Burzliwe dyskusje na temat pozostawienia reaktorów atomowych w Niemczech trwały od miesięcy. Rozpętana przez Rosję wojna w Ukrainie, a w jej efekcie ograniczenie i następnie zakręcenie kurka z gazem, co przełożyło się na rosnące koszty energii, postawiły pod znakiem zapytania jeden z fundamentów polityki Energiewende. Ta zakłada zwrot ku odnawialnym źródło energii, co oznacza rezygnację z atomu. A to miało nastąpić do końca tego roku.
Już wiemy, że tak się nie stanie.
Dwie elektrownie jądrowe, Isar 2 i Neckarwestheim, powinny być nadal czynne do połowy kwietnia 2023 roku, aby w razie potrzeby móc wnieść dodatkowy wkład do sieci energetycznej w południowych Niemczech w okresie zimowym 2022/23 - powiedział w poniedziałek federalny minister gospodarki i ochrony klimatu Robert Habeck.
Tę decyzję podjął po przeprowadzeniu stress testu, który wyjaśnił, czy elektrownie jądrowe są niezbędne dla kraju nawet przy założeniu najgorszego z energetycznych scenariuszy, gdy nastąpi groźba blackoutu.
W ocenie ministerstwa gospodarki "sytuacje kryzysowe w systemie elektroenergetycznym w sezonie zimowym 2022/23 są bardzo mało prawdopodobne, ale w chwili obecnej nie można ich całkowicie wykluczyć".
Jednostki pozostaną w tzw. zimnej rezerwie. Będą nadal funkcjonować w systemie, ale najprawdopodobniej w ograniczonym zakresie. Tyle teoria. W praktyce myślę, że będą dalej funkcjonować, jak do tej pory ze stabilną podażą mocy dającej czystą i tanią energię - mówi Wiech. - Reaktory Isar 2 i Neckarwestheim dają łącznie ok. 3 GW mocy. To bardzo mało na ich potrzeby. Niemcy mogliby wskrzesić wyłączone w ubiegłym roku reaktory, co dałoby im 8 GW mocy, ale to najwyraźniej nierealne politycznie.
Szpagat "zielonego" ministra
Michał Kędzierski z Ośrodka Studiów Wschodnich zwraca uwagę, że kontrowersyjna propozycja ministra Habecka została nad Renem przyjęta z zaskoczeniem.
- Pomysł pozostawienia elektrowni w rezerwie nie był dyskutowany w debacie publicznej. Tej koncepcji nie rozumieją ani eksperci, ani ekonomiści. Wskazuje się m.in., że model zaproponowany przez Habecka oznacza, że potencjał elektrowni i atuty technologii (stała produkcja taniej energii) nie będą mogły być w pełni wykorzystane, a generowane będą pełne koszty odroczenia ich wyłączenia (np. utrzymania załogi). Dlatego propozycja Habecka spotkała się z brakiem zrozumienia - podkreśla ekspert OSW.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niemcy obawiają się tegorocznej zimy i wysokich cen energii, które już są rekordowe. Średni miesięczny koszt wytworzenia energii w Europie w sierpniu 2022 r. stał się najwyższy w historii. Wszystko przez gwałtownie rosnące ceny energii - wynika z badania firmy analitycznej Rystad Energy. Pod koniec sierpnia w Niemczech koszty te przekroczyły poziom 1 tys. euro za MW. W efekcie rząd Olafa Scholza przekaże 40 mld euro pakietu pomocowego dla milionów gospodarstw domowych, żeby ograniczyć wpływ drastycznych podwyżek.
Zwraca się również uwagę na problemy Francji, gdzie nie działa blisko połowa z 56 reaktorów z powodu korozji rur. Przeciwnicy atomu mówią o suszy, co obniżyło poziomy rzek i wpłynęło na chłodzenie reaktorów.
Ekonomistka Veronika Grimm z Uniwersytetu im. Fryderyka Aleksandra w Erlangen-Norymberdze, nawołuje do "atomowego powrotu", bo wtedy można obniżyć ceny energii elektrycznej. W telewizji ZDF podkreślała, że konieczne jest zapewnienie jak największej mocy, żeby ceny spadły. Dlatego pozostawienie reaktorów w trybie awaryjnym "to najgorsze ze wszystkich rozwiązań".
Veronika Grimm jest bardzo wpływową ekonomistką, należy do doradzającej rządowi Rady Mędrców. Jej zdanie liczy się w przestrzeni publicznej. Habeck to obecnie najpopularniejszy niemiecki polityk i gdyby podjął decyzję o przedłużeniu działalności trzech, a nie dwóch elektrowni, to mógłby nawet jeszcze zyskać w sondażach. Dostał do ręki atut w postaci wyników stress testu, które częściowo zignorował - stwierdza Kędzierski. - Analizę przeprowadzili niemieccy operatorzy sieci elektroenergetycznych. Wskazali, że pozostawienie trzech elektrowni będzie miało istotny pozytywny wpływ na zapewnienie stabilności systemu i obniżenie hurtowej ceny energii.
Mimo to Habeck zadecydował inaczej. Reaktory ani nie zostaną wyłączone, ani nie będą działać na 100 proc. Przynajmniej w teorii.
Kryzys energetyczny a wybory
Habeck jako przedstawiciel Zielonych musiał wziąć pod uwagę, że fundamentem tej partii oraz innych ruchów ekologicznych jest niechęć do atomu. Część polityków sama 30-40 lat temu uczestniczyła w antyatomowych demonstracjach. A teraz musi przełknąć tę żabę.
- Na szczytach partii panuje zrozumienie dotyczące przejściowego wydłużenia okresu działalności reaktorów w tak trudnym momencie. Natomiast na dole bazy partyjnej podejście jest zupełnie inne – zwłaszcza w Dolnej Saksonii, gdzie w październiku są wybory do lokalnego parlamentu - przypomina Michał Kędzierski.
I dlatego, tak jak planowano, 31 grudnia zostanie wygaszona elektrownia Emsland znajdująca się w Dolnej Saksonii.
- W tym landzie Zieloni mają szansę dojść do władzy. Tam ruch antyatomowy ma najdłuższą historię, stąd prawdopodobne upór na wyłączenie tamtejszej siłowni. Natomiast pozostałe dwie elektrownie mieszczą się na południu kraju, gdzie od lat jest problem z dostarczaniem energii z wietrznej północy kraju ze względu na wąskie gardło systemu przesyłowego - dodaje ekspert OSW.
W ten sposób Habeck zaproponował kompromis, ale nikt nie jest z niego zadowolony. Zdaniem dziennika "Sueddeutsche Zeitung" obecna polityka energetyczna Niemiec "w dużej mierze wynika z kaprysu" i brakuje konsekwencji w podążaniu obraną ścieżką.
Z kolei publicysta Jens Thurau z "Deutsche Welle" uważa, że przedłużenie działalności reaktorów byłoby kolejnym uzależnieniem się od Władimira Putina.
"Gdyby trzy wciąż czynne niemieckie elektrownie atomowe miały pracować dłużej niż trzy miesiące, potrzebowałyby nowych prętów paliwowych, które z kolei najtaniej byłoby kupić w Rosji. Ale to sprzeczność sama w sobie. We wszystkim, co robi w tej chwili niemiecki rząd, chodzi przecież głównie o uniezależnienie się od rosyjskiego agresora i energetycznego imperatora Putina. Uzależnienie dalszego funkcjonowania niemieckich elektrowni atomowych po trzech miesiącach ich pracy w trybie awaryjnym nie jest na pewno dobrym rozwiązaniem" - czytamy na stronie dw.com.pl.
Stanowisko Habecka poparli Zieloni oraz socjaldemokraci, wraz z kanclerzem Olafem Scholzem. Ministra ostro krytykują za to politycy koalicyjnej FDP – liberałowie postulują pozostawienie elektrowni w sieci do połowy 2024 r. W debacie publicznej często formułowany jest zarzut, że Habeck ryzykuje bezpieczeństwem energetycznym kraju w imię partyjnych interesów. Podejmuje przy tym olbrzymie ryzyko polityczne, które w przypadku wystąpienia zimą czarnego scenariusza może wpłynąć na jego dalszą karierę - wyjaśnia Kędzierski.
Kryzys już uderzył
Oszczędności szuka się, gdzie to tylko możliwe. W budynkach użyteczności publicznej będzie maksymalnie 19 stopni Celsjusza, niektóre miasta wygaszają lampy uliczne, inne zamykają baseny. Rozmawiano nawet o wprowadzeniu ograniczenia prędkości na autostradach, co dla wielu Niemców jest świętością. "The New York Times" porównuje to z wolnym dostępem do broni w Stanach Zjednoczonych, co zdaniem wielu Amerykanów, jest fundamentem wolności jednostki.
"Niemieckie Ministerstwo Środowiska ustaliło, że gdyby na autostradach wprowadzono ograniczenie prędkości do 100 km/h, a na innych drogach do 80 km/h, to 48 mln niemieckich samochodów mogłoby zaoszczędzić 2,1 miliarda litrów paliwa rocznie" - czytamy w dzienniku.
A to oznaczałoby nawet 5,4 mln t emisji mniej dwutlenku węgla, czyli 3 proc. całego CO2 emitowanego przez transport. Te dyskusje zostaną jednak odłożone na później, bo społeczeństwo podzielił już atom, chociaż 70 proc. osób chce dalszego działania ostatnich pracujących elektrowni atomowych. Zwolennikami tego rozwiązania jest nawet większość wyborców Zielonych - 54 proc., jak wynika z przeprowadzonego miesiąc temu sondażu ośrodka INSA dla "Bild am Sonntag".
- Energia jądrowa jest i pozostanie technologią wysokiego ryzyka, a wysoce radioaktywne odpady będą obciążać dziesiątki kolejnych pokoleń - cytuje Habecka portal waz.de. Wydaje się, że jego zdaniem temat jest zamknięty.
Wiosną przyszłego roku nastąpi koniec energetyki jądrowej w Niemczech. Ale jak pokazuje dynamika zmian w Europie na przestrzeni ostatnich tygodni, niczego być pewnym nie można. Dowodem jest rezygnacja z Nord Stream, co jeszcze niedawno było niewyobrażalne - puentuje Wiech.
Piotr Bera, dziennikarz money.pl