"Powidła" jako nazwa produktu uzyskanego nie ze śliwek, a z jabłek. "Bułka graham" bez mąki pszennej graham i "pierogi z mięsem", w których mięso udawały podroby i dodatki oddzielone mechanicznie. "Malinowa czekolada", w której malin nie było, a znalazł się jedynie aromat. "Rogal maślany" w składzie miał natomiast margarynę.
"Pieczone" produkty czasami w sumie są tylko parzone, a mianem "świeże" nazywane są przyprawy suszone. Na niektórych produktach podawano nieprawdziwą informację o miejscu produkcji: Polskę zastępowała na przykład Kanada, a Hiszpanię - Ameryka Środkowa i Południowa. Blisko? Blisko.
Szczegółami niektórzy producenci żywności w ogóle się nie przejmują. Na niektórych produktach w sklepie wizerunek górala na tle gór oznacza tyle, co nic. Produkt i tak był wyprodukowany poza górskimi terenami. Klient miał myśleć coś zupełnie innego.
To tylko kilka wniosków z raportów Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. Jak wskazują kontrolerzy, od kilku lat rośnie liczba zakwestionowanych produktów. Albo informacje na opakowaniach są złe, albo w składzie pojawiają się "prawdziwe kwiatki". W ostatnim kwartale kontrolerzy przyłapali nawet producentów wódki.
Wódka w wódce nierówna
Inspekcja jakości handlowej kontroluje, a zawartość wódki w wódce raz rośnie, raz maleje.
Jak wynika z danych, producenci alkoholi w ostatnim kwartale częściej niż zwykle deklarowali błędną zawartość alkoholu na etykiecie. Procenty po prostu się nie zgadzały. Czasami było ich mniej, czasami więcej niż w rzeczywistości we flaszce.
Jak wynika z informacji money.pl, inspektorzy zerknęli w głąb 70 partii napojów spirytusowych. Pod lupę wzięli więc 237 tys. 200 litrów (czyli 2370 hektolitrów) alkoholu. Zakwestionowali w sumie 200 litrów alkoholu. Z tego 10 litrów wódki miało mniej alkoholu niż deklarował producent - dokładnie o 1,2 punktu procentowego. 190 litrów z kolei miało aż o 2,9 proc. więcej niż deklarował producent.
- Zaniżona lub zawyżona zawartość alkoholu etylowego może świadczyć o braku nadzoru nad procesem produkcji - mówi money.pl Izabela Zdrojewska, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych.
Nieprawidłowości dotyczą 0,1 proc. skontrolowanej objętości. Wydaje się niewiele. Warto jednak pamiętać o skali branży spirytusowej. W Polsce co roku produkuje się około 2 mln hektolitrów wódki (w przeliczeniu na 40 proc. alkoholu). Gdyby skala nieprawidłowości była taka w całej branży, to mowa już o około 40 mln butelek ze złym oznakowaniem.
Zdrojewska potwierdza, że w ostatnim kwartale liczba zakwestionowanych partii wzrosła, ale nie jest to częsty problem. - Nieprawidłowości akurat w tej grupie produktów są na niewielkim poziomie - zaznacza.
Ale złe oznaczenie procentów to nie jest problem wyłącznie części polskich wódek. Podobne przeboje z oznaczeniem zawartości alkoholu mieli producenci win. Inne wykryte nieprawidłowości w branży spirytusowej? Jeden z producentów dość "fantazyjnie" podszedł do opisu sposobu produkcji.
"Powstaje przy użyciu wyłącznie najlepszej jakości składników polskiej pszenicy i krystalicznie czystej wody" - pisał na butelce. Kontrolerzy wykryli, że alkohol etylowy w sumie powstał na bazie mieszkanki zbóż. Znalazło się i żyto, i pszenica, i owies i inne odmiany.
Coraz więcej nieprawidłowości
I jak wynika z danych inspekcji - od kilku lat rośnie liczba błędnie oznaczonych produktów i producentów, którzy na etykietach po prostu kłamią.
Dziś w sumie co piąta kontrola wykazuje produkty o niewłaściwych parametrach fizykochemicznych. Mówiąc wprost: inspektorzy coraz częściej znajdują w żywności niedozwolone składniki, ulepszacze lub np. mięso oddzielone mechaniczne, o którym ani słowa nie ma na opakowaniu. Problemem dalej jest też na przykład zawartość mięsa w przetworach mięsnych i jaj w makaronie jajecznym.
W 2018 roku nieprawidłowości stwierdzono niemal w każdej skontrolowanej grupie. Najwięcej w przypadku wyrobów garmażeryjnych (tutaj nieprawidłowości dotyczą aż 32,1 proc. kontrolowanych produktów), ryb i ich przetworów (28,9 proc.) oraz przetworów owocowych i warzywnych (26,9 proc.).
To jednak nie koniec złych danych. Sam skład to jedno. Innym problemem jest niewłaściwe oznaczenie produktów. I tutaj kontrolerzy w zasadzie w co czwartym produkcie znajdują problemy. Odsetek - 24,1 proc. - kwestionowanych w tym zakresie partii nadal utrzymuje się więc na wysokim poziomie.
W tej kategorii niechlubnym rekordzistą okazały się tłuszcze do smarowania, czyli margaryny udające masła. W ponad połowie skontrolowanych partii stwierdzono nieprawidłowości.
Równie fatalnie wygląda oznaczenie w kategorii ryby i ich przetwory (38,8 proc.) oraz miód (35,9 proc.). W czołówce uplasowały się także piwo (33,0 proc.) oraz pieczywo (32,3 proc.).
Znikające składniki
I tak kontrolerzy w tym roku znaleźli na przykład ciastka markizy z ajerkoniakiem i czekoladą, w których nie było ani grama ajerkoniaku i czekolady.
Inny sklepowy trik? Z przodu opakowania pojawia się inna nazwa produktu - zdecydowanie bardziej atrakcyjna - niż z tyłu. I tak "chrupiący bekon" potrafił magicznie zamienić się w "chrupki pszenne o smaku bekonu". Trzeba było jednak odwrócić paczkę, by się o tym przekonać i sprawdzić, ile bekonu jest w bekonie.
Inspektorzy znaleźli też "chrupaki", z których nie można było wywnioskować, czym w zasadzie są. A skoro nie mogli tego zrobić w inspekcji jakości handlowej, to i klient nie byłby w stanie tego zrobić. Z kolei wchodząca w skład rogalików marmolada różana nie stała nawet blisko róż.
Inne triki trudno wychwycić typowemu Kowalskiemu. Producenci często nie wykazują w składzie wszystkich użytych surowców. Zapominają o dodatkach, aromatach, ale i również jajach oraz mące. I tak z opakowania "prażynek ziemniaczanych papryka" nie sposób dowiedzieć się, ile w środku jest papryki. Podobnie sprawa wygląda w przypadku podpłomyków delikatnie słodzonych. W składzie nie znalazła się informacja o cukrze.
Domowy wprost z fabryki
Inny chwyt? Domowe produkty. Kontrolerzy zwrócili uwagę, że trudno za "domowe" uznać produkty, w których wykorzystywane są przetworzone surowce takie jak cukierniczy proszek mleczny. Jest zamiennikiem mleka w proszku - nadaje wyrobom cukierniczym kolor i teksturę. I można go kupić w 25-kilogramowych workach, czyli dość nietypowych jak dla gospodyń domowych.
Inspektorzy zatrzymali na przykład partię 60 litrów soku o smaku jabłka z żurawiną, gdyż na opakowaniu znalazła się informacja "brak dodatku cukru". Jak wskazują, w Polsce wszystkie soki nie mogą zawierać dodatku cukru, a więc producent wprowadza w błąd.
Podobna praktyka została wykryta w piekarniach - pisały, że chleb jest bez barwników, choć żaden chleb w Polsce barwników posiadać nie może. I taka sama sytuacja miała miejsce w przypadku przypraw, które zostały określone jako nieposiadające glutaminianu sodu, choć zgodnie z prawem posiadać go właśnie nie mogą. Takie sugestie firm są zatem niedozwolone.
Innym przykładem nieprawidłowego oznakowania jest umieszczenie na opakowaniu mąki deklaracji "bez konserwantów". I znów zgodnie z przepisami do mąki nie można dodawać substancji konserwujących.
- Producenci działający na rynku spożywczym zobowiązani są zapewnić zgodność żywności z własną deklaracją oraz wymogami prawa żywnościowego właściwymi dla ich działalności. Stwierdzone nieprawidłowości wskazują jednak, że niektórzy producenci nie dokładają należytej staranności w zakresie zapewnienia jakości swoich wyrobów - zaznacza inspekcja w swoim kwartalnym raporcie.