- Strajk to nie wszystko. Mamy w ręku potężny oręż jakim jest promocja uczniów. Jeśli go wykorzystamy, to edukacji grozi kompletny kataklizm - powiedział w rozmowie z Radiem ZET lider Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz. Jego słowa oznaczały ni mniej, ni więcej niż tylko groźbę zablokowania całego procesu promowania uczniów do kolejnych klas oraz formalnego zatwierdzania faktu ukończenia edukacji na każdym z etapów od szkoły podstawowej do szkoły średniej.
Prawo do decydowania o promocji, zgodnie z artykułami 69 oraz 70 ustawy Prawo oświatowe przysługuje bowiem radom pedagogicznym w szkołach. Poza dyrektorem muszą w ich skład wchodzić nauczyciele, a ci właśnie decydują o bezterminowym strajku. Groźba nie jest zatem pusta.
O słowa lidera ZNP zapytaliśmy resort edukacji narodowej. "Groźba ZNP utrudnienia promocji dla wszystkich uczniów, których jest w Polsce 4,5 miliona oraz próba paraliżu systemu polskiej oświaty, jest działaniem wyjątkowo nieodpowiedzialnym, dla którego nie ma usprawiedliwienia. Czas egzaminów i zakończenia zajęć oraz promocja uczniów to najistotniejsze momenty w życiu szkoły. Zaznaczamy, że najważniejsze jest dobro uczniów i ich prawo do nauki. Z wielkim niepokojem i niedowierzaniem zauważamy, że dla liderów ZNP nie ma to jednak żadnego znaczenia" - stwierdza w przesłanym money.pl oświadczeniu rzecznik MEN Anna Ostrowska.
MEN zarzuca ZNP brak woli do dialogu
Równocześnie rzecznik podkreśla, że w przekonaniu resortu, nauczyciele powinni zarabiać więcej. Przytacza wielokrotnie odrzucane przez ZNP wyliczenia, jakoby w okresie 17 miesięcy pensje nauczycieli miały wzrosnąć o 16,1 proc.
Sławomir Broniarz cytuje "klasyka". "Te pieniądze nam się należą"
W stanowisku MEN znalazło się także zdanie o braku woli do rozmowy ze strony strajkujących. "Sławomir Broniarz oraz liderzy ZNP, mimo podejmowanych przez nas licznych prób porozumienia się w kwestii rozwiązań finansowych dla nauczycieli, nadal żądają podwyżki, która dla większości pedagogów ze stopniem awansu nauczyciela dyplomowanego (to ok. 63 proc. wszystkich nauczycieli), ma przynieść wzrost wynagrodzenia o ok. 1 800 zł. Dla budżetu państwa to kwota ok. 14 mld zł" - brzmi fragment oświadczenia Anny Ostrowskiej.
Co z egzaminami
Zanim padło ostrzeżenie o możliwości zakłócenia procesu promocji uczniów, wiadomo było, że zagrożone są także egzaminy w szkołach. Resort ratuje się błyskawicznymi zmianami przepisów o komisjach egzaminacyjnych i w przesłanym nam oświadczeniu uderza w strajkujących.
"Twierdzenie, ze możliwe jest przeprowadzenie egzaminów w innych terminach niż wyznaczone w harmonogramie, to próba przerzucenia odpowiedzialności za działania ZNP na dyrektorów szkół. To dyrektorzy zgodnie z art 44zzs ustawy o systemie oświaty odpowiadają za organizację i przebieg egzaminu w danej szkole. Uspokajamy uczniów i rodziców, egzaminy odbędą się zgodnie z harmonogramem CKE" - podkreśla rzecznik MEN.
Anna Ostrowska dodaje, że "próba zakłócenia przebiegu egzaminów zewnętrznych oznaczałaby dla ponad miliona uczniów (ponad 700 tys. przystępujących do egzaminu gimnazjalnego i egzaminu ósmoklasisty i ponad 300 tys. do matury) ogromny stres i w konsekwencji zaburzenie procesu rekrutacyjnego".
Strajk nauczycieli. Czego domaga się ZNP?
Ogólnopolski strajk w oświacie na początku marca zapowiedział Związek Nauczycielstwa Polskiego, który zrzesza ok. 200 tys. nauczycieli. Strajk zaplanowano na 8 kwietnia, ma potrwać "do odwołania" - o czym informował szef ZNP Sławomir Broniarz.
Głównym postulatem ZNP jest 1000 zł podwyżki dla nauczycieli i pracowników oświaty. Jednak nauczyciele nie ukrywają też, że nie podobają im się efekty niedawnej reformy oświaty.
Nastroje wśród nauczycieli znacznie się pogorszyły po tym, jak prezes PiS otworzył worek przedwyborczych obietnic. W zapowiedziach zmian zabrakło podwyżek dla nauczycieli, o które ci upominają się od miesięcy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl