Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Piotr Bera
Piotr Bera
|
aktualizacja

Mobilizacja do wojska uderzy w rosyjską gospodarkę. "Putina czeka bitwa o urodzaj"

Podziel się:

Nawet kilkaset tysięcy osób może zostać wcielonych do rosyjskiej armii w wyniku mobilizacji ogłoszonej przez Władimira Putina. To oznacza pogłębienie problemów gospodarczych Rosji, w którą już uderzają sankcje Zachodu. W kamasze idą pracownicy sektora lotniczego, kierowcy, urzędnicy, górnicy i rolnicy.

Mobilizacja do wojska uderzy w rosyjską gospodarkę. "Putina czeka bitwa o urodzaj"
Decyzja Władimira Putina o mobilizacji do wojska wpłynie na rosyjską gospodarkę (East News, Sergei Bobylev)

Minister obrony Sergiej Szojgu mówił o mobilizacji 300 tys. osób. Rosyjskie media podały, że tajna klauzula w dekrecie Putina pozwoli wciągnąć do wojska nawet milion rezerwistów. W rzeczywistości dokładną liczbę trudno oszacować.

- Nikt nie zna dokładnych liczb. Ale z pewnością do wojska trafi bardzo wiele osób, co pogłębi kryzys ekonomiczny, który już w Rosji jest - mówi dla money.pl dr hab. Jędrzej Morawiecki z Uniwersytetu Wrocławskiego, pisarz, socjolog i znawca Rosji, który każdego dnia prowadzi przegląd rosyjskiej propagandy w mediach.

W czwartek Polski Instytut Ekonomiczny wskazał, że prognozowany spadek PKB w Rosji za 2022 r. wyniesie 4,2 proc. Z kolei sam eksport zmniejszy się o 15,1 proc.

- Rosja cierpi na odpływ wykwalifikowanych pracowników. W czerwcu odnotowała historyczne minimum bezrobocia od 1991 r. Wynika to nie z dobrej koniunktury, lecz z niskiej aktywności zawodowej. Szczególnie dotkliwa dla Rosji jest emigracja wysoko wykwalifikowanej siły roboczej. Eksperci Rosyjskiej Akademii Nauk wskazują, że około 60 proc. wyjeżdżających z kraju posiada wykształcenie wyższe, natomiast wśród imigrantów dominują osoby, które ukończyły maksymalnie liceum (około 50 proc. przybywających) - podkreśla PIE.

Ze względu na mobilizację odpływ pracowników będzie jeszcze większy. A to tylko zwiększy problemy.

Mobilizacja w Rosji. Branża lotnicza ostrzega

Oficjalnie Kreml zastrzegł, że mobilizacji podlegają jedynie osoby, które już służyły w wojsku, mają doświadczenie w boju czy posiadają wojskową specjalizację rejestracyjną. Mowa przede wszystkim o szeregowych i sierżantach do 35. roku życia czy starszych oficerach do 55 lat. W praktyce wygląda to jednak inaczej, o czym pisze niezależny serwis Meduza. Podaje on przykłady mobilizacji 49-letniego szeregowca i 51-letniego porucznika.

Na masową skalę wezwania otrzymują mężczyźni z branży lotniczej. Większość pilotów to oficerowie rezerwy lub szeregowi po służbie wojskowej. Dziennik "Kommiersant" podkreśla, że mobilizuje się nie tylko załogi, ale też specjalistów ds. technicznych, informatyków oraz handlowców. Już jest problem ze znalezieniem personelu, który częściowo wyjechał z kraju już wiosną. To może mieć krytyczne znaczenie dla funkcjonowania całej branży.

"Inżynierowie lotnictwa i informatycy to bardzo specyficzne specjalizacje, jest ich niewielu, a każdy jest na wagę złota od początku sankcji" - czytamy.

Mobilizacja w Rosji. Putina czeka drugi front

Nie chodzi tylko o lotnictwo. To jeszcze rolnictwo, znikają też urzędnicy oraz kierowcy i mechanicy. Tych ludzi można próbować zastępować studentami bez doświadczenia, ale to tylko teoria - wyjaśnia dr Morawiecki. - Może posypać się cały transport i park maszynowy - lotniczy i naziemny, którego w Rosji starczy na 2-3 lata. Wszystko potem się rozpadnie. Już występują problemy z naprawą traktorów: rozbiera się jedne, żeby poskładać drugie. Masowa mobilizacja może przyspieszyć ten proces.

Na obszarach rolniczych już dochodzi do protestów albo raczej okazuje się niezadowolenie, żeby nie zostać ukaranym.

- Trwają plony, a do wojska powołuje się naczelników kołchozów, mechaników traktorów i kombajnów, kombajnistów. Putina czeka bitwa o urodzaj, będą mieć wewnętrzny drugi front. Gospodarstwa rolne szykują swoje listy osób, które nie powinny trafić do wojska, bo są niezbędne na miejscu, ale władze nie muszą ich respektować. Od dziesięcioleci nie było w Rosji takiej mobilizacji, to ogromne narzędzie represji i nadużyć. Jeśli ktoś będzie niewygodny politycznie lub w samym zakładzie pracy, to pojedzie na wojnę. W stalinizmie było to samo - przypomina dr Morawiecki.

Jak dodaje ekspert "znikają też urzędnicy - w jednym z regionów nawet 150 osób - strażacy i lekarze". Potwierdzają to historie opisane przez Meduzę, która otrzymała szereg wiadomości od przeciwników mobilizacji i ich rodzin - lekarzy, operatora drona, konstruktorów. Na front trafiają też studenci, co pokazują nagrania z Buriacji, i osoby bez żadnego doświadczenia wojskowego. Mówi się, że nie jest to częściowa, ale pełna mobilizacja.

"Wśród już zmobilizowanych jest dyrektor szkoły ogólnokształcącej we wsi Kyren. Jeśli w całej Buriacji jest około 980 tys. ludzi, to można zmobilizować 6-7 tys. osób" - pisze Meduza. Kobieta z Buriacji dodała w rozmowie z dziennikarzami, że na Ukrainę pojechało walczyć trzech jej synów, a teraz dołączy do nich zięć. "I każdy chce walczyć, każdy. Mężczyźni są trochę szaleni" - uznała.

Jakub Wiech z Energetyka24 dodaje, że do komisji wojskowych muszą stawić się również górnicy.

Sektor IT w zapaści

Oficjalnie pracownicy z sektora IT mają odroczoną służbę wojskową. Nawet zachęca się też innych do przekwalifikowania się, gdyż brakuje rąk do pracy. Z powodu sankcji utracono wiele licencji na oprogramowanie, więc próbuje się używać pirackich wersji czy łamać kody źródłowe - mówiła w lipcu Elena Semenovskaya z firmy IDC w rozmowie z Bloombergiem.

Dlatego na razie informatycy powinni czuć się bezpieczni. Rząd proponował nawet wprowadzenie ulg hipotecznych, żeby specjaliści nie wyjechali z kraju. Państwowe firmy mają też przejść na ojczyźniany system operacyjny zamiast Windowsa, a ten pewnie zbyt dobrze obecnie w Rosji nie działa. Internet w przyszłym roku będzie wolniejszy, to samo czeka inwestycje, już z nich rezygnują. Rosjanie nie wiedzą, jak będzie wyglądało wydobycie gazu, a Chiny sprawy nie załatwią. Teraz trzeba wycisnąć, ile się da. Informatycy są chronieni, ale nikt nie wie, jak długo. W wojsku też mogą się przydać - ocenia Morawiecki.

Mięso armatnie ze wschodu

Buriacja czy Tatarstan to republiki Federacji Rosyjskiej i to z tych regionów tysiące osób wejdzie do armii. Zdaniem Marka Hertlinga, emerytowanego generała armii amerykańskiej, umieszczanie na linii frontu nowicjuszy nie wróży niczego dobrego.

- Wyobraźmy sobie teraz młodego Rosjanina, który nigdy nawet nie chciał walczyć, pojawiającego się na froncie z jeszcze mniejszym przeszkoleniem. Będą mięsem armatnim - powiedział dla "Forbesa".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Inwestycja Żabki w małą gastronomię. To już nie tylko sklep

Zdaniem Jędrzeja Morawieckiego początkowo na większą skalę mobilizowani będą ci mniej wykształceni, np. Buriaci. - Oni wiedzą, że nie mają słowiańskiej urody, jak sami mówią, mają skośne oczy i nie nadają się do gwardii honorowej na Placu Czerwonym. Do tego zaledwie 29 proc. społeczeństwa rosyjskiego ma paszporty, głównie osoby z Moskwy i Petersburga. Gdzie oni mają uciekać przed wojną? Jak sami mówią: "Bierze się nas po to, żebyśmy zmarli. Ale jesteśmy putinowskimi Buriatami i nikt nie będzie obrażać narodu i ofiar, które zginęły". Jednocześnie są świadomi kolonizacji i lojalni wobec władzy.

Buriaci oraz inne narody azjatyckie w ramach Rosji mają "rozdwojenie jaźni". - Historia Rosji to cenzura i terror. Po upadku ZSRR mieli przez chwilę demokrację, ale dla nich to "gównokracja". Panowała bieda, rozleciały się struktury KGB, powstało państwo mafijne, które rządzi do dziś - ocenia dr hab. Morawiecki.

Wyjazd na wojnę ma wymiar ekonomiczny. Wykładowca UWr szacuje, że w Rosji nauczyciel zarabia ok. 7,5 tys. rubli miesięcznie (ok. 600 zł). W wojsku ta kwota może być nawet sześć razy większa.

Komuś urodziło się dziecko albo ma kredyt do spłacenia. Dlatego się cieszy, że może dorobić na wojnie. Część z nich zginie, ale mieszkańcy i tak o tym nie wiedzą. Pogrzebów nagrywać nie wolno, rozmawiać o nich też nie. A Szojgu mówi jedynie o 5 tys. zmarłych - zaznacza wykładowca.

Drenaż elit i bunt

Mobilizacja w Rosji przebiega chaotycznie i bez planu. Na niezależnym kanale Możem Objasnit na Telegramie napisano o rekrutacji już nieżyjących Buriatów. To jednak nie dziwi dr. Morawieckiego.

Mają potężny bałagan. W Rosji trwa drenaż intelektualny, jest selekcja negatywna w kadrach zarządzających. Gdy jeździłem do Rosji, to regiony funkcjonowały całkiem nieźle. Wybory gubernatorów nie były do końca ustawiane, działała pomoc socjalna oraz NGOS-y - nawet za Putina. Później to się zmieniło. Zaczęto wycinać niewygodnych, zmobilizowano nawet jednego wicegubernatora. Jest mnóstwo oskarżeń o korupcję, domniemane samobójstwa na stanowiskach kierowniczych. Putin ogłosi rekordowe zbiory zboża tak jak w ZSRR. Ale duża część będzie niskiej jakości z powodu problemów z przechowywaniem go oraz obróbką, do czego doprowadzi mobilizacja.

Na większy bunt nie ma jednak, co liczyć. Przynajmniej na razie

- Każdemu wydaje się, że wojna nie będzie go dotyczyć. Nauczyli się żyć jak wodorosty pod wodą - na powierzchni coś się dzieje, a "my musimy przetrwać". Tak było po aneksji Krymu. Największe protesty za Putina dotyczyły traktorzystów i kierowców ciężarówek. Wtedy na jednej z fabryk napisano na dachu, żeby Putin ich uratował. Car dobry i źli bojarzy. Niewielkie protesty w Moskwie i Petersburgu niczego nie zmienią - stwierdza ekspert.

Piotr Bera, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl