Już za kilka dni staniemy się światkami końca ery energii jądrowej w Niemczech. Ostatnie trzy elektrownie atomowe: Isar 2, Emsland oraz Neckarwestheim 2 zostaną ostatecznie wygaszone. 15 kwietnia kończy się bowiem przedłużony przez kanclerza Olafa Scholza okres ich działalności.
Niemcy od lat się do tego przygotowywały - stwierdza Maciej Miniszewski, starszy analityk klimatu i energii z Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).
Elektrownie jądrowe miały pierwotnie być wyłączone z końcem 2022 roku. Jednak ze względu na kryzys energetyczny, który nastąpił w wyniku rosyjskiej inwazji na Ukrainę, pracę elektrowni wydłużono decyzją rządu do 15 kwietnia.
Czas się kończy, a jak pod koniec marca potwierdziła niemiecka minister środowiska Steffi Lemke, to ostateczny termin. - Nie nastąpi wydłużenie okresu użytkowania ani zakup nowych prętów paliwowych, a tym samym nie będzie dodatkowych wysokoaktywnych odpadów promieniotwórczych - zaznaczyła.
Niemcy idą pod prąd
Jeszcze do niedawna poparcie społeczne dla odejścia Niemiec od energetyki jądrowej było wysokie. Sytuację w kraju zmieniła inwazja Rosji na Ukrainę i kryzys energetyczny. Obecnie coraz częściej mówi się o potrzebie zachowania atomu, dla gwarancji bezpieczeństwa energetycznego kraju i ograniczenia rosnących kosztów energii.
Kiedy europejskie kraje planują budowę nowych elektrowni jądrowych, a inne wycofują się z planów rezygnacji z tego źródła energii, Niemcy konsekwentnie idą pod prąd obecnym trendom.
- Wygaszenie elektrowni atomowych w Niemczech to decyzja przede wszystkim polityczna, wynikająca ze struktury sceny politycznej Niemiec. Ma swoje źródło w doświadczeniach i kształtowanych jeszcze w latach 80. poglądach obecnych polityków. Postawienie pod pręgierzem atomu, jako technologii niebezpiecznej, przez ostatnie dekady wpłynęło na rozwój gospodarczy kraju. Jeszcze kanclerz Merkel zapowiedziała, że do 2022 roku definitywnie Niemcy zrezygnują z energii atomowej, jako głównego źródła, a gaz będzie ich głównym paliwem przejścia - wyjaśnia w rozmowie z money.pl dr Łukasz Tolak, ekspert Collegium Civitas.
Niemcy od dekad stopniowo wyprowadzają kraj z atomu. Jeszcze w latach 90. posiadały 19 elektrowni jądrowych, które zabezpieczały trzecią część zapotrzebowania kraju w energię elektryczną. Decyzje na temat odejścia od atomu niemiecki rząd podjął w 2002 roku w czasie kadencji kanclerza Gerharda Schroedera. Wybuch w elektrowni jądrowej w Fukushimie w Japonii w 2011 roku przyśpieszył niemiecki odwrót od atomu.
W 2021 roku pracowało ich już tylko 6 elektrowni, ale już w grudniu tego właśnie roku zamknięto połowę z nich: elektrownię Brokdorf, zakład w Grohnde oraz Grundremmingen. Obecnie pracują już tylko trzy elektrownie na to paliwo, a atom stanowi zaledwie 6 proc. w miksie energetycznym kraju. Niemcy chcą osiągnąć neutralność klimatyczną dzięki OZE.
Kurs ten przez lata był utrwalany poprzez oddziaływanie na różnych poziomach od lobbingu firm, przez politykę, po pośrednie wpływy i presję Rosji, która w gazie, traktowanym jako wspierające paliwo miała własne interesy. Atom nie był dla Moskwy atrakcyjny bowiem, Niemcy mieli własną technologię, nie potrzebowali Rosji - przypomina dr Tolak.
- Inwazja rosyjska na Ukrainę zburzyła plan transformacji niemieckiej wspartej na gazie - dodaje.
Bezpieczeństwo energetyczne
Niemcy musiały momentalnie przestawić priorytety. W efekcie odcięcia taniego źródła gazu z Rosji trzeba było przestawić import błękitnego paliwa z dostaw rurociągowych na morskie. Stąd też błyskawiczne inwestycje w terminale LNG i determinacja w poszukiwaniu nowych dostawców gazu.
Przedłużenie funkcjonowania bloków atomowych do wiosny 2023 roku miało doraźnie zabezpieczyć kraj na wypadek niedoborów i drastycznych skoków cen. Jednak wyprowadzanie atomu z gospodarki kraju jest na tak zaawansowanym poziomie, że odłączenie się od tej energii nie stanowi zagrożenia dla stabilności systemu.
Aktualne dane publikowane przez "Frankfurter Allgemeine Zeitung" pokazują, jak dziś wygląda miks energetyczny Niemiec. Elektrownie węglowe zapewniają w tym momencie (dane z wtorku 04.04.23) 37,6 proc. zapotrzebowania za prąd. Energia ze słońca zaspokaja niemal piątą część (19,9 proc.), to więcej niż gaz, który wywarza 13,4 proc. energii. W koszyku spory udział mają też pozostałe OZE. Biomasa stanowi 8,7 proc. farmy wiatrowe 7,2 proc. Inne źródła to 8 proc. Atom stanowi już tylko 5,1 proc.
Jak zaznacza Maciej Miniszewski, zwłaszcza w czasie kiedy warunki dla OZE nie będą sprzyjające, Niemcy będą musieli sprowadzać energię zza granicy. To oznacza koszty. Brak taniej energii będzie również ograniczać ich możliwości eksportowe.
Wymiana transgraniczna też rządzi się ekonomią, gdzie produkuje się taniej, ten kraj staje się eksporterem. Przez brak atomu Niemcy tracą swoją konkurencyjność na rynku energii. Pogrzebanie atomu odbije się na Polsce? Pytamy eksperta.
Co do zagrożeń związanych z mniejszą podażą, to w przypadku Polski nie sądzę, aby miało to znacznie, zwłaszcza że wchodzimy w sezon letni i OZE powinno działać - stwierdza ekspert PIE.
Podobnego zdania jest dr Tolak. - Z punktu widzenia Polski lepiej by było, aby nasz sąsiad miał zabezpieczenie w stabilnej i przewidywalnej anergii atomowej, niż zwiększali intensywność wykorzystania elektrowni na konwencjonalne paliwa. Przy dobrych warunkach Niemcy mają dużą nadwyżkę wytwarzaną przez OZE, ale w miej korzystnych miesiącach - w styczniu, w lutym - w systemie jest zdecydowanie za mało energii z OZE i trzeba zwiększać udział bloków węglowych. Będzie wymagał importu energii i raczej wówczas nie zapewni wsparcia partnerom zewnętrznym - mówi.
Zaznacza, że z naszego punktu widzenia niekorzystne jest również to, że duża część elit jest przeciwna naszym planom rozwoju energetyki jądrowej. - Musimy sobie poradzić na arenie międzynarodowej szukając innych sojuszników - dodaje dr Tolak.
Francja rzuca wyzwanie Rosjanom. Chodzi o atom
Mniej atomu to więcej węgla
Konsekwencji jest jednak więcej. Odejście od atomu na rzecz innych OZE paradoksalnie nie oznacza, że Niemcy staną się mniej emisyjne. Już latem ubiegłego roku niemieccy naukowcy stanowczo sprzeciwiali się antyatomowym planom rządu. Podkreślając, że elektrownie jądrowe obok słońca i wiatru zapewnią Niemcom czystą energię i dobrobyt.
W otwartym liście wyjaśniali, że obecny będzie nie tylko obciążeniem dla Niemców, ale również dla klimatu. Jak podawał dziennik "Welt", produkcja 1 kWh prądu z atomu wiąże się z emisją 2,5 g CO2, a z węgla i gazu odpowiednio 850 g/kWh i 500 g/kWh.
Atom daje Niemcom nie tylko bezpieczeństwo energetyczne, ale też realnie obniża emisyjności ich gospodarki. Mimo ogromnych pieniędzy wydanych na rozwój odnawialnych źródeł energii, OZE musi być wspierane przez bardziej stabilną energetykę - zaznacza Maciej Miniszewski z PIE.
Według badań prowadzonych przez MIT najbardziej efektywny jest model hybrydowy, na który składa się OZE plus atom. Niemcy wygaszając atom, zwiększą produkcję energii opartą na węglu i gazie. Wciąż silna opcja antyatomowa w rządzie sprawia, że Niemcy będą musieli zwiększać udział elektrowni węglowych jako stabilizatora i "backupu" dla odnawialnych źródeł energii. Jak dodaje dr Tolak, w konsekwencji niemiecka gospodarka będzie zwiększać emisję. Choć ich gospodarka per capita jest mniej emisyjna niż Polska, to w globalnych emisjach udział Niemiec jest zdecydowanie większy.
Niemcy obecnie mają bardzo duży udział OZE w miksie energetycznym. Wiatraki, duże pieniądze wydane na fotowoltaikę i dziś już trudno jest przy tym systemem energetycznym pogłębiać udział OZE. Barierą jest wciąż technologia, nie ma magazynów energii, sieć wciąż wymaga inwestycji - wylicza ekspert Collegium Civitas.
Atom nie jest już w interesie Niemiec
Niemiecki rząd jest bardzo zdeterminowany, by doprowadzić do końca proces wycofania się z energetyki jądrowej. Wprowadzone przed laty prawo, które obciążało koncerny energetyczne dodatkową akcyzą na paliwo jądrowe, skutecznie zniechęcało do dalszych inwestycji w energię atomową.
Naraziło również Niemcy na koszty. Berlin musiał odpowiedzieć na roszczenia firm w tym szwedzkiego Vattenfall, czy niemieckich RWE i E.ON, które złożyły pozew do Federalnego Trybunału Sprawiedliwości w Karlsruhe. Niemcy poniosły więc duże koszty i wciąż będą ponosić. To jednak, jak wyjaśnia dr Tolak, część procesu, bólu transformacji, z którym rząd federalny najwyraźniej jest pogodzony.
Do tego wciąż istotnym problem były odpady, które częściowo były przetrzymywane na terenie elektrowni, częściowo przewożone do Francji, Wielkiej Brytanii, a także do Rosji. Jak pisał Ośrodek Studiów Wschodnich, jednym z kluczowych problemów niemieckiej polityki energetycznej jest rozbiórka elektrowni jądrowych. Demontaż jednej trwa od 15 do 20 lat i kosztuje, w zależności od wielkości elektrowni nawet 1 mld euro. Również budowanie i utrzymanie składowisk pochłania miliardy.
- Przez duże zmiany w przemyśle, odejście wielu firm od energii z atomu, brak rozwoju tej gałęzi, sprawiły, że energetyka jądrowa nie jest zgodna z interesem Niemiec. Mimo że obecnie naukowcy, specjaliści, a nawet część ekologów wskazuje, że odejście od atomu jest dużym błędem, to decyzja polityczna zapadła - konkluduje dr Tolak.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.