O przedziwnych zasadach spisanych w szkolnym regulaminie powiadomiła nas za pośrednictwem #dziejesię pani Agata, nasza czytelniczka.
- Możecie napisać, że matka nie rozumie, jak ma działać szkolna szatnia. Ale skoro ja tego nie rozumiem, to jak to zrozumieć pięciolatek? – pyta pani Agata. Dodaje, że wydawało się jej, że skompletowała pełną szkolną wyprawkę. A jednak nie – nie ma jeszcze worka na kapcie.
Na dowód przysłała nam kilka punktów z tego szkolnego regulaminu.
"Podczas ustalania bezpiecznych zasad korzystania z szatni udostępniono każdej klasie oddzielny/wymienny boks lub miejsce do zmiany odzieży wierzchniej oraz obuwia. Ustalono, że w pomieszczeniu znajdować się może jednocześnie trzech uczniów. Pozostali uczniowie czekają (przebierają się) przed szatnią w maseczkach za wyznaczoną linią. Każdy uczeń ma przydzielony przez wychowawcę niezmienny wieszak. Obowiązkiem każdego ucznia jest trzymanie obuwia w worku na swoim wieszaku" – czytamy w regulaminie.
- Nie wiem, ile będzie to trwało, ale skoro do boksu jednocześnie mogą wejść 3 osoby, a reszta ma czekać za linią na swoją kolej, szybko nie pójdzie. No bo jak dziecko ma choćby zmienić obuwie, nie siadając w boksie, jak ma się przebrać, jeśli nie ma pod ręką wieszaka? – pyta.
Dodaje, że to niejedyne absurdy, jakie znalazła w nowym regulaminie. Jeden z punktów nakazuje jej stawienie się w szkole w nieprzekraczalnym czasie 60 minut od odebrania telefonu.
"Jeżeli pracownik szkoły zaobserwuje u ucznia objawy mogące wskazywać na infekcję dróg oddechowych, w tym w szczególności gorączkę, kaszel, należy odizolować ucznia w odrębnym pomieszczeniu lub wyznaczonym miejscu, zapewniając min. 2 m odległości od innych osób, i niezwłocznie powiadomić rodziców/opiekunów o konieczności odebrania ucznia ze szkoły (rekomendowany własny środek transportu). Obowiązkiem rodziców/opiekunów prawnych jest odebrać dziecko w czasie 60 minut od momentu odebrania telefonu" – czytamy w szkolnych wytycznych.
Powrót do szkół. Rodzice chcą sami decydować
- Aż boję się zapytać co się stanie, jeśli nie zdążę w ciągu 60 minut? Co zrobią z moim dzieckiem? Jest sporo osób, które dojeżdżają do pracy więcej niż godzinę. Ba, nie każdy może się zwolnić. Proszę sobie wyobrazić motorniczego, który porzuci tramwaj na skrzyżowaniu, bo musi pędzić, odebrać kaszlące dziecko ze szkoły – mówi nam czytelniczka.
Dodaje, że będzie miała przynajmniej pewność, że niczym nie zarazi się podczas przeglądania książek ze szkolnej biblioteki. Bo te będą… przechodzić dwudniową kwarantannę.
Na nowe regulaminy narzekają też inni rodzice. Na przykład w Sochaczewie uczniom zabroniono przynosić do szkoły... telefony. Nie chodzi o używanie ich podczas lekcji, zakaz dotyczy ich przynoszenia do szkoły. Rodzice narzekają, że to odcina im najszybszą i najlepszą drogę kontaktu z dziećmi. Zwracają też uwagę na fakt, że egzekwowanie takiego przepisu jest fikcją.
To niejedyne zapisy budzące zdziwienie. Kolejnym - często komentowanym - jest brak wpisania kataru na listę objawów towarzyszących chorobie COVID-19 u dzieci.
Zgodnie z wytycznymi Ministerstwa Edukacji Narodowej i Głównego Inspektora Sanitarnego - w regulaminach większości szkół znalazł się zapis, iż do szkoły może przychodzić tylko uczeń czy pracownik zdrowy, bez objawów wskazujących na infekcję dróg oddechowych. A na liście tych objawów są "podwyższona temperatura ciała, ból głowy i mięśni, ból gardła, kaszel, duszności i problemy z oddychaniem, uczucie wyczerpania, brak apetytu, brak węchu/smaku". Nie ma za to kataru.
Problem w tym, że jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) - katar właśnie u dzieci jest jednym w objawów COVID-19. U dorosłych praktycznie nie występuje. Jednak niewpisanie go na listę objawów choroby u dzieci może świadczyć o pewnej niedbałości przy tworzeniu wytycznych.