Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Agnieszka Zielińska
Agnieszka Zielińska
|
aktualizacja

Na rynku gazu robi się nerwowo, a Polska wciąż negocjuje z Norwegami. "Jeśli ma być szybko, nie będzie tanio"

Podziel się:

Widmo braku gazu w Europie staje się coraz bardziej realne. Tymczasem kanclerz Olaf Scholz ogłosił, że Norwegia zwiększyła dla Niemiec produkcję gazu i tej zimy naszym sąsiadom gazu nie zabraknie. Jednocześnie Norwegia ogłosiła, że nie zwiększy wydobycia. Sytuacja robi się więc coraz trudniejsza, zwłaszcza że Polska negocjuje z Norwegami kontrakty dla Baltic Pipe. – Nie ma wątpliwości, że będziemy musieli ustawić się w kolejce. Przed nami są dużo więksi i bogatsi – mówi money.pl Andrzej Sikora, prezes Instytutu Studiów Energetycznych.

Na rynku gazu robi się nerwowo, a Polska wciąż negocjuje z Norwegami. "Jeśli ma być szybko, nie będzie tanio"
Premier Morawiecki nie tak dawno skrytykował Norwegię i wezwał ją do podzielenia się "gigantycznymi, nadmiarowymi" zyskami, które osiąga ona z handlu ropą i gazem (Agencja Gazeta, Sławomir Kamiński)

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz ogłosił, że jego kraj porozumiał się z Norwegami w sprawie dostaw gazu. - Norwegia zwiększyła dla nas produkcję gazu. Pomoże to przetrwać tę zimę i ponownie napełnić nasze zbiorniki gazu w przyszłym roku – oświadczył.

Jednak niemieckie media nie są już tak optymistyczne. Zdaniem dziennika "Die Tageszeitung", szef niemieckiego rządu liczył na dodatkowe dostawy gazu z Norwegii, ale się mocno rozczarował.

Jeśli kanclerz Olaf Scholz, po wizycie u swojego socjaldemokratycznego odpowiednika Jonasa Gahr Støre w Oslo miał nadzieję wrócić do domu z obietnicą dodatkowych dostaw gazu ziemnego, to musiał być rozczarowany. Premier Norwegii poinformował go, że obecne wydobycie to maksimum możliwości kraju – pisze niemiecki "Taz".

Sam norweski premier po spotkaniu z kanclerzem Niemiec przypomniał, że Norwegia i tak zwiększyła wydobycie gazu o 10 proc. po ataku Rosji na Ukrainę, aby zwiększyć eksport tego paliwa do Europy. – To maksimum naszych możliwości – oświadczył.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Inwestycja Żabki w małą gastronomię. To już nie tylko sklep

Polska wciąż negocjuje, kluczowa jest cena

Justyna Trubalska, ekspertka w dziedzinie energetyki Fundacji Puławskiego i doktor nauk społecznych na Wydziale Politologii Uniwersytetu Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie, nie jest zdziwiona tym, że Niemcy jako pierwsze zapewniły sobie dostawy gazu z Norwegii.

Potrzeby energetyczne i konieczność zastąpienia dostaw z Rosji wymagały szybkich i zdecydowanych działań w kierunku zmiany dostawcy. Podpisanie umowy z Niemcami nie zamyka jednocześnie drogi do zakupu surowca przez Polskę, natomiast musimy być przygotowani, że cena gazu ziemnego będzie wyższa w stosunku do tego, co zapłacą Niemcy, przede wszystkim ze względu na wielkość zakontraktowanych dostaw – ocenia.

Według niej tym, co może ostudzić zainteresowanie Norwegów podpisaniem kontraktu z Polakami, jest jedynie cena.

Przypomnijmy, uroczyste otwarcie gazociągu Baltic Pipe ma nastąpić już we wrześniu. Jednak wciąż nie wiadomo, ile gazu i kiedy nim popłynie, bo kontrakty gazowe nadal nie są dopięte, Polska wciąż je negocjuje.

PGNiG uspokaja, informując, że "prowadzi rozmowy z dużymi graczami". Dodaje także, że są one w newralgicznym momencie. Spółka nie chce jednak podawać żadnych szczegółów, bo skuteczne negocjacje "lubią ciszę".

Eksperci tymczasem wskazują, że Norwegia nie jest łatwym rozmówcą. Powód? Norwegowie żądają za swój gaz cen giełdowych. Mogą dyktować ceny, ponieważ obecnie – w związku z brakiem gazu z Rosji – kraj ma wielu chętnych na błękitny surowiec i wykorzystuje ten fakt w negocjacjach.

Z tego powodu w maju premier Mateusz Morawiecki skrytykował Norwegię i wezwał ją do podzielenia się "gigantycznymi, nadmiarowymi" zyskami, które kraj ten osiąga z handlu ropą i gazem. Stwierdził też, że jest to "żerowanie na tym, co się dzieje", nawiązując do wojny w Ukrainie.

– Paradoksalnie, jeśli nawet nie uda się wynegocjować dobrej ceny z Norwegią, może warto będzie rozważyć zakup surowca z Niemiec. Jeśli cena dla Polski będzie za wysoka, oznacza to poszukiwanie innych opcji, ale one też nie będą atrakcyjne cenowo. Zgodnie ze znaną tezą "jeśli ma być szybko, nie będzie tanio", i na to musimy być przygotowani – mówi Justyna Trubalska.

Dodaje, że trudno się dziwić przedsiębiorstwom energetycznym, bo jak wszystkie inne są nastawione na zysk, zatem przy wyborze państw-odbiorców będą kierowały się głównie rachunkiem ekonomicznym.

Jest kolejka, przed nami są bogatsi

Według Andrzeja Sikory, prezesa Instytutu Studiów Energetycznych, w tej chwili zaczyna się spełniać scenariusz, o którym mówił w rozmowie z money.pl już w maju.

Gazu zaczyna brakować w całej Europie. Efekt jest taki, że będziemy musieli ustawić się po niego w kolejce. Problem w tym, że jesteśmy w niej dopiero na czwartym lub nawet piątym miejscu, bo przed nami są dużo więksi i bogatsi – mówi nasz rozmówca.

Przypomina zarazem, że Europa importowała z Rosji około 150 mld metrów sześciennych gazu, z czego same Niemcy około 70 mld metrów sześciennych. Dlatego, nawet jeśli Norwegowie zwiększyliby w jakimś stopniu swoje wydobycie, to nie rozwiąże to obecnych problemów Europy.

Szef Instytutu Studiów Energetycznych uważa, że niezależnie od tego, jaki będzie finał naszych negocjacji z Norwegami, powinniśmy wdrożyć już program oszczędności.

Przypomnijmy, pod koniec lipca przedstawiciele państw Unii Europejskiej porozumieli się w sprawie planu dotyczącego ograniczenia zużycia gazu ziemnego. Dokument zakłada, zgodnie z propozycją Komisji Europejskiej, ograniczenie zużycia gazu ziemnego w okresie od 1 sierpnia 2022 roku do 31 marca 2023 roku o 15 proc.

Polska musi być przygotowana na ewentualność, że trzeba będzie zarówno zacząć oszczędzać gaz, jak i się nim dzielić. W dodatku, gdyby cała Europa rzeczywiście ograniczyła zużycie gazu o 15 proc., to potrzebowałaby aż ok. 50 do 60 mld metrów sześciennych gazu mniej – mówi Andrzej Sikora.

Tymczasem – jak mówi nasz rozmówca – w Polsce zamiast wdrażania programu oszczędności wciąż słyszmy, że nic nam nie grozi, a nasza sytuacja jest najlepsza w Europie. – Od rządu słyszymy, że nie zabraknie ani gazu, ani węgla. Dodatkowo odgrażamy się, że nie będziemy się z nikim dzielić – mówi Sikora.

Przypomina, że minister klimatu Anna Moskwa niejednokrotnie informowała, że Polska nie zgodzi się na ograniczenie dostaw gazu, jeśli państwa członkowskie UE będą zmuszone do redukcji zużycia o 15 proc.

Polska zmniejszy w tym roku zapotrzebowanie na gaz o 17 proc.

Tymczasem mechanizmy solidarnościowe przyjęte w Unii Europejskiej zakładają, że w razie kryzysu dostaw gazu państwa dzielą się zapasami strategicznymi. Chodzi o rozporządzenie SoS. To unijny sposób na to, jak radzić sobie z kryzysem dostaw przy jednoczesnej ochronie odbiorców wrażliwych, czyli na przykład szkół czy szpitali w państwie, które dzieli się gazem.

Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny Biznes Alert, zwraca uwagę na fakt, że Polska o wprowadzenie mechanizmów solidarnościowych zabiegała przez lata.

– Rozporządzenie SoS reguluje zasady dzielenia się zapasami gazu wśród odbiorów wrażliwych państw członkowskich. To oznacza, że szpitale, szkoły i inni odbiorcy wrażliwi są chronieni w pierwszej kolejności w skali całej Unii, niestety może to się odbywać kosztem sektora przemysłu w danym państwie – tłumaczy.

Zwraca uwagę, że z powodu wysokiej ceny błękitnego paliwa Polska już zmniejszyła zapotrzebowanie na gaz.

Dane resortu klimatu wskazują, że z tego powodu Polska zmniejszy zapotrzebowanie na gaz o 17 proc., czyli nawet 2 proc. więcej, niż wskaźnik, który zaproponowała Komisja Europejska i to tylko dlatego, że gaz jest horrendalnie drogi. Stąd może brać się niechęć do odgórnego oszczędzania. Wpisuje się to także w dyskusję o suwerenności w ramach UE, ale to już czysta polityka – uważa Jakóbik.

Programy oszczędzania energii powinny być rozpisane na lata

Justyna Trubalska nie wierzy w szybkie efekty programów nastawionych na oszczędności gazu i energii.

– W Polsce rzeczywiście nie ma dokumentu, który w sposób kompleksowy nastawiony byłby na oszczędzanie energii. Dużą naiwnością jest jednak założenie, że przyniósłby on szybkie i wymierne efekty, ze względu chociażby na koszty, które są wpisane w jego realizację. Programy o charakterze powszechnym zazwyczaj są rozpisane na lata i podzielone na etapy, a to wymaga czasu – tłumaczy.

Jej zdaniem, w nadchodzącym sezonie grzewczym rząd powinien wdrożyć najprostsze sposoby oszczędzania energii. Przykład?

Przykręcanie ogrzewania nawet o  jeden stopień Celsjusza. Według ekspertów, pozwoli to zaoszczędzić o ok. 5 proc. zużycia energii w gospodarstwie domowym, w kontekście całego okresu grzewczego i da korzyści w skali ogólnokrajowej. Takie działania będą więc odczuwalne – uważa ekspertka.

Przygotowując ten artykuł, wysłaliśmy pytania do PGNiG. Zapytaliśmy spółkę, na jakim etapie są nasze negocjacje z Norwegami dotyczące Baltic Pipe? Poprosiliśmy także o komentarz na temat informacji kanclerza Olafa Scholza, że Niemcy porozumiały się z Norwegami w sprawie dostaw gazu. Zapytaliśmy, co to oznacza dla Polski? Czy utrudni nam podpisanie kontraktów z Norwegami, czy wręcz przeciwnie? Na odpowiedzi czekamy.

Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl