Przed weekendem Prokuratura Okręgowa w Warszawie poinformowała o wszczęciu śledztwa ws. możliwych nieprawidłowości przy sprzedaży certyfikatów inwestycyjnych funduszu MCI TechVentures.
Spór dotyczy 400 mln zł i blisko tysiąca inwestorów. W zdecydowanej większości to czołowi klienci banków i instytucji finansowych, którym oferowano certyfikaty inwestycyjne. Na liście są na przykład ludzie związani od lat z giełdą papierów wartościowych, domami maklerskimi, bankami i firmami ubezpieczeniowymi. MCI TechVentures ma zarabiać na rozwijających się startupach. Atmosfera wokół MCI i Tomasza Czechowicza się pogarsza. Śledczy szybko usiedli do pracy.
Jak wynika z informacji money.pl, pierwsi inwestorzy pojawili się w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie już we wtorek. Przez kilka godzin tłumaczyli, jak z ich perspektywy funkcjonuje fundusz MCI TechVentures oraz wyjaśniali, jakie deklaracje usłyszeli ze strony twórców certyfikatów. Co istotne, były to oficjalnie zaplanowane przesłuchania. Inwestorzy dostali wezwania osobiście - a nie listem.
Jak wynika z naszych informacji, we wtorek przesłuchaniem inwestorów zajmowało się dwóch prokuratorów. Na środę zaplanowano kolejne kilkugodzinne sesje. Prokuratura Okręgowa w pierwszej kolejności wysłucha inwestorów, którzy sami się zgłosili oraz tych, którzy aktywnie w mediach informują o sporze z MCI TechVentures. Do nich śledczy zapukali sami.
Łukasz Łapczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie, nie komentuje przebiegu śledztwa. Potwierdza jednak, że trwają już pierwsze przesłuchania. - Realizowane są przesłuchania osób, które zgłaszają się do Prokuratury - dodaje.
O co chodzi? Część osób, które powierzyły swoje pieniądze subfunduszowi Tomasza Czechowicza, twierdzi, że nie może ich odzyskać. Mówią wprost: zostali zablokowani przez twórcę funduszu.
Raz w roku, podczas tzw. okna umorzeniowego, inwestorzy mogą wykupić swoje certyfikaty (czyli po prostu mogą odzyskać zainwestowane pieniądze).
Problem w tym, że zgodnie ze statutem funduszu, MCI Fund Management - jako inwestor w MCI TechVentures - ma większe przywileje. I wykorzystał już całą pulę środków do odzyskania w tym roku. Inwestorzy muszą zatem czekać do kolejnego okna umorzeniowego. O sprawie dowiedzieli się, gdy ich zlecenia wypłaty środków zostały po prostu odrzucone. Wcześniejszych informacji, jak twierdzą, nie mieli.
Przed weekendem Prokuratura Okręgowa w Warszawie poinformowała o wszczęciu śledztwa w tej sprawie.
Śledczy prowadzą działania pod kątem doprowadzenia (w okresie od 2012 do 2019 roku) do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Mowa o kwocie blisko 400 mln zł od tysiąca inwestorów. Śledczy wprost przyznają, że sprawdzają, czy osoby odpowiedzialne za funduszu nie wprowadziły inwestorów celowo w błąd.
Jak podkreślają przedstawiciele MCI, sami zwrócili się już do prokuratury z informacją, że "są do pełnej dyspozycji". - Udzielimy wszelkich możliwych informacji - deklarują. TFI przypomina jednocześnie, że inwestorzy indywidualni wypłacili w latach 2012-2018 aż 230 mln zł. - Wszystkie działania TFI podejmowane są w oparciu o przyjęty statut i w ramach obowiązującego prawa - zaznaczają.
Jak informowaliśmy w money.pl, zarząd MCI TFI zareagował na początku tygodnia na aferę, choć na poniedziałkowym spotkaniu z mediami nie było prezesa całej grupy MCI, czyli Tomasza Czechowicza. - Działaliśmy zgodnie z prawem, po naszej stronie nie ma winy - podkreślali przedstawiciele MCI.
- Jesteśmy gotowi do rozmów na temat zmian statutu funduszu - zadeklarował członek zarządu MCI TFI Krzysztof Konopiński. Ale postawił dwa ważne warunki. - W pierwszej kolejności musimy obsłużyć dług funduszu. Wynosi on dziś 150 mln zł i jest rozłożony na trzy najbliższe lata - wskazał. Drugi warunek to zgoda wszystkich inwestorów. Pierwsze rozmowy mają się odbyć 18 i 19 czerwca.
Na propozycję zareagował już Adam Maciejewski, były prezes GPW, który również wyłożył pieniądze na certyfikaty MCI TechVentures. Maciejewski podkreśla, że do zmiany statutu potrzebna jest zgoda wszystkich inwestorów, czyli blisko tysiąca osób. Z przyczyn technicznych może to być niemożliwe. - To chyba żart. W takim rozproszeniu inwestorów nigdy nie uda się doprowadzić do stawiennictwa wszystkich na zgromadzeniu inwestorów - podkreśla.
Odniósł się również do planów spłaty długu. - Zabrakło mi stwierdzenia, że do czasu spłaty długu MCI Fund Management również nie wyjmie złotówki z funduszu. A to, co wyjął w tym roku, zwróci i przeznaczy na obsługę długu. Jeśli nie, to jest to w mojej ocenie nie polepszenie, ale pogorszenie aktualnej sytuacji inwestorów - podkreśla w mediach społecznościowych.