Za wykorzystywanie przewagi konkurencyjnej została już ukarana Biedronka. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nałożył na portugalską sieć rekordowe 723 miliony złotych. UOKiK na tym nie poprzestał i bada od kilku miesięcy inne sieci – m.in. Eurocash i spółkę zakupową Intermarche.
Teraz to, za co UOKiK karał i ciągle karać zamierza, ma być ściślej uregulowane w ustawie. To jedna sprawa. Druga to konieczność dostosowania polskiego prawodawstwa do unijnych wymagań. Problem w tym, że polska propozycja – przekuta w projekt ustawy przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi – idzie o wiele dalej, niż trzeba. A przy okazji uderzy rykoszetem w polski handel, a także… dostawców, których teoretycznie ma chronić.
- W ramach projektu zajęto się zauważanym na wielu unijnych rynkach nadużywaniem przez duże podmioty pozycji i siły negocjacyjnej objawiającej się zwłaszcza narzucaniem jednostronnie niekorzystnych warunków współpracy mniejszym podmiotom. Chodzi o nieuczciwe praktyki godzące w pozycję rolników i przetwórców. Zaburzanie konkurencji na rynku ma negatywny wpływ na wiele innych sfer, w tym dobro końcowych odbiorców - konsumentów, a także samo rolnictwo – zaznacza dr Joanna Uchańska, partner w kancelarii Chałas i Wspólnicy.
12 mld dla koncernów
– Jedną ze zmian, które niesie nowy projekt ustawy, jest między innymi wprowadzenie maksymalnego terminu płatności za produkty spożywcze 30 dni, co jest praktyką całkowicie oderwaną od realiów rynku – mówi Maciej Ptaszyński, wiceprezes Polskiej Izby Handlu.
Jak wynika z danych PIH, obecnie terminy płatności są najczęściej ustawiane na 60 dni. To swoista linia kredytowa udzielana sklepom przez hurtowników i sprzedawców żywności. Nie tylko dużym sklepom i sieciom, ale i małym podmiotom.
Zdaniem PIH skrócenie tego terminu do 30 dni oznacza w praktyce przesunięcie ponad 12 mld zł do międzynarodowych koncernów, które kontrolują większość produkcji żywności w Polsce. Polskie sieci w praktyce wydadzą pieniądze, które wcześniej mogły jeszcze inwestować przez 30 dni.
"Polski handel zostanie wydrenowany ze znaczących środków finansowych, które zamiast finansować inwestycje w sklepy i polskie miejsca pracy w handlu – zostaną wytransferowane za granicę" – pisze Izba w komunikacie.
- To zamach na polski handel – bo kto sfinansuje małe sklepy, jeśli już teraz średni termin płatności udzielany im przez hurtowników sięga 30-45 dni? Skrócenie terminów płatności nie znajduje oparcia ani w dyrektywnie, ani w trosce o polskich przedsiębiorców. To nieprzemyślany zapis, którego konsekwencją może być załamanie się ekonomicznych podstaw prowadzenia małych sklepów – mówi Maciej Ptaszyński.
Kto ma przewagę?
Druga sprawa, która niepokoi branżę handlową, to ustalanie tego, kto ma przewagę konkurencyjną. W projekcie ustawy zapisano, że ma to być ten podmiot, który ma większe obroty. To zirytowało handlowców. W nieoficjalnych rozmowach podkreślają, że takie stawianie sprawy jest nielogiczne.
- W każdym sklepie pewne towary muszą być. Taka a nie inna cola, gumy do żucia, produkty znane, dostarczane przez międzynarodowe koncerny. Polski oddział takiego koncernu ma mniejsze obroty niż Biedronka czy Dino. I nagle okazuje się, że to jednak sklep ma przewagę konkurencyjną, choć w rzeczywistości jest odwrotnie – mówi nam nieoficjalnie przedstawiciel dużej sieci handlowej.
Dodaje też, że – jego zdaniem – dziwne jest stawianie na pierwszym miejscu właśnie obrotu, a nie zysku czy marży. Bo obroty to nie to samo co zysk, a sprzedaż drogiego towaru z kilkuprocentową marżą nie czyni nikogo bogaczem.
Z kolei Konfederacja Lewiatan zwraca uwagę na zapisany w projekcie zakaz stosowania tzw. rabatów retroaktywnych – czyli udzielanych już po transakcji.
- Nie ma co ukrywać, że taka praktyka była obecna na rynku – co wielokrotnie wykazywały organy. Z moich obserwacji wynika, że silniejsi na rynku mieli własne uzasadnienie stosowania takiego mechanizmu – organy nie były jednak tymi tłumaczeniami usatysfakcjonowane. Zapytana o to, co teraz, odpowiedziałabym, że trzeba przejrzeć swoje modele współpracy, a przede wszystkim umowy i to pilnie – dodaje dr Uchańska.
Lewiatan wskazuje jednak na fakt, że chodzi tu też (a może przede wszystkim) o rabaty, jakich udzielają sprzedawcy nabywcom w zależności od wielkości sprzedaży. Im więcej sprzedasz, tym większy dostaniesz rabat. Takie rabaty są też udzielane ze względu na wady produktów – teraz miałyby być całkowicie zakazane.
Biedronka ukarana przez UOKiK. Mamy stanowisko sieci
Lewiatan zwraca też uwagę na prawo przedsiębiorcy do obrony i zachowania tajemnicy.
- Nowe przepisy budzą wiele zastrzeżeń. Źródłem wątpliwości są te zagadnienia, których nie ma w dyrektywie, a które znalazły się w projekcie nowelizacji "przy okazji", ale też i te, które choć występują w dyrektywie, to proponuje się ich niewłaściwą i nieefektywną transpozycję. Można wskazać szereg propozycji, które w praktyce osłabiałyby prawo do obrony przedsiębiorcy w trakcie postępowania przed UOKiK lub wręcz, w niektórych przypadkach, pozbawiałby go tej obrony – mówi mec. Adrian Zwoliński, ekspert Konfederacji Lewiatan.
Przykładowo, co prawda wprowadza się zasadę, że jeśli w trakcie przeszukania urzędnik natrafi na materiały, które według przeszukiwanego są korespondencją z adwokatem lub radcą prawnym, to pozostawi je na miejscu. Ale w tym samym artykule wprowadza się wyjątek – "przeszukujący może zapoznać się pobieżnie z pismem lub dokumentem, w sposób pozwalający na ustalenie autora, adresata, tytułu oraz przedmiotu pisma lub dokumentu oraz daty jego sporządzenia".
Czyli przeszukujący urzędnik z jednej strony nie ma dostępu do materiału objętego tajemnicą adwokacką, ale z drugiej strony, może się z nim "pobieżnie zapoznać". - To grozi całkowitą i pozbawioną kontroli uznaniowością, a w efekcie iluzoryczną ochroną praw przeszukiwanego – ostrzega Zwoliński.
- W projekcie znajdują się też regulacje, które np. ograniczałyby dostęp do informacji oraz prawa świadka, czy wprowadzałyby niejasne zasady przerwania biegu terminu przedawnienia. Całościowo prowadzi on do osłabienia prawa przedsiębiorcy do obrony i należy ocenić go, choć nie tylko z tego powodu, negatywnie – dodaje ekspert.
We wspomnianym projekcie polskiej ustawy wyraźnie postawiono, w ślad za dyrektywą, na ochronę słabszych na rynku. Ma to przebiegać w ten sposób, że rozszerzono katalog nieuczciwych praktyk na rynku rolno-spożywczym (11 praktyk, które są bezwzględnie zakazane oraz 6 praktyk, które są dozwolone pod warunkiem, że zostały one wprost wymienione w umowie pomiędzy stronami (nabywcą i dostawcą produktów) i uznane przez obie strony za dozwolone).
Ministerstwo Rolnictwa będzie teraz analizowało uwagi zebrane w trakcie konsultacji społecznych.