Podstawowa opieka zdrowotna już działa na granicy możliwości. Dostęp do specjalistów został niemal całkowicie sparaliżowany przez pandemię koronawirusa. Karetki stają w kolejkach do szpitali. Pacjenci na ratunek czekają godzinami, coraz częściej ta pomoc przybywa za późno.
- System się zawalił. Zginął. Nie ma nic. Żadnej dostępności – stwierdza dr Michał Dante z Porozumienia Rezydentów. Dramat rozgrywa się na oddziałach, SOR-ach, w karetkach, ale i w domowym zaciszu. - W niedzielę w całym województwie mazowieckim nie było miejsca dla pacjenta z ostrym udarem mózgu. We wtorek w Warszawie nie było wolnego respiratora dla pacjenta – wylicza.
Takich wywołujących ciarki relacji z każdym dniem pandemii przybywa. - W kardiologii widać większą liczbę zawałów. Częściej rodzina dzwoni, że ktoś się nie stawi do szpitala, bo zmarł... Ludzie nie doczekują w kolejkach. Nie ma gdzie wcisnąć pacjentów potrzebujących pilnej diagnostyki - rozkłada ręce kolejna lekarka dr Magdalena Kulgawczyk.
Dr Jakub Kosikowski, onkolog, były członek Porozumienia Rezydentów OZZL, dodaje, że jeśli do wiosny nie będzie miał zespołu stresu pourazowego, "to będzie sukces". - Już wybieram, kto z covidem idzie na respirator, jak się zwolni, kto dostanie tlen - mówi.
Nie tylko COVID zabija
Walka z koronawiursem stała się priorytetem, ale świat się nie zatrzymał. W cieniu pandemii umierają pacjenci, których oficjalne dobowe statystyki Ministerstwa Zdrowia nie wykazują. Jak pisaliśmy w money.pl, chodzi o kilkanaście tysięcy pośrednich i bezpośrednich ofiar epidemii. Tylko w ubiegłym tygodniu (od 26 października do 1 listopada) polskie urzędy stanu cywilnego wystawiły aż 12 tys. 257 aktów zgonu.
Zapytaliśmy ministra zdrowia o te dane. - Obserwujemy wstrzymywanie się pacjentów przed korzystaniem ze służby zdrowia - wyjaśnił. - Apeluję, by nie przerywać leczenia, kontynuować leczenie, odwiedzać placówki POZ - podkreślał Adam Niedzielski podczas wtorkowej konferencji prasowej.
Lekarze wprost odpowiadają na tę "receptę" ministra zdrowia: POZ są już na granicy wytrzymałości. Dziesiątki pacjentów próbuje dostać się do lekarzy pierwszego kontaktu, a ci z trudem znajdują dla nich miejsca.
- Lekarze rodzinni wydzwaniają i szukają miejsc dla swoich pacjentów wszędzie gdzie się da. Próbują nawet szukać na facebookowych grupach lekarskich "czy może ktoś gdzieś wie gdzie będzie miejsce". Jest dramat, a za miesiąc będzie gorzej - komentuje na facebookowej grupie Porozumienia Rezydentów inna lekarka.
- To krzyk rozpaczy ministerstwa - tak apel ministra zdrowia określiła dr Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia. - Statystyki wywindowały. Śmierć oddalona, tak to nazywam. Powodów jest wiele, sytuacja covidowa, obawa przed pójściem do lekarza też, a przede wszystkim kwestia dostępności do opieki zdrowotnej - wylicza.
Rozpacz w POZ i na SOR-ach
O sytuacji w POZ świadczą choćby publikowane przez lekarzy liczby pacjentów. - Moim zdaniem przychodnie POZ to teraz najbardziej krytyczna infrastruktura medyczna. Dzięki ich nadludzkiej pracy, a udzielają nawet 70-80 porad dziennie, zostają po godzinach, utrzymują kontakt telefoniczny i udzielają teleporad poza godzinami pracy, większa część pacjentów jest w stanie otrzymać pomoc medyczną - zaznacza dr Michał Dante z Porozumienia Rezydentów.
Zdarza się też, że jeden lekarz przyjmuje dziennie 100 pacjentów. Zdjęcie takiej "kolejki" (poniżej) dostaliśmy od jednego z naszych rozmówców.
Michał Dante mówi też o fali hejtu wobec lekarzy. - Nie ma nic gorszego niż sytuacja, w której lekarz poświęca wszystko dla swoich pacjentów, patrzy na ich tragedie, jest bezradny, bo nie może wszystkim pomóc tak, jakby chciał, a ktoś go jeszcze oskarża, że się nie stara - podkreśla.
- Pracujemy w POZ na 200 proc. normy i udzielamy porad osobistych i telefonicznych pacjentom z innych przychodni, gdzie lekarze są na izolacji. Pacjenci często nie chcą przychodzić na wizyty, bo boją się, że sami ich zarazimy, a potem skarżą się na teleporady. W międzyczasie próbujemy ogarniać choroby przewlekłe, szczepić. Do tego minimum 3-4 porady dla każdego pacjenta z covidem - wylicza z kolejny lekarz.
Z kolei dr Michał Dąbrowski dokłada kolejny kamyczek do tego obrazu: wielogodzinne czekanie na kartekę. Jak podkreśla, do pogotowia nie ma pretensji, bo ratownicy robią co mogą, a i tak przegrywają tę walkę.
Na potwierdzenie jeden z lekarzy pokazuje zdjęcie z wtorku, z godz. 14, na którym widać kolejkę karetek przed SOR Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach.
- Kolejne dwie karetki czekały przed "kontenerem" w którym zainstalowany jest tomograf dla pacjentów covidowych - relacjonuje. - Tak wygląda teraz cała Polska. Nie ma już żadnego systemu, jest dramat dla pacjentów i medyków - mówi.