NBP na banerze montowanym na swojej siedzibie wskazuje, że główne przyczyny inflacji to:
- Agresja rosyjska w Ukrainie
- Pandemia i jej skutki
Napis obok stwierdza, że "obciążanie NBP i rządu winą za wysoką inflację wpisuje się w narrację Kremla".
Bardzo trudno jest sobie wyobrazić tego typu banery wywieszone na budynkach Europejskiego Banku Centralnego czy Rezerwy Federalnej w Stanach Zjednoczonych (a przecież tam też odczuwano skutki pandemii i wojny).To już samo w sobie jest niedorzeczne i szokującego, nie mówiąc już o rozdzielności banku centralnego od rządu – podkreśla w komentarzu dla money.pl Kostecki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Putininflacja już się skończyła
Tezy NBP o inflacji wziął z kolei pod lupę na swoim Twitterze. "Timing punkt 1. idealny" – ironizuje Kostecki.
Dlaczego? Jak zauważa ekspert, w maju 2023 r. doszliśmy do momentu, w którym pszenica, gaz czy ropa są tańsze niż przed inwazją Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. Równocześnie także polski złoty odzyskał siły.
Zamiast wieszać wielkie transparenty, wystarczyłoby powiedzieć, że za inflację odpowiada stymulus monetarny i fiskalny w odpowiedzi na skutki pandemii w celu ochrony gospodarki przy dodatkowych szokach podażowych i energetycznych spowodowanych wojną – zauważa Kostecki.
Na zaprezentowanym przez niego wykresie widać, jak w trakcie pandemii gwałtownie rosła suma bilansowa NBP:
Luzowanie ilościowe na niespotykaną wcześniej skalę stosowały banki centralne na całym świecie, jak jednak podkreślają zgodnie eksperci, wiąże się to z ryzykiem inflacyjnym, z którym boryka się teraz także Polska.
Jak zauważa ekspert, obecna inflacja "jest kosztem tej ochrony, bo nie ma nic za darmo, i też by występowała, gdyby nie wojna". Wojna "przejściowo dorzuciła szok energetyczny, ale już go nie ma".
Nie można powiedzieć, że to były działania złe, one musiały nastąpić i były dobre, tylko niepotrzebnie jest się od tego teraz odcinać i tworzyć inną narrację – ocenia Kostecki.
Jeszcze przed wojną i pandemią mieliśmy 5 proc. inflacji cen usług
NBP rozpoczął zacieśnianie polityki monetarnej pod koniec 2021 r. Cykl podwyżek stóp został zatrzymany rok później. Od posiedzenia we wrześniu 2022 r. stopy procentowe są w Polsce na niezmienionym poziomie, równocześnie wielu ekspertów wskazuje, że w zacieśnianiu nie pomaga NBP luźna – w ich ocenie – polityka fiskalna rządu PiS.
Ekonomiści już wcześniej zresztą, przed pandemią i wojną w Ukrainie, przestrzegali rząd i NBP przed nadmiernym rozgrzewaniem gospodarki w sytuacji, gdy inflacja zaczynała drogę ponad inflacyjny cel NBP (2,5 proc. z 1 pp. odchylenia w średnim okresie). Oto na przykład wykres pokazujący, jak na jesieni 2019 r. ceny usług szły w górę w tempie 5 proc. rok do roku:
Wojciech Stępień, ekonomista BNP Paribas, określił wówczas ten wykres jako być może "najważniejszy wykres z polskiej gospodarki". Wtedy nikt jeszcze nie słyszał ani o pandemii koronawirusa, ani o wojnie w Ukrainie.
Spirala wyborczych obietnic też może mieć proinflacyjny efekt
W 2023 r. mamy do czynienia z innym zjawiskiem niepokojącym ekonomistów. Chodzi o ostatnie obietnice wyborcze. Sama waloryzacja 500 plus (propozycja PiS) czy podniesienia kwoty wolnej do 60 tys. zł (propozycja PO) będą kosztować budżet dodatkowo odpowiednio około 25 mld zł i 35 mld zł rocznie. To prawdopodobnie nie koniec tego typu propozycji.
Sławomir Dudek, prezes Instytutu Finansów Publicznych, policzył, że zwiększą one poziom polskiego deficytu do 5,7 proc. PKB w 2024 r., co da nam pod tym względem pierwsze miejsce w UE.
Z kolei Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl, zauważa w swoim komentarzu do najnowszych danych o inflacji bazowej w Polsce (12,2 proc. w kwietniu), że w związku z "zapowiadanym bodźcem fiskalnym odpowiadający wartością 1 proc. PKB istnieje zagrożenie utrzymywania się na tym polu szczególnie uporczywej presji inflacyjnej".