Jak smakuje strajk pracowników MPK Łódź, pasażerowie przekonali się ostatnio 5 marca 2020 r. Wielomiesięczne rozmowy z zarządem spółki na temat podwyżek nie przyniosły efektów. W rezultacie autobusy i tramwaje nie wyjechały na poranny, czyli kluczowy szczyt komunikacyjny. Wyjazdy zaczęły się po godz. 5.30, ale transport publiczny kursował opóźniony jeszcze długo po zakończeniu akcji protestacyjnej.
Strajk sprzed dwóch lat był tylko ostrzeżeniem. Do generalnego, który sparaliżowałby łódzką komunikację na dłużej, nie doszło, bo związki zawodowe osiągnęły z zarządem miejskiego przewoźnika konsensus. Pasażerowie mogli odetchnąć z ulgą.
Obecnie związkowcy w MPK Łódź przygotowują się do kolejnego protestu. Tyle że teraz sytuacja jest o wiele poważniejsza, co jest fatalną wiadomością dla pasażerów. - Tym razem strajk ostrzegawczy nie ma sensu. Jest nam przykro z takiego obrotu sprawy - mówi money.pl Andrzej Szymczak, przewodniczący NSZZ "Solidarność" w MPK Łódź.
Strajk w MPK Łódź, czyli kolejny efekt wysokiej inflacji
Zaznaczmy, że w tym roku załoga łódzkiego przewoźnika już wzrosły. Związki zawodowe pod koniec 2021 r. uzgodniły z zarządem spółki, że pensje pracowników MPK wzrosną o 2 zł brutto do stawki godzinowej oraz 340 zł brutto dla tzw. stanowisk nierobotniczych (głównie administracji). Obietnice zostały spełnione na początku tego roku. Problem drożyzny zaczął się jednak pogłębiać po starcie inwazji Rosji na Ukrainę.
- Prezes MPK Łódź zapewnił nas jednak, że jeśli inflacja będzie rosła, to wrócimy do rozmów w marcu. Wróciliśmy, ale nie spotkaliśmy ze zrozumieniem ze strony zarządu - zdradza nam kulisy rozmów przewodniczący "Solidarności" w łódzkim przewoźniku.
Związkowcy domagają się od miejskiej spółki ponowienia niedawnej podwyżki, czyli kolejnych 2 zł brutto lub 340 zł brutto w zależności od rodzaju rozliczenia. Ani wczesne rozmowy, ani z pomocą mediatora, nie przyniosły efektu.
Po rozmowach ostatniej szansy zapadła decyzja, że w poniedziałek (5 września) o godz. 2 rozpocznie się strajk rotacyjny i bezterminowy. Oznacza to, że pracownicy normalnie będą przychodzili na swoją zmianę, ale po to, by protestować. Autobusy i tramwaje MPK Łódź do odwołania nie wyjadą na ulice i torowiska.
Ceny paliw dobijają łódzkiego przewoźnika
Zarząd Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Łodzi na postulaty związków nie przystało w zasadzie z tego samego powodu, który popchnął załogę spółki do strajku. Chodzi oczywiście o wszechobecną drożyznę.
"W związku z bardzo dużymi podwyżkami cen paliw, usług i materiałów, przewidywany na koniec roku deficyt (spółki - przyp. red.) wyniesie powyżej 30 mln zł. W tej sytuacji zarząd nie ma możliwości wygospodarowania dodatkowych środków na wzrost wynagrodzeń" - czytamy w odpowiedzi Piotra Wasiaka, rzecznika MPK Łódź, na nasze pytania.
Nie uzyskaliśmy od przewoźnika jednak informacji, jak jego wyniki finansowe na połowę 2022 r. prezentują się w porównaniu z półroczem 2021 r. Na pewno pewien spokój daje spółce fakt, że jeszcze przed wojną w Ukrainie zakontraktowała dostawy energii. W tej kwestii dodatkowych kosztów ma nie być, póki dostawca prądu nie zerwie - jak można się domyślać w obecnych warunkach - coraz mniej opłacalnego kontraktu. Za ta stawki paliw, na które zwraca uwagę Piotr Wasiak, są już zmienne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Urząd Miasta Łodzi obwinia rząd
W MPK Łódź pracuje ponad 3 tys. osób. Spółka zajmuje się nie tylko przewozem, ale też m.in. remontami (Zakład Torów i Sieci) czy modernizacją tramwajów (Zakład Techniki), a nawet - jak bywało w przeszłości - montaże nowych pojazdów. Piotr Wasiak podaje money.pl, że obecnie średnie wynagrodzenie pracowników spółki wynosi ok. 6180 zł brutto, ale z doliczeniem premii i dodatków, które stanowią znaczący procent pensji.
Przewoźnik szacuje, że realizacja postulatów związków zawodowych kosztowałaby go od czerwca ok. 11 mln zł brutto, czyli rocznie - 22 mln zł. Spółka 2022 r. zamknęłaby z deficytem ponad 40 mln zł. Tylko w teorii, bo w praktyce zasypać ten dołek finansowy będzie trzeba z budżetu miasta. Samorządy natomiast znalazły się w dramatycznej sytuacji przez rosnące koszty i malejące wpływy z podatków. Łódź także.
"Musimy pamiętać o jednym - w budżecie Miasta jest przeznaczona kwota dla przewoźnika, czyli MPK. Jakiekolwiek żądania płacowe - w pełni zrozumiałe w dobie inflacji i wzrostu kosztów życia - wymagają zmian w budżecie Miasta. A tych pieniędzy - po uszczupleniu przez rząd budżetu miasta o blisko pół miliarda złotych w 2022 r. (m.in. przez ograniczenie wpływów z podatków - przyp. red.) - nie ma" - odpowiada na pytania money.pl Marcin Masłowski, rzecznik prezydent Łodzi, dodając, że magistrat i tak będzie musiał znaleźć 30 mln zł na rachunki MPK za paliwo.
Trudny wybór pracownika MPK Łódź
Na sporze o podwyżki, w taki czy inny sposób, najbardziej ucierpią pasażerowie. Strajk w oczywisty sposób utrudni im podróżowanie po mieście. I to w momencie, gdy już na dobre dzieci i młodzież wrócą do szkół. Straci też budżet miejski, do którego wpływają pieniądze ze sprzedaży biletów. Uczniowie są główną grupą pasażerów MPK Łódź.
Miejska spółka i magistrat stoją na twardym stanowisku, że pieniędzy na podwyżki nie znajdą. Urząd Miasta Łodzi dał związkowcom wybór, który - można się zastanawiać, czy to ukryty cel propozycji - podburzy pasażerów przeciwko kierowcom i motorniczym.
"Związki zawodowe MPK zostały poproszone, by zdecydowały - czy chcą podwyżek wynagrodzeń kosztem obcięcia liczby kursów autobusów i tramwajów, czy kosztem podwyżek cen biletów. Do tej pory nie podjęły rozmowy na ten temat, czekamy na ich stanowisko w tej sprawie" - informuje Marcin Masłowski.
Andrzej Szymczak odpowiada, że pracownicy MPK nie mają nic wspólnego z cenami biletów, bo wpływy z nich trafiają do budżetu miasta, a nie spółki. Niemniej, zaznaczmy, to miasto wykłada na utrzymanie przewoźnika komunalnego. Przypomnijmy, że w tym roku łódzkie bilety już podrożały średnio o 32 proc. Przykładowo cena normalnej 20-minutówki wzrosła z 3 do 4 zł.
Paraliż komunikacji miejskiej to nie tylko problem UMŁ
Warto podkreślić, że Łódź nie jest jedynym miastem w Polsce, które musi sobie poradzić z paraliżem komunikacji miejskiej lub groźbą zamrożenia transportu publicznego. Na przełomie czerwca i lipca przez dwa tygodnie nie kursowały autobusy i tramwaje MZK Bydgoszcz. Również ze względu na presję płacową.
Strajkiem, tyle że włoskim, groziła także załoga MPK Kraków. Prezes, jak pisała "Gazeta Krakowska", wystosował do pracowników list otwarty, w którym obiecał wzrost płac. Podziałało, bo do paraliżu czy spowolnienia komunikacji miejskiej nie doszło.
"Radykalnie wzrosły koszty życia, na co ma wpływ przede wszystkim wzrost stóp procentowych i kilkunastoprocentowa inflacja, obejmująca m.in. cenę paliwa i energii elektrycznej. Ta sytuacja ekonomiczna uderza także w nasze przedsiębiorstwo. Wystarczy powiedzieć, że z powodu rosnących kosztów strata finansowa MPK S.A. w Krakowie na koniec maja bieżącego roku wyniosła 13,8 mln zł" - pisał Rafał Świerczewski, prezes krakowskiego przewoźnika do pracowników.
W poniedziałek (29 sierpnia) zarząd MZK Kraków zawarł porozumienie ze związkami zawodowymi, w myśl którego o 1 października pensje pracowników wzrosną o 500 zł. Początkujący kierowca lub motorniczy otrzyma zatem od 4,5 tys. do 4,8 tys. zł netto z wszystkimi dodatkami. Od stycznia 2023 r. załoga przewoźnika ma otrzymywać pensje wyższe o kolejne 500 zł.
Motorniczy z Łodzi: ludzie są wściekli
Uczestnictwo strajku MPK Łódź jest dobrowolne. Pracownik ma sam zdecydować, czy przystępuje do protestu. Nadzieja w tym dla pasażerów niewielka. W referendum strajkowym, które odbyło się pod koniec czerwca, wzięło udział 62 proc. uprawnionych. Niemal wszyscy dali zielone światło związkom, by walczyć do końca o podwyżki.
- Ludzie są wściekli, bo chodzi tylko o 2 zł brutto. A to jest stawka, którą związki podały w kwietniu. Od tego czasu postulatów nie zmieniono, ale za to inflacja wystrzeliła. Myślę, że wszyscy, albo chociaż zdecydowana większość przystąpi do strajku - słyszymy od jednego z łódzkich motorniczych.
W szeregach MPK Łódź i związkach zawodowych słyszymy, że wciąż mają nadzieję na powstrzymanie paraliżu komunikacji. Nie zaplanowano jednak żadnych rozmów między związkowcami a zarządem do 5 września.
Jacek Losik, dziennikarz money.pl