Podczas mowy inauguracyjnej Donald Trump zapowiedział "odzyskanie Kanału Panamskiego". "Economist" zauważa, że takie oświadczenie zwróciło uwagę polityków, którzy tradycyjnie postrzegali USA jako strażnika suwerenności innych państw.
Mimo to, portal podkreśla, że wyzwania współczesnej polityki USA, takie jak rywalizacja z Chinami, wojna w Ukrainie czy konflikty na Bliskim Wschodzie, są bardziej istotne niż kwestia opłat za przepływ amerykańskich statków przez Kanał Panamski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nawiązanie do tradycji McKinleya
Trump w swojej przemowie odwołał się do prezydentury Williama McKinleya (1897–1901), który był zwolennikiem protekcjonizmu, wysokich ceł oraz bliskiej współpracy z ówczesnymi miliarderami. Za czasów McKinleya USA zyskały nowe terytoria i powstał Kanał Panamski, co Trump stawia jako historyczny wzór dla swojej polityki.
Jednak w przeciwieństwie do tradycji konsolidacyjnych mów inauguracyjnych, Trump pominął próbę jednoczenia społeczeństwa, skupiając się na zapowiedziach o symbolicznym znaczeniu.
Bliskość z technologicznymi oligarchami
Podobnie jak McKinley, Trump utrzymuje bliskie relacje z klasą współczesnych oligarchów. Na ceremonii zaprzysiężenia najlepsze miejsca zarezerwowano dla takich osób jak Elon Musk, Jeff Bezos i Mark Zuckerberg, którzy znacząco wsparli kampanię Trumpa i uroczystości inauguracyjne.
"Economist" zauważa, że McKinley także korzystał ze wsparcia największego finansisty swoich czasów, J.P. Morgana, co wskazuje na wyraźne podobieństwa w podejściu obu prezydentów do finansowego zaplecza.
Mimo otwartej retoryki Trump pozostaje niejasny w kwestiach kluczowych dla współczesnych wyzwań politycznych. W kontekście Chin wspomniał jedynie o ich wpływie na Kanał Panamski, zaś Ukrainę przywołał pośrednio, krytykując wcześniejsze "nielimitowane fundusze" na obronę cudzych granic zamiast amerykańskich.
Trump ogłosił, że jego prezydentura zapoczątkuje "złoty wiek Ameryki". Jednak "Economist" zauważa, że protekcjonizm, ekspansja terytorialna i obsesja na punkcie Panamy przypominają "pozłacany wiek" z czasów McKinleya, charakteryzujący się nierównościami i dominacją wielkich korporacji.