Łukasz Kijek, szef redakcji money.pl: Jak to było naprawdę z tą listą firm kupujących ukraińskie zboże? Dlaczego tak długo nie była publikowana?
Jan Krzysztof Ardanowski, były minister rolnictwa i były poseł PiS: Mnie to dziwi do tej pory. Duże firmy wyczuły ogromny interes, może interes życia. Potem się dołączyły również te mniejsze firmy. Uważam, że to zaburzyło polski rynek, a skutki odczuwamy do tej pory. W sytuacji, kiedy zbiory tegoroczne nie są wyższe niż w latach ubiegłych, bo są niższe o kilka procent, to w sposób naturalny podaż i popyt powinny sprawić, że ceny zbóż polskich rolników przynajmniej nie powinny spadać.
Natomiast dziś obserwujemy zjawisko spadku cen płaconych polskim rolnikom, to musi potwierdzać tezę, że w dalszym ciągu tego zboża ukraińskiego w magazynach jest dużo. Ci odbiorcy zboża, którzy co roku od rolników kupowali zboże - czy na potrzeby konsumpcyjne, czy na pasze - wycofują się z tego, bo mają magazyny zawalone zbożem ukraińskim. Należało opublikować tę listę importerów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
PiS tłumaczył się tym, że polskie prawo zabrania pełnego opublikowania list.
Bzdura. Uważam, że jest to w zgodzie z prawem. Zgodność z prawem wspólnotowym potwierdzał także komisarz Janusz Wojciechowski. To pokazałoby, kto na tym zbożu z Ukrainy faktycznie zarobił, kto, działając na polskim rynku wewnętrznym, ma i miał w nosie ten rynek i sprowadza zboże.
Dam przykład, żeby to zobrazować: w czasie, kiedy tona pszenicy w Polsce kosztowała 200-250 euro, Ukraińcy sprzedawali ją na granicy poniżej 100 euro. Koszty transportu w Polsce to jest około 100 zł, czyli 20 euro do tony, do dowolnego miejsca w Polsce. Firmy zarobiły ogromne pieniądze.
Jaka to może być skala?
Myślę, że na tej różnicy ceny zboża polscy importerzy zarobili kilka miliardów złotych. Należało te listy opublikować.
A pan zna te listy?
Znam tylko te listy, które ministerstwo w końcu pokazało za czasów dwutygodniowej minister Anny Gębickiej. One miały jednak poważną wadę, bo pokazywały nazwy firm w sposób nieuporządkowany, a nie określały wielkości importu przez poszczególne firmy.
Uważam, że należało te dane zagregować i pokazać precyzyjnie, ile kto sprowadził. Odważyła się częściowo pani Gębicka, ale nie chciał tego opublikować Robert Telus i wcześniejszy minister Henryk Kowalczyk, zasłaniając się tajemnicą handlową. Nie, to wszystko jest nieprawda. Tu było jakieś inne dno tego całego zamieszania.
Jakie dno?
Sugerowano, że część tych firm była związana z PiS, a ukrywanie tej listy tym bardziej tę tezę potwierdzało. I ja sugerowałem kierownictwu PiS, żeby to przeciąć, publikując, kto i ile tego zboża sprowadził.
Rozmawiał pan z prezesem Kaczyńskim?
Rozmawiałem z prezesem o imporcie zboża z Ukrainy. Tłumaczyłem mu, że jest to ogromny problem, który niszczy polskie rolnictwo, a konsekwencje tego będą odczuwane przez kilka lat. Prezes Kaczyński raczył stwierdzić, że on się całkowicie z moją tezą nie zgadza i że dysponuje raportami, które mówią, że to są śladowe ilości, nieistotne z punktu widzenia wielkości polskiego rolnictwa.
Moje mówienie o imporcie z Ukrainy i o tym, jak on szkodzi polskiemu rolnictwu według niego było tylko psuciem wizerunku PiS i buntowaniem rolników. Powiedziałem wprost: "Panie prezesie, komuś zależy na tym, żeby pan taką wiedzę szczątkową, ograniczoną i nieprawdziwą posiadał, żeby pan tak myślał. Ktoś panem steruje, ktoś te raporty, na które pan się powołuje, panu zrobił, ale one przeczą całkowicie ocenie sytuacji na rynku".
I co prezes odpowiedział?
Że nie wierzy, żeby ktoś miał go oszukać, a te raporty, które dostaje, muszą być wiarygodne, bo cytuję: "nikt by się nie odważył wprowadzić mnie w błąd". Niestety, ten przykład pokazuje, że zapewne było i wiele innych raportów, że jego zakres wiedzy jest ograniczony i w dużej mierze sterowany przez otoczenie.
Dla rolników ta sprawa była może najistotniejszą w ostatnich latach, bo rozchwiała, rozregulowała rynek na lata, ale co jeśli taką "precyzję" danych pan prezes otrzymywał również w innych obszarach, np. bezpieczeństwa militarnego, zagrożeń międzynarodowych, czy obronności? Nie daj Boże, żeby tak było jak z tym zbożem.
Ceny chleba w górę? Żniwa rozczarowały rolników
Powiedział pan, że prawdopodobnie były tam firmy związane z PiS, ale ma pan taką wiedzę?
Duzi przedsiębiorcy "obstawiają" różne opcje polityczne, więc zapewne i byli tacy, którzy wspierali PiS. Duży import zboża prowadził m. in. Cedrob. Właściciel tej firmy wielokrotnie powoływał się na swoje związki z Prawem i Sprawiedliwością, na swoje kontakty z czołowymi politykami PiS (według ustaleń WP prezes Cedrobu Andrzej Goździkowski był w latach 2015-2022 członkiem PiS, który opłacał składki członkowskie partii - przyp. red.).
Nie obawia się pan pozwu od Cedrobu?
Nie, uważam, że trzeba mówić o tym również w sposób bardzo otwarty, Cedrob jest na liście tych importerów.
Pytam o słowa zarzucające powiązania z PiS.
Andrzej Goździkowski wielokrotnie chwalił się tym, że jest związany z Prawem i Sprawiedliwością, również, że finansował część gazet powiązanych historycznie z PiS, dając tam reklamy. To zresztą można w każdej chwili znaleźć w numerach archiwalnych. Ja mówię o tym, o czym wiem i ponoszę pełną odpowiedzialność również za słowa, które wypowiadam.
Zapytam na koniec o zrzutkę na PiS. Jest panika wśród pana byłych kolegów?
Tam zostało wielu moich przyjaciół, to była dla mnie ciężka decyzja odejścia po 23 latach członkostwa w Prawie i Sprawiedliwości. W tej chwili ciężar finansowania PiS, który znalazł się w ogromnych tarapatach finansowych, moim zdaniem powinni przejąć ci beneficjenci, którzy z rekomendacji PiS przez lata otrzymywali ogromne uposażenia w spółkach Skarbu Państwa, czy też byli na bardzo intratnych posadach państwowych.
Tłuste koty, np. Daniel Obajtek, powinny sięgnąć do kieszeni. To oni muszą ponieść koszty utrzymania partii, finansowania jej działalności. Odwoływanie się do członków PiS, z których bardzo wielu straciło pracę w ostatnich miesiącach, jest absurdalne.
A czy partia ma płynność finansową? Ma pan jakieś informacje, że np. kredyt bankowy jest zagrożony?
Nie ma z czego tego kredytu spłacić, on był wzięty pod planowane otrzymanie środków po decyzji Państwowej Komisji Wyborczej. Naliczane są karne odsetki, bo bieżąca rata nie została spłacona. Te ograniczone środki, które teraz wpłyną do PiS, pozwolą zapewne na spłacenie kredytów. Tylko pozostaje bieżące utrzymanie partii, zarówno siedzib, ochrony pana prezesa, innych wydatków, które są związane z funkcjonowaniem partii politycznych.
Rozmawiał Łukasz Kijek, szef redakcji money.pl