Włoska mafia jest bardzo "elastyczna" i potrafi dostosować się do aktualnych warunków. A bardziej precyzyjnie: zajmuje ten rynek, który akurat przynosi największe zyski. Wymuszenia, haracze, handel narkotykami – to przeszłość. Od kilkunastu lat włoscy mafiozi lubują się w wyłudzaniu europejskich dotacji, które potrafią iść w setki milionów euro. Nie bez powodu mówi się o zarządzającej odbiorami odpadów "mafii śmieciowej" w południowych regionach kraju.
W Mesynie na Sycylii trwa proces 100 członków "mafii pastwiskowej" oraz urzędników, którzy pomagali im wysysać z UE miliony euro funduszy rolnych – informuje "Gazeta Wyborcza". Przestępcy wyspecjalizowali się w pobieraniu dotacji z europejskich funduszy rolnych. Oskarżeni mogli zgarnąć 10 mln euro. Dodajmy, że proces ten dotyczy tylko afer związanych z jednym klanem i tylko od 2013 r. Takiej "cwanej księgowości" było znacznie więcej.
Proceder trwał przez lata i obejmował przede wszystkim Sycylię, ale również inne południowe regiony. Scenariuszy wyprowadzania pieniędzy było wiele – wszak trafiło na profesjonalistów, którzy wiedzieli, co robić, by zmniejszyć ryzyko wpadki.
- Zdarzało się, że jedna rodzina mafijna ubiegała się - i to skutecznie - cztery-pięć razy o dofinansowanie na ten sam teren: raz miał być wykorzystany jako łąka, na której miały paść się zwierzęta, raz pod uprawy biologiczne, to znów pod zwykłe – a więc jest jasne, że w drugim i trzecim przypadku wypas zwierząt byłby niemożliwy. Za dzierżawę 1 ha płacono 36,4 euro. W ten sposób wyciągano od UE ponad milion euro rocznie za dzierżawę tysiąca hektarów, wykładając na to niewiele ponad 36 tys. euro – wyjaśnił w rozmowie z "GW" Giuseppe Antoci, urzędnik, który "wsypał" mafiozów. Dzięki temu, że sprzeciwił się przestępcom, proces w ogóle mógł ruszyć.
"GW" zwraca uwagę, że takich "sprawiedliwych" jest jednak niewielu. Większość urzędników nie chce wchodzić na wojenna ścieżkę z mafią.