Wysoka inflacja spędza sen z powiek obywatelom wielu krajów, które usiłują gasić ją seryjnymi podwyżkami stóp procentowych. Jednak tak agresywnej polityki monetarnej jak Zimbabwe nie prowadzi żadne państwo na świecie. Bank centralny tego afrykańskiego kraju podnosi główną stopę procentową z 80 do 200 proc. Oznacza to wzrost o 12 tys. punktów bazowych, począwszy od lipca tego roku. To już kolejna podwyżka stóp procentowych. Skumulowany tegoroczny wzrost wynosi 14 tys. punktów bazowych, co czyni go jednym z najwyższych na świecie.
Zimbabwe mierzy się hiperinflacją. Według najnowszych danych ceny są o 191,6 proc. wyższe niż rok wcześniej. Osłabia to popyt i zaufanie konsumentów do władz. Tamtejszy odpowiednik Rady Polityki Pieniężnej, organu działającego przy banku centralnym, który odpowiada za politykę monetarną, przekonuje, że brak reakcji na inflację zniweczyłby to, co ich gospodarka osiągnęła w ciągu ostatnich dwóch lat.
Drastycznie rosnące ceny towarów to wina zakłóceń w łańcuchach dostaw. Trzycyfrowy poziom inflacji utrzymuje się tam już drugi miesiąc z rzędu - w maju inflacja wynosiła 131,7 proc., a czerwcu 191,6 proc. Skokowe wzrosty są pokłosiem wojny w Ukrainie oraz w dalszym ciągu utrzymujących się obostrzeń covidowych.
Trudna sytuacja gospodarcza Zimbabwe kładzie się to cieniem na lokalnej walucie. Kurs Dolara Zimbabwe spadł o 69 proc. do 361 dolarów amerykańskich. Osłabienie tej waluty doprowadziło do tego, że ludzie zaczęli używać dolarów amerykańskich do płacenia za wszystko: od żywności przez paliwa i leków po czesne.
Jak podaje Bloomberg, w poniedziałek minister finansów Zimbabwe Mthuli Ncube ogłosił, że rząd zalegalizuje użycie dolara amerykańskiego przez następnych 5 lat. To ma pomóc w ustabilizowaniu własnej waluty.
Poprzednie próby zapobieżenia załamaniu się waluty Zimbabwe obejmowały 10-dniowy zakaz udzielania kredytów bankowych, ograniczenia handlu na Zimbabwe Stock Exchange, umożliwienie firmom płacenia podatków w jednostce lokalnej oraz wprowadzenie nowego kursu międzybankowego.