"Stanowisko Węgier w sprawie migracji pozostaje niezmienne od 2015 r. Granice Europy muszą być mocniej strzeżone. Wydaliśmy ponad dwa miliardy euro na ochronę strefy Schengen przed nielegalnymi migrantami" - odpowiadają na pytania money.pl służby prasowe węgierskiego rządu.
Węgierski rząd, mimo bezpośrednio zadanych pytań, nie odniósł się do afery wizowej w Polsce i powrotu do kontroli na wewnętrznych granicach UE. Zwraca jednak uwagę na niepokój związany z narastającym kryzysem migracyjnym w Unii Europejskiej. Jak tłumaczy w rozmowie z money.pl dr Dominik Héjj, ekspert ds. Węgier z Instytutu Europy Środkowej, to celowe przemilczenie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jedne skrzypce
Warszawę i Budapeszt łączy wspólne stanowisko w kwestii tzw. paktu migracyjnego, a przede wszystkim jego części dotyczącej relokacji migrantów. Przypomnijmy, że rozporządzenia o zarządzaniu kryzysowym, które jest elementem unijnego paktu migracyjno-azylowego, nie poparły Węgry, Polska, Austria, Czechy, Niemcy, Słowacja i Holandia.
Pod koniec czerwca nowy pakt migracyjny został przeforsowany pomimo protestów ze strony Węgier i Polski. Mamy już wrzesień i stało się jasne, że pakt zawiódł - przekonuje nas węgierski rząd.
Węgrzy podkreślają, nie mogą spełnić unijnych żądań. Jak twierdzą, Bruksela domaga się, aby migranci zostali wpuszczeni na Węgry. "Nalega, abyśmy stworzyli obóz dla migrantów, getto dla migrantów, dla tysięcy, a nawet dziesiątek tysięcy ludzi na Węgrzech. Co więcej, chcą, abyśmy nie tylko przyjmowali tych, którzy atakują nasze granice, ale także sprowadzali migrantów z innych krajów europejskich" - czytamy w odpowiedzi Budapesztu.
Warszawa ma podobne stanowisko. Temat stał elementem kampanii wyborczej PiS, a pytanie o relokację ma się znaleźć wśród pytań referendalnych.
Rząd nie wspomina jednak o jednym zapisie w unijnym dokumencie - art. 44fa - który daje niektórym członkom UE możliwość poproszenia o całkowite odstępstwo od obowiązku solidarnej relokacji migrantów. Stanowi on, że państwo "stojące w obliczu znaczącej sytuacji migracyjnej może wnioskować o wyłączenie z relokacji". I jak zauważył ekonomista Rafał Mudry, wynegocjował go nie kto inny, jak właśnie polski rząd.
Szlak południowy
Jak pisaliśmy w money.pl, afera wizowa, czyli nieprawidłowości przy przyznawaniu wiz w polskich placówkach dyplomatycznych m.in. w Afryce, rozogniła dyskusję nad problemem migracji w naszym regionie i koniecznością przywrócenia kontroli na wewnętrznych granicach UE.
Polski rząd, stając się przekierować narrację, wskazał na rzekomy problem południowego szlaku migracyjnego. Premier Morawiecki polecił zaostrzenie działań, nakazując wprowadzenie kontroli na granicy ze Słowacją. Mają dotyczyć busów, autobusów i samochodów osobowych, co do których istnieje podejrzenie, że mogą nimi podróżować imigranci próbujący nielegalnie przekroczyć granicę.
Jak komentował w money.pl prof. Artur Nowak-Far z Kolegium Gospodarki Światowej SGH i były podsekretarz stanu w MSZ, decyzja ta "jest propagandowym manewrem wyprzedzającym".
Rząd chce narzucić narrację, że możemy czuć zagrożenie z tego kierunku. To nie ma sensu. Migranci nie chcą przywędrować do Polski i tu urządzić sobie życia. Jesteśmy krajem tranzytowym - zaznacza Nowak-Far.
Kwestia południowych szlaków zdecydowanie bardziej dotyczy Węgrów. "Główny doradca ds. bezpieczeństwa György Bakondi wyraził zaniepokojenie niedawnym wzrostem nielegalnej migracji na europejskich szlakach, zwłaszcza na greckich wyspach, co ma wpływ na cały szlak bałkański, w tym na Węgry" - czytamy we wpisie Zoltana Kovacsa, węgierskiego rzecznika rządu na platformie X (dawniej Twitter).
Twierdza Europa
Węgierski rząd w przesłanej money.pl odpowiedzi podkreśla, że migrację może powstrzymać jedynie mur na zewnętrznych granicach UE. To obecnie najbardziej obwarowany kraju Unii.
Węgierski rząd uważa, że zamiast kwot migrantów, potrzebujemy ogrodzenia granicznego i straży granicznej. Nie powinniśmy sprowadzać kłopotów tutaj, ale wysłać pomoc tam - poinformowały nas służby prasowe.
Jak przypomina w rozmowie z money.pl dr Dominik Héjj, Węgrzy od lat domagają się od Unii dofinansowania w związku z budową fizycznych zapór na granicach.
- Węgrzy mają co najmniej dwa mury. Ogrodzenia wzniesiono na granicy z Serbią i Chorwacją. Nie ma dnia, by w węgierskich mediach temat nielegalnej migracji nie został poruszony - wskazuje politolog.
Budowę pierwszego odcinka w okolicy Morahalom Węgry rozpoczęły w połowie lipca 2015 r., po decyzji o zamknięciu granicy z Serbią. Drugi mur został ukończony pod koniec kwietnia 2017 r. Przypomnijmy, że ogrodzenie ma już 155 km długości i jest wysokie na trzy metry. Koszt szacowany jest na 35,4 mln euro.
Węgry są gotowe odgrywać większą rolę w obszarach kryzysowych, w tym w coraz bardziej niespokojnym regionie Sahelu, ale na Węgrzech nie będzie kwot migrantów ani getta dla migrantów. Europejskie rozwiązanie będzie możliwe tylko wtedy, gdy Bruksela zrozumie i zaakceptuje, że na terytorium Unii Europejskiej powinny wjeżdżać tylko te osoby, których wnioski zostały wcześniej ocenione i którym udzielono pozwolenia - stwierdza w przesłanej money.pl odpowiedzi rząd w Budapeszcie.
Komisja Europejska już kilka lat temu wprost odrzuciła starania zarówno Węgier i Polski o współfinansowanie murów na zewnętrznych granicach UE.
Pierwsze fortyfikacje zbudowane zostały na granicy polsko-białoruskiej między 25 stycznia a 30 czerwca 2022 r. Polska wydała na nie 1,6 mld zł.
Polska również zakłada możliwość budowy drugiej zapory. Straż Graniczna ogłosiła przetarg na budowę zapory elektronicznej na rzece Bug, wzdłuż granicy z Białorusią. Będzie liczyła 172 km, miała około 4,5 tys. kamer i czujniki ruchu. O budowie fizycznej zapory na granicy z Obwodem Królewieckim rząd mówi od końca ubiegłego roku.
Okazuje się, że nie jesteśmy tutaj odosobnieni. W ciągu ośmiu lat zbudowano ponad 1733 km ogrodzeń. Jeszcze w 2014 r. długość murów w UE miała zaledwie 315 km.
Według danych zebranych przez Parlament Europejski do października 2022 r. długość murów na Starym Kontynencie sięgała już 2048 km.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl