Podczas rozmowy w programie Kuby Midla "Szczerze przy rentierze" deweloper poskarżył się, że kilka lat temu jego biznes zepsuł program 500+. Jego zdaniem z tego powodu zatrudnieni przez niego ludzie nie chcieli m.in. pracować po godzinach, powyżej 40 godzin w tygodniu. W efekcie sam musiał zakasać rękawy i kończyć prace.
Kryzys został zażegnany, a Żygowski aktualnie jest dobrze prosperującym biznesmenem. Jednak na wspomnienie pracy fizycznej, którą musiał wykonywać za swoich pracowników do dziś przechodzą mu ciarki po plecach.
Rozmowa odbiła się szerokim echem w sieci, a youtuberzy nie mieli dla dewelopera litości. - Jeżeli warunkiem powodzenia twojej firmy jest to, że ludzie będą zapi*przać po godzinach i w weekendy, [...] to jest to po prostu słaby biznes - skomentowała youtuberka Kasia Babi, która wcześniej wypowiadała się również w temacie patodeweloperki.
Rozmowę skomentował na swoim kanale także Tomasz Klarkowski. Jego zdaniem tylko typowi "Janusze biznesu" działają w oparciu o nieodpowiednie umowy, niepłacenie za nadgodziny i wykorzystywanie pracowników.
Jak zostać deweloperem w weekend
Tymczasem eksperci rynku nieruchomości, z którymi rozmawialiśmy na ten temat, nie mają wątpliwości. Ich zdaniem koniunktura na mieszkaniowym rynku sprawia, że "Januszów biznesu" w segmencie deweloperskim jest coraz więcej. W efekcie rośnie także ryzyko zjawiska tzw. patodeweloperki.
- Rynek nieruchomości stał się bardzo atrakcyjny, bo można na nim zarobić duże pieniądze. W efekcie pojawiła się na nim masa amatorów - mówi Tomasz Błeszyński, ekspert rynku nieruchomości.
Patodeweloperka. Okna z widokiem na ścianę
Jego zdaniem są to często osoby po kursach i szkoleniach. - W tej chwili jest wiele szkoleń, jak zostać deweloperem. Ludzie myślą, że po weekendowym kursie poradzą sobie z tym biznesem. Efektem jest armia biznesowych ''Januszów'', którzy próbują zarobić na deweloperce - tłumaczy Błeszyński.
W tym kontekście przytacza definicję dewelopera, którą stworzył na bazie cytatu z ‘"Ziemi Obiecanej" Władysława Reymonta: ''Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic. Będziemy deweloperami, zbudujemy mieszkania i domy, a za wszystkie nasze błędy zapłacą klienci''.
- Często spotykam się z ludźmi, którzy mówią wprost: kupiliśmy piękną działkę, będziemy budować apartamentowiec. Nie mamy doświadczenia, bo wywodzimy się branży medycznej, ale będziemy budować apartamenty - dodaje ekspert.
Rynek mieszkaniowy to nie forex
Tymczasem według Bartosza Kurka, głównego analityka firmy HRE Investment, na każdym etapie inwestycji deweloperskiej może pójść coś nie tak. - Może się okazać, że kupiliśmy ziemię, na której nie będziemy mogli zbudować tego, co planujemy. Zdarza się też, że pozwolenie na budowę, może być wstrzymane w trakcie prac budowlanych. Wykonawca może również zejść z budowy, jeśli ktoś zaoferuje mu np. wyższą stawkę - wylicza ekspert.
Według niego może się także okazać, że mieszkania, które wybudujemy, nie będą się sprzedawały, bo metraż naszych lokali jest większy niż np. preferowany w danej okolicy.
- W tym biznesie trzeba mieć nie tylko doświadczenie, ale i pokorę. Może się zdarzyć, że inwestycja opóźni się nie z naszej winy i w związku z tym będziemy musieli zwracać klientom pieniądze - dodaje Turek.
Z kolei Mariusz Kurzac, dyrektor generalny w firmie Cenatorium przyznaje, że kilka lat temu część firm, gdy wystartował program 500+, rzeczywiście miało przejściowe kłopoty, szczególnie te, które nie miały pracowników na etacie.
- Problem dotyczył zwłaszcza najemnych pracowników. Wielu z nich wychodziło z założenia, że nie mają po co pracować, skoro mają 500+ - twierdzi ekspert. Jego zdaniem firmy, które potrafiły w tym momencie odpowiednio zareagować, zatrudniły m.in. Ukraińców.
- Działalność deweloperska to biznes, który funkcjonuje łatwo tylko w teorii. Rzeczywiście mieszkania sprzedają się jak świeże bułeczki. Wystarczy działka lub firma budowlana i mamy dewelopera. W internecie jest masa podręczników czy kursów w stylu "Zostań deweloperem w weekend!", ale może to być pułapka. Dziś uda się sprzedać i zarobić, ale gdy rynek się zmieni, będzie niebezpiecznie - ostrzega Marcin Krasoń z Obido.
Jego zdaniem rynek mieszkaniowy to nie akcje czy forex, gdzie inwestor ryzykuje tylko własnym kapitałem. - Deweloperka to biznes, na który trzeba patrzeć długofalowo, nie tylko z perspektywy boomu. Doświadczony deweloper w sytuacji, gdy np. odejdzie wykonawca, znajdzie kogoś innego i będzie miał z kim dokończyć budowę, w przypadku braku doświadczenia może skończyć się to plajtą - wyjaśnia.
Według niego osoby, które są tzw. weekendowymi deweloperami są także zagrożeniem dla branży, bo ich sytuacja wpływa na szeroko rozumiany wizerunek sektora.
- Doświadczony deweloper ma za sobą kilka inwestycji. Zależy mu na budowaniu marki i utrzymaniu się na rynku. Działa też w oparciu o przepisy, zapewniając m.in. gwarancję i rękojmię, co go wyróżnia od ''Januszów'' - podsumowuje Tomasz Błeszyński.