"Nie warto odpuszczać" – napisał na Facebooku Mariusz Sowiński, legnicki prawnik specjalizujący się w sprawach ubezpieczeń społecznych. Do wpisu dołączył kopię świeżego, jeszcze nieprawomocnego, wyroku Sądu Rejonowego w Legnicy z 15 lutego.
Z krótkiego opisu zamieszczonego przez prawnika oraz załączonej kopii wyroku sądowego wynika, że klientka Mariusza Sowińskiego, której działalność gospodarczą w innym postępowaniu sąd uznał za pozorną, nie musi zwracać ZUS-owi pobranych zasiłków (chorobowego, macierzyńskiego i opiekuńczego) w łącznej kwocie 230 tys. zł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Wygrana z ZUS w ważnej sprawie, która dotyczyła zwrotu ponad 230 tys. zł zasiłku. Najważniejsze było to, że decyzja ZUS o zwrocie świadczeń wydana została po tym, jak wcześniej sąd apelacyjny stwierdził, że płatnik nie podlega ubezpieczeniom, nie prowadził działalności gospodarczej, bo zdaniem ZUS i sądu była to działalność pozorna. Zatem przegranie sprawy o prowadzenie działalności gospodarczej nie oznacza konieczności zwrotu wypłaconych wcześniej zasiłków" – napisał legnicki prawnik.
Emocje i argumenty sądu
W rozmowie z money.pl Mariusz Sowiński zaznacza, że sąd nie wydał jeszcze pisemnego uzasadnienia do wyroku, gdyż orzeczenie jest z ubiegłej środy. Jednak jak podkreśla, dla legnickiego sądu kluczowe było ustalenie, czy pobierając świadczenia z ZUS, kobieta miała świadomość, że się jej nie należały.
Prawnik wskazuje, że sąd zapoznał się w toku sprawy z całą dokumentacją, jaką ZUS wymieniał z jego klientką w czasie prowadzenia przez nią pozorowanej działalności gospodarczej. Były w niej bardzo różne dokumenty, w tym np. zawiadomienia o kontroli jej firmy.
Moja klientka, otrzymując przelewy z ZUS-u, nie miała świadomości, że świadczenia związane z jej ciążą i macierzyństwem jej nie przysługują. ZUS utwierdzał ją bowiem w przekonaniu, że ma ona do nich pełne prawo – podkreśla prawnik.
Zwraca również uwagę, że gdyby ZUS miał wątpliwości, czy świadczenia te należały się kobiecie, wstrzymałby wypłaty, ale tego nie zrobił.
Dodaje, że jego klientka działała zgodnie z ówcześnie obowiązującymi przepisami.
Przypomnijmy: dzięki obowiązującym jeszcze kilka lat temu przepisom przedsiębiorcy, wpłacając, chociażby tylko jedną wysoką składkę dobrowolnego ubezpieczenia chorobowego, zyskiwali uprawnienie do pobierania równie wysokich świadczeń w razie choroby czy macierzyństwa.
Sądowa ruletka szczęścia?
Część osób, która skorzystała z tego przepisu, ma dziś sprawy w sądach z ZUS-em o zwrot pobranych świadczeń. Postępowania te kończą się dla ubezpieczonych bardzo różnie.
ZUS w wielu przypadkach posądza ubezpieczonych np. o pozorną działalność gospodarczą – tak jak było to w wyżej opisanej sprawie – badając wnikliwie ich przychody z działalności przed, w trakcie i po zakończeniu pobierania świadczenia. Jeśli przychodów w okresach niezasiłkowych nie było, ubezpieczonym trudno jest udowodnić, że faktycznie prowadzili firmy.
– Sprawy o zwrot świadczeń to prawdziwa loteria, gdyż na wygraną czy przegraną składa się nie tylko dobre przygotowanie do sprawy. Zależy to również od tego, w jakim regionie Polski się sądzimy i jakie poglądy ma dany sędzia – uważa Katarzyna Nabożna-Motała, adwokat i przedstawicielka Stowarzyszenia Ruch Społeczny Kobiety Na Działalności Gospodarczej Kontra ZUS.
Dodaje, że jedne sądy w Polsce zwalniają ubezpieczonych od zwrotu świadczeń, inne wręcz przeciwnie – nakazują im oddanie pieniędzy.
Przykładowo, w innym prawomocnym wyroku Sądu Okręgowego w Legnicy z listopada 2022 r. sędzia stwierdził, że mimo pozornej działalności, inna przedsiębiorczyni z Legnicy – fryzjerka – nie musi zwracać ZUS-owi 160 tys. zł, których domagał się od niej Zakład.
W uzasadnieniu do wyroku sąd podkreślił, że wcześniejszy wyrok sądu we Wrocławiu, który potwierdził zarzuty ZUS-u, że fryzjerka ta prowadziła pozorną działalność, nie może przesądzać o zwrocie zasiłków.
Wrocławski sąd badał bowiem jedynie, czy prowadzona działalność stanowiła tytuł do ubezpieczeń, tj. "czy działalność ta miała takie cechy jak: ciągłość, zarobkowość i zorganizowanie".
Żadne przepisy ustawy systemowej nie wskazują, że wyłączenie osoby z ubezpieczeń społecznych automatycznie przesądza o obowiązku zwrotu pobranych świadczeń z ubezpieczenia społecznego – podkreślił legnicki sąd.
Mimo że wyrok z Legnicy uprawomocnił się, ZUS wniósł na niego skargę kasacyjną.
"Nieudolnie skonstruowane przepisy"
Zdaniem Katarzyny Nabożnej-Motały, która jest pełnomocnikiem prawnym w wyżej opisanej sprawie, żądania ZUS-u zwrotu wypłaconych świadczeń przypominają aferę z ulgą meldunkową.
Przypomnijmy: najpierw poinformowano podatników, którzy nabyli mieszkania w okresie od stycznia 2007 r. do grudnia 2008 r., że mogą skorzystać ze specjalnej bonifikaty przy zakupie mieszkania, a następnie – przy sprzedaży tegoż mieszkania (w ciągu pięciu lat od jego nabycia), skarbówka upomniała się o zapłatę zaległego podatku. Większość osób nie była w stanie zapłacić Urzędowi Skarbowemu należnej daniny.
Według naszej rozmówczyni w przypadku zwrotu świadczeń do ZUS jest podobnie: najpierw stworzono przepisy, które gwarantowały obywatelom wysokie świadczenia już po pierwszej wpłacie składki, a następnie, kiedy z nich korzystali – oskarża się ich o łamanie zasad współżycia społecznego i żąda zwrotów wypłat z odsetkami.
Nabożna-Motała przytacza przykład z Lublina, gdzie po tym, jak ZUS wygrał w sądzie sprawę o zwrot świadczeń, postawiono kobiecie zarzuty karne, ale tamtejszy sąd ją od nich uniewinnił.
Jak mówi, ona sama również wpadła kiedyś w pułapkę, podwyższając sobie przed pójściem na zasiłek składkę.
– Mimo że jestem prawnikiem, czułam się w sądzie okropnie. Musiałam się tłumaczyć, jak doszło do tego, że pomyliłam formularze, a to urzędnik w ZUS wprowadził mnie w błąd. Musiałam chodzić do żłobka i przedszkola i prosić o zaświadczenia, że moje dzieci chorują. Urzędnicy z ZUS pytali władze mojej uczelni, czy prowadzę zajęcia, kiedy zachorowałam – relacjonuje.
W jej ocenie państwo próbuje przerzucić na obywateli ciężar odpowiedzialności za nieudolnie skonstruowane przepisy.
Afera sprzed kilku lat
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że ZUS w Legnicy przeprowadza zmasowane kontrole wśród ubezpieczonych w związku z aferą sprzed kilku lat.
Chodzi o okres, kiedy naczelnikiem tamtejszego wydziału zasiłkowego był Franciszek W. Urzędnik ten wraz z jedną z pracownic podległego mu wydziału, Violletą R., zostali zwolnieni z pracy, po tym, jak kontrola wykazała liczne nieprawidłowości, a prokurator z Jeleniej Góry postawił im zarzuty karne.
Jak donosiła w 2018 r. lokalna prasa, kilkunastu pracowników ZUS oraz ich rodziny miało być zamieszanych w proceder wyłudzania świadczeń. W ciągu siedmiu lat narazili oni ZUS na wypłatę zawyżonych świadczeń o łącznej wartości 2,9 mln zł.
Osoby z rodzin urzędników ZUS zakładały działalności gospodarcze i przez kilka miesięcy wpłacały najwyższe możliwe składki na ubezpieczenie chorobowe. Zaraz po uzyskaniu odpowiednich uprawnień występowały o wysokie świadczenia.
Według ustaleń prokuratury w Jeleniej Górze ubezpieczeni przedsiębiorcy nie byli należycie kontrolowani przez urzędników ZUS. Ci bowiem nie wyłączali się ze spraw, które dotyczyły ich krewnych, a mieli taki prawny obowiązek.
W 2021 r. prokurator z Jeleniej Góry postawił zarzuty karne dwojgu urzędnikom legnickiego ZUS. – Sprawa Franciszka W. jeszcze się nie zakończyła. Sąd Rejonowy w Legnicy wyznaczył termin kolejnej rozprawy na kwiecień 2023 r. – informuje rzecznik Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze, prok. Tomasz Czułowski.
Natomiast w przypadku oskarżonej Violetty R. sprawa została umorzona.
Jak się dowiedzieliśmy, jeleniogórska prokuratura bada jeszcze inne wątki tej sprawy, a dochodzenie w sprawie zasiłków w Legnicy nie zostało zakończone.
Z pytaniami dotyczącymi opisywanej sprawy zwróciliśmy się do rzeczniczki prasowej ZUS we Wrocławiu, której podlega oddział w Legnicy. Odpowiedzi opublikujemy, jak tylko je otrzymamy.
Próbowaliśmy również w poniedziałek wielokrotnie skontaktować się w sprawie środowego wyroku z sądem w Legnicy. Czekamy na informację zwrotną.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl