Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Marcin Łukasik
Marcin Łukasik
|
aktualizacja

Nieprawidłowości w firmie. Za brak kanałów dla sygnalistów będą kary. Nawet 60 mln zł

37
Podziel się:

Duże firmy, samorządy i spółki Skarbu Państwa mają jeszcze rok, aby wdrożyć procedury dla sygnalistów, czyli osób, które widzą nieprawidłowości i chcą je zgłosić w bezpieczny i anonimowy sposób. W Polsce nie brakuje szefów, którzy – jak twierdzą – przez brak sygnalistów stracili firmy.

Nieprawidłowości w firmie. Za brak kanałów dla sygnalistów będą kary. Nawet 60 mln zł
Pod koniec przyszłego roku wszystkie duże firmy - zatrudniające 250 pracowników i więcej - będą musiały mieć procedury dla sygnalistów. Firmy zatrudniające od 50 do 249 pracowników mają na to dwa lata więcej. (money.pl, Rafał Parczewski)

W Polsce mówi się o takich ludziach mało wybrednie - kapusie lub donosiciele. Unia Europejska nazywa ich sygnalistami. Chodzi o osoby, które zauważają w danej organizacji – firmie prywatnej, spółce Skarbu Państwa czy samorządzie – nieprawidłowości lub inne niezgodne z prawem działania, i nie chcą być obojętne wobec nich ani wobec osób, które dopuszczają się takich zachowań.

Ponad rok temu przyjęto przepisy, które regulują zarówno to, kim może być sygnalista, ale też to, w jaki sposób i z kim może się poufnie skontaktować, aby poinformować, że wewnątrz organizacji dzieje się coś niedobrego. Co ważne, do tych wytycznych muszą dostosować się także polskie instytucje. Czas dla przedsiębiorstw zatrudniających 250 pracowników i więcej mija w połowie przyszłego roku, dokładnie 17 grudnia.

"Słynny" sygnalista z Cambridge Analityca

Kto może okazać się sygnalistą? Tu lista jest naprawdę długa. Według dyrektywy unijnej mogą to być pracownicy (w tym przyszli pracownicy), osoby prowadzące działalność na własny rachunek, wolontariusze i stażyści, osoby prawne (udziałowcy, akcjonariusze, członkowie struktur organizacyjnych spółki), zewnętrzni współpracownicy danego podmiotu, np. osoby pracujące pod kierownictwem wykonawców, podwykonawców i dostawców.

Zobacz także: Dlaczego polskim firmom tak trudno jest w koronakryzysie? Tadeusz Gołębiewski tłumaczy

Praktyka pokazuje, że sygnalistami częściej stają się pracownicy. Przykład? Ekspert ds. danych Christopher Wylie, zatrudniony w firmie konsultingowej Cambridge Analityca, która wykorzystywała dane użytkowników Facebooka m.in. podczas wyborów prezydenckich w USA czy referendum brexitowym. Wyszło na jaw, że mając konkretne informacje o użytkownikach, firma pokazywała im konkretne przekazy polityczne. Pierwszą osobą, która dotarła do mediów ze szczegółami tej afery, był właśnie Wylie. Ujawnienie kulisów przyczyniło się do zakończenia działalności Cambridge Analityca - przestała istnieć w 2018 roku.

Jednak zdaniem części ekspertów, którzy zawodowo analizują unijną dyrektywę o sygnalistach, w tych przepisach wcale nie chodzi o to, aby zamykać organizacje, które psują się od środka. Chodzi raczej o to, aby zareagować w porę i oczyścić je ze szkodliwych elementów, ponieważ organizacje te często czynią wiele dobrego. Po co zamykać dobrze prosperującą firmę tylko dlatego, że trafiła się w niej czarna owca?

- Moje doświadczenia zawodowe jednoznacznie wskazują na to, że prawie zawsze wiedzę o nieprawidłowościach ma szerokie grono osób. Prawda wychodzi na jaw dopiero wówczas, gdy doszło do strat finansowych i wizerunkowych, a w sprawę zaangażowane zostają organy skarbowe lub prokurator. Wtedy jednak jest już za późno, żeby zapobiec katastrofalnym skutkom naruszeń. Pracownicy zazwyczaj mówią, że wiedzieli o nieprawidłowościach, ale obawiali się zawiadomić zarząd – komentuje mec. Jakub Baraniewski

Polak mądry po szkodzie

Przedsiębiorca Grzegorz Misiąg twierdzi, że gdyby miał wdrożone procedury dla sygnalistów, jego firma mogłaby istnieć dalej. Chodzi o Uboat-Line, która zajmowała się rezerwacją biletów i przestrzeni w portach. Spółka powstała w 2008 roku. Od 2012 była notowana na giełdzie NewConnect. Później zaczęły się jej problemy finansowe. W 2015 Misiąg ustąpił ze stanowiska prezesa i odsprzedał swoje udziały kontrowersyjnemu przedsiębiorcy Zbigniewowi Stonodze. W tym samym roku do sądu wpłynął wniosek w sprawie postępowania upadłościowego.

- Przyznaję, że popełniłem błędy. Niemniej do końca chciałem ratować firmę. Byłem pod presją grupy działającej wewnątrz mojej firmy, która dążyła do tego, aby usługi, które realizowaliśmy, były wykonywane przez konkurenta. To przyczyniło się do problemów. Na to nałożyły się oczekiwania ze strony obligatariuszy. Naciski i stres psychiczny doprowadziły do tego, że sprzedałem pakiet kontrolny – mówi money.pl Grzegorz Misiąg, w przeszłości prezes Uboat-Line.

- Dziś myślę, że gdy w firmie zaczyna się dziać coś niedobrego, to z punktu widzenia pracownika na pewno łatwiej jest sygnalizować niektóre dziwne i podejrzane sytuacje do zewnętrznej kancelarii adwokackiej niż przełożonemu bądź samemu zarządowi firmy. Procedury dotyczące sygnalistów zdają egzaminy i wierzę, że sprawdzą się w Polsce – wyjaśnia Misiąg.

Sceptyczny wobec nowych procedur jest inny biznesmen Stanisław Kujawa. Od 1991 roku mężczyzna kierował handlującą artykułami RTV-AGD firmą Nexa z Zamościa. W 2010 roku Kujawa zauważył, że w firmie dochodzi do nieprawidłowości. Miał się ich dopuszczać dyrektor handlowy. Chodziło o uczestnictwo w karuzeli podatkowej i wyłudzanie zwrotu podatku VAT.

Kujawa poinformował o wszystkim urzędy. Te jednak nie zainteresowały się byłym dyrektorem, ale samym Kujawą. Potem nastąpiła spirala zdarzeń: kontrole w przedsiębiorstwie, blokada środków na koncie, procesy sądowe i w końcu bankructwo Nexy i zwolnienie ponad 180 pracowników.

- Na ogół jest tak, że to przestępcy pilnują szefa, a nie szef przestępców. Gdyby szef wiedział, że zatrudnił przestępców, to by ich szybko zwolnił. Problem jest też taki, że przestępcy potrafią być wyrachowani i działają tak, aby zdobyć zaufanie innych pracowników. U mnie wiele problemów wynikło z powodu księgowości. Gdyby moja główna księgowa była bardziej czujna i potrafiła panować nad przepływami pieniężnymi, to wtedy przestępcy mieliby trudniej – przyznaje Stanisław Kujawa.

- Niestety, opieram to na swoim własnym doświadczeniu, my mamy chore państwo pod kątem prawnym i podatkowym, mamy niesprawny wymiar sprawiedliwości, co daje przestępcom szerokie polem do działania. Wdrażanie procedur dla sygnalistów jest według mnie środkiem zastępczym – dodaje nasz rozmówca.

Nawet 60 mln zł kary

Polskie instytucje są w sytuacji zero-jedynkowej. Muszą wdrożyć procedury dla sygnalistów, inaczej będą musiały zapłacić wysokie kary, sięgające nawet 60 mln. Procedury te obejmują: zaprojektowanie kanałów komunikacji (mogą to zrobić zewnętrzne firmy), wyznaczenie osób do weryfikacji informacji, przekazywanie sygnaliście informacji zwrotnych i opracowanie zasad zgłaszania nieprawidłowości do właściwych organów.

- Czas wdrożenia procedury "whistleblowingu" uzależniony jest głównie od specyfiki firmy oraz jej wielkości. Podmioty korporacyjne, funkcjonujące na rynku międzynarodowym zazwyczaj posiadają już różnego rodzaju wewnętrzne regulacje, tj. kodeksy etyki. Wtedy cały proces audytu trwa od 2 do 4 tygodni. Jednak działania te mogą być wprowadzane w trybie "projektowym", wówczas zajmuje to od kilku tygodni do kilku miesięcy. Ważny jest też kanał komunikacji, który w mojej ocenie, powinien był obsługiwany przez kancelarię adwokacką, co dzięki tajemnicy adwokackiej daje gwarancje bezwzględnej anonimowości – wskazuje mecenas Baraniewski.

Koszty związane z audytem oraz wprowadzeniem procedury w ujęciu indywidualnym to łącznie od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(37)
WYRÓŻNIONE
robe
4 lata temu
myślę, że w celu zniszczenia konkurenta, nielubianego szefa lub bez powodu znajda się sygnaliści, którzy wykonają donos. A pissłużby zanim sprawę ogarną i rozwikłają, to upadnie niejedna firma lub człowiek. Z kapusiową zmianą trzeba ostrożnie, bo intencje dobre a wyjdzie jak zwykle.
Alladyn
4 lata temu
Kto to pisał? Jakim kalendarzem się posługuje? "w połowie przyszłego roku, dokładnie 17 grudnia."
Sysfjf
4 lata temu
Dramat. To jedna z oznak Eurokołochozu. Oczywiście wszystko jasno i logicznie wyjaśnione, przyczyny podane, zalety tego także - patrząc jednostkowo - OK, mało kto dostrzeże to jednak jako element większej układanki która jest porażająca.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (37)
Michał1111
4 lata temu
Czas kapusiów nadchodzi nieuchronnie ,idą czasy że człowiek będzie bał się oddychać bo oskarżą go o nadmierną emisję CO2.
M.
4 lata temu
Widzę że nowoczesne kanały inwigilacji elektronicznej nie wystarczą. Na wszelki wypadek trzeba utrzymywać też tradycyjne (tj. Siatkę kapusiów).
Tak...
4 lata temu
Patrzcie jak urzędnicy w ue stopniowo lecz z rozmysłem starają się przywrócić kołchoz w ue. Zgodnie z powiedzeniem obywatelu my wiemy lecz wy napiszcie nam jak dotrzeć do ludzi.
jerzy
4 lata temu
NO TO SIĘ DOWIEDZIAŁEM ŻE POŁOWA ROKU WYPADA 17 GRUDNIA- CIEKAWE W JAKIM KALENDARZU?
jaa
4 lata temu
Pomysły na biznes (produkt) to rzecz powszechna, ale ich realizacja (sprzedaż) już nie. W naszych szkołach za mało stawia się na przedsiębiorczość i na finansową edukację. Produkuje się „niemyślących, mało twórczych pracowników”. Do tego rozdawnictwo pieniędzy wzmaga brak inicjatywy. Przeczytajcie sobie ksiazke pt. Emeytura nie jest Ci potzerbna . Jest o zarządzaniu pieniędzmi, by ludzie mogli zobaczyć, że można budować majątki, pomimo niewysokich zarobków.
...
Następna strona