek.
Ziemia rolna drożeje. Mazurscy rolnicy to milionerzy
Według Sondeja, innego wyjścia nie będzie, bo o podniesieniu cen na ich produkty mowy nie ma. Podaje przykład kapusty, której cena w skupie wynosi obecnie 20 groszy za kilogram.
- To tyle, ile kapusta kosztowała 30 lat temu. A proszę zobaczyć, ile kosztuje kilogram kapusty w sklepie. 2 zł za kilogram. To ja się pytam, kto tu na społeczeństwie zarabia? - denerwuje się rolnik.
Poza świeżymi płodami rolnymi Sondej dostarcza na rynek również kiszoną kapustę i ogórki, za które Niemcy na wielu targach obsypywali go nagrodami. Teraz jednak ledwo wiąże koniec z końcem. Z powodu lockdownów, stracił wielu odbiorców: restauracji, stołówek.
- Niech rząd dalej tak postępuje z rolnikami, a wkrótce Polacy zamiast zdrowych i naturalnych produktów będą mieli w sklepach jedynie nafaszerowaną chemią żywność z Holandii – ostrzega.
Sondej zwraca też uwagę, że jego mama po 40 latach pracy w gospodarstwie dostaje dziś od KRUS-u 1050 zł miesięcznej emerytury.
- Gdyby państwo zobowiązało się, że będzie wypłacało rolnikom dwie emerytury: jedną z KRUS-u, a drugą z ZUS-u, to może młodzi ludzie by na to poszli, ale nam starszym się to już nie opłaca - tłumaczy.
Przypomnijmy, obecnie, by uzyskać minimalną emeryturę w ZUS-ie, trzeba mieć wymagany przepisami okres składkowy (aktualnie jest to 20 lat składkowych dla kobiet i 25 lat dla mężczyzn). Jeśli ktoś go nie posiada, ZUS wypłaci mu tylko tyle, ile uzbierał kapitału. Czasami są to wypłaty po kilkanaście groszy miesięcznie.
Związkowcy mówią "nie"!
Grzegorz Wysocki, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Rolnictwa w RP, nazywa przeprowadzenie 70 tys. rolników-przedsiębiorców z KRUS-u do ZUS-u - politycznym strzałem w kolano.
- Dziesięć lat temu państwo zawarło z rolnikami umowę. Pozwoliło im pod pewnymi warunkami i kosztem wyższych składek, być ubezpieczonymi w KRUS-ie. Teraz łami tę umowę, gdyż poszukuje rozpaczliwie wpływów do ZUS-u. Tak się nie robi – mówi z oburzeniem rolniczy związkowiec.
Według Wysockiego, w każdej wsi są rolnicy, którzy mają małe biznesy: rodzinne przetwórnie warzyw i owoców, mleczarnie, serownie, masarnie, gospodarstwa agroturystyczne lub zakupili oni pługi śnieżne i utrzymują porządek na lokalnych drogach.
Związkowiec podkreśla, że każda z tych osób ma w domu rodzinę, zatem podniesienie składek ubezpieczeniowych oznacza, że problem będzie miało, nie jak wylicza KRUS 70 tys. osób, ale nawet 250 tys. osób.
- Przeniesienie rolników do ZUS-u skończy się tym, że te małe biznesy na wsiach padną, albo rolnicy przejdą do szarej strefy i państwo nie zobaczy już żadnych składek od tych firm – uważa przewodniczący.
Dodaje, że jest jeszcze trzecie wyjście: rolnicy będą chcieli sobie odbić większe wydatki i podniosą ceny, a wówczas ofiar reformy ubezpieczeń będzie już znacznie więcej. - Ceny żywności mają istotny wpływ na poziom inflacji. Warto o tym pamiętać i nie straszyć społeczeństwa takimi pomysłami! – ostrzega Wysocki.
Również działaczom z Agrounii nie podoba się pomysł oskładkowania rolników w ZUS. Uważają, że przyniesie on więcej szkód niż pożytku.
– Prawo i Sprawiedliwość zachęcało rolników do zakładania działalności gospodarczej, prowadzenia rodzinnych przetwórni, warsztatów rzemieślniczych itd., teraz okazuje się, że była to pułapka – mówi Michał Kołodziejczak, lider Agrounii.
Ministerstwo: projektu jeszcze nie ma
Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej uspokaja, że żadne wiążące decyzje w sprawie rolników nie zapadły. Prace nad ustawą są na bardzo wczesnym etapie i nic nie zostało jeszcze przesądzone.
W stosownym czasie związki zawodowe otrzymają projekt do konsultacji, wówczas będą mogły go ocenić.
Jak informuje wiceminister Stanisław Szwed, zmiany w przepisach dot. ubezpieczeń mają na celu uniemożliwienie ucieczki de facto przedsiębiorcom, którzy posiadają również ziemię rolną, przed płaceniem wyższych składek do ZUS-u.
- Mówimy tu o składkach emerytalnych, od których zależy przyszła emerytura każdego obywatela. Te pieniądze wrócą przecież do rolników w postaci wyższego świadczenia - podkreśla wiceminister.
Zapytany o kalendarz prac nad ustawą wiceminister nie wyklucza, że nowe zasady ubezpieczeniowe mogłyby zacząć obowiązywać już od początku przyszłego roku.