- Szef? Szefa nie ma. Od czasu afery z kamienicą jest na bezpłatnym urlopie i ani nie wiemy, co się z nim dzieje, ani nie mamy z nim stałego kontaktu. Nie wiem, czy ktokolwiek w Izbie wie, gdzie teraz przebywa - mówi money.pl jeden z urzędników pracujących w Najwyższej Izbie Kontroli. Od 27 września szefa NIK nie było w NIK.
Jak wynika z informacji money.pl, Mariana Banasia nie informował w NIK o odejściu. Nie było oficjalnego ogłoszenia. Ani e-maila, ani telefonu, ani pożegnania i podziękowań.
W środę rano NIK opublikował dwuzdaniowy komunikat:
"W związku z doniesieniami medialnymi jakoby prezes NIK Marian Banaś złożył rezygnację z pełnionej funkcji, przekazujemy, że informacja ta jest nieprawdziwa. Prezes NIK przebywa na urlopie bezpłatnym, a zadania Najwyższej Izby Kontroli realizowane są zgodnie z przyjętym planem pracy". Tyle.
Już wczoraj politycy opozycji wskazywali, że Marian Banaś złożył rezygnację, a PiS chce jeszcze za starej kadencji Senatu wybrać jego następcę. W nowym, powyborczym układzie partia Jarosława Kaczyńskiego nie będzie miała większości w izbie wyższej parlamentu. Wybór szefa Najwyższej Izby Kontroli może więc PiS wylecieć z rąk.
Marszałek Sejmu Elżbieta Witek deklarowała we wtorek, że żadnych dokumentów o rezygnacji Mariana Banasia nie widziała, nie trafiły na jej biurko. Temat ten miał się jednak pojawić w rozmowach czołowych polityków partii. W środę rano europoseł Patryk Jaki, współpracownik Zbigniewa Ziobry, mówił, że "dymisja Mariana Banasia jest możliwa". - Nie można wykluczyć, że coś się będzie działo w najbliższych chwilach - dodawał.
Reakcja pracowników Izby na informacje, że ledwo przyszedł nowy prezes, a już zaraz może się pakować, była jedna. To konsternacja. Doskonale wiedzą, że o losie urzędu dowiedzą się ostatni - o rezygnacji będzie wiedzieć najpierw kancelaria Sejmu, a oni dostaną wiadomość wprost z mediów.
- Nie mieliśmy żadnej wewnętrznej komunikacji w tej sprawie. Nie było też dugo informacji zewnętrznej, żadnego oświadczenia. Tylko na korytarzach się coś plotkuje - przekonuje nasz rozmówca. Głównie o tym, że przyszedł czas na konkretną decyzję: czy to koniec Mariana Banasia, czy może wracać do pracy.
Byli współpracownicy Mariana Banasia z czasów pracy w Ministerstwie Finansów również niewiele wiedzą na temat ostatnich zajęć byłego szefa. Nie komentują, nie interesują się. I to nawet ci, którzy towarzyszyli Banasiowi podczas pełnienia funkcji wiceministra finansów, a później szefa KAS.
Los prezesa NIK jest niepewny, od kiedy dziennikarze "Superwizjera" ujawnili, że Marian Banaś był właścicielem kamienicy, którą najemca przekształcił w pensjonat z pokojami na godziny. Za usługi nie dostawało się w budynku paragonu, a w recepcji można było spotkać ludzi z półświatka. Jak udowadnialiśmy w money.pl, Marian Banaś za wynajem nieruchomości w turystycznej części Krakowa powinien był pobierać wysoki czynsz. Było inaczej, kamienica była w zasadzie w promocji.
W dodatku nieruchomość trafiła do polityka w nietypowy sposób - jak tłumaczył sam zainteresowany - otrzymał ją od żołnierza AK na mocy umowy o dożywocie. Po śmierci właściciela kamienica trafiła w ręce Banasia. A później pod wynajem.
Marian Banaś w grudniu 2016 roku został wiceministrem finansów, a 1 marca kolejnego roku trafił do Krajowej Administracji Skarbowej, by zająć stanowisko szefa tej struktury. Nie był to jednak początek przygody Mariana Banasia w skarbówce - od wygrania przez PiS wyborów był szefem Służby Celnej i podsekretarzem stanu w resorcie finansów. Te same funkcje pełnił w latach 2005-2008, czyli za pierwszego rządu PiS.