Główny Inspektor Sanitarny we współpracy z Ministerstwem Edukacji Narodowej stworzyli pokaźną listę wytycznych dla szkół, instruując, jak bezpiecznie zorganizować powrót dzieci do placówek.
Mowa m.in. o odpowiedniej powierzchni sal, usunięciu przedmiotów i sprzętu, których nie można skutecznie uprać lub dezynfekować, regularnym wietrzeniu pomieszczeń czy dystansie społecznym, jaki powinni zachowywać wobec siebie pracownicy i rodzice dzieci.
W wytycznych pojawił się też zapis dotyczący stanu zdrowia dzieci i innych domowników. Do szkół nie można posyłać dzieci chorych. Do placówki nie mogą przyjść także uczniowie, jeśli w miejscu, w którym mieszkają, przebywa osoba na kwarantannie lub w izolacji.
"Nie wiem, czy dożyję jutra"
W szkołach jest nerwowo. Dyrektorzy, na których spadła odpowiedzialność za organizację bezpiecznego powrotu do szkół, są poddenerwowani i zmęczeni. Niechętni do rozmowy z mediami.
- Nie wiem, czy dożyję jutra - mówi nam jedna z dyrektorek. Jest ciężko, bo pojawienie się ogniska epidemii w szkołach może być tylko kwestią czasu. Część uczniów jest jeszcze na wakacjach, inni biorą lub będą brać udział w uroczystościach, które gromadzą wielu uczestników: weselach, pogrzebach. A szkoły nie mają ani procedur, ani możliwości, by monitorować takie sytuacje i wprowadzać szkolną kwarantannę.
- Nasza szkoła jest ogólnodostępna, to nie jest mój prywatny folwark. Muszę kierować się kierunkami polityki oświatowej państwa i wytycznymi MEN skierowanymi do dyrektorów na dzień 1 września. Co będzie dalej? Nie wiem - mówi dr Anna Kozyra, dyrektor Szkoły Podstawowej Nr 23 im. Edwarda Szymańskiego w Warszawie.
Nie każda aktywność grozi zakażeniem
Jolanta Gajęcka, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 2 w Krakowie, tłumaczy: - Szkoła nie ma uprawnień do monitorowania życia prywatnego rodzin naszych uczniów. Rodzice nie informują nas o tym, co robią wspólnie z dziećmi poza szkołą. I dobrze, bo nie jesteśmy od tego.
Powrót do szkół. Rodzice chcą sami decydować
- Nie ma podstaw do tworzenia procedur na okoliczność różnych aktywności pozaszkolnych rodzin. Poza tym nie każda aktywność skutkuje potencjalnym zagrożeniem dla całej społeczności szkolnej. Na lekcje ma być przyprowadzone dziecko zdrowe. Możemy reagować jedynie wtedy, gdy pojawią się objawy chorobowe u dziecka przebywającego na terenie szkoły - mówi Gajęcka.
Kwarantanna szkolna? To byłby absurd
O opinię na temat szkolnej kwarantanny pytamy w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie.
- W naszym odczuciu nie można traktować jako potencjalnego źródła zakażenia koronawirusem dopuszczalnych i zgodnych z aktualnie obowiązującymi przepisami przeciwepidemicznymi rodzinnych uroczystości czy przyjęć okolicznościowych. A także innych pozaszkolnych obszarów, w których przebywa uczeń - słyszymy od rzeczniczki prasowej Mazowieckiego Państwowego Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego Joanny Narożniak, która odpowiedź dla money.pl skonsultowała z Oddziałem Nadzoru Higieny Dzieci i Młodzieży oraz Oddziałem Nadzoru Epidemiologii.
- Szkoły nie mają podstaw do izolowania uczniów z powodu uczestniczenia w tego typu imprezach i niedopuszczania dzieci do zajęć - dodaje Narożniak.
Jak mówi, ta sama zasada musiałaby dotyczyć personelu szkoły, w tym całej rzeszy nauczycieli. - Takie podejście wyklucza prowadzenie jakiegokolwiek pozaszkolnego życia przez wszystkich związanych ze społecznością szkolną w bardziej lub mniej bezpośredni sposób. Jest zatem zbyt daleko posunięte i nie ma uzasadnienia epidemiologicznego. Z zasady przyjmujemy, że do placówek oświatowych przychodzą dzieci zdrowe - słyszymy w WSSE.