Aleksander Kovalchuk w Polsce jest od blisko 5 lat. Przyjechał, podobnie jak wielu jego rodaków z Ukrainy, do pracy. Najpierw na trzy miesiące, później na pół roku. Jego pierwszą pracą była fabryka opakowań na Dolnym Śląsku. Oprócz tego próbował rozwinąć własną firmę związaną z rynkiem medycyny naturalnej i szkoleń biznesowych .
- Nie wypaliło - przyznaje po latach. - Ciągła walka z dokumentami, pozwoleniami na pobyt i legalną pracę sprawiła, że w końcu własnego biznesu nie założyłem - tłumaczy w rozmowie z money.pl.
Pochodzi z Winnicy na wschodnim Podolu. Co parę miesięcy wracał na Ukrainę, by odnowić wizę i ponownie się zatrudniał w Polsce. Po roku ściągnął żonę i starszego syna. Na Dolnym Śląsku chce budować swoją przyszłość. Właśnie urodziło mu się drugie dziecko. I to już tu, czyli w Polsce.
- W tej chwili jestem na urlopie ojcowskim. Stale myślę o założeniu własnej działalności. Chcemy zostać. Dobrze wykorzystałem ten czas. Nauczyłem się języka, zrobiłem studium policealne opiekuna medycznego, zdobyłem doświadczenie - opowiada.
O biurokracji w Polsce nie chce za dużo mówić. Załamuje tylko ręce. - Pierwszy wniosek o pobyt stały w Urzędzie Wojewódzkim złożyłem jeszcze w 2017 roku. Procedura ciągnęła się latami. Kiedy znów poszedłem do urzędu dowiedziałem się, że muszę wszystko zaczynać od początku - stwierdza w końcu.
Konieczna zmiana
Historia Aleksandra to tylko jedna z wielu. Według danych ZUS z maja, pod koniec 2020 roku w Polsce było ponad 725 tys. obcokrajowców. W tym tempie, jeszcze w 2021 roku na liczniku pojawi się 800 tys. pracowników zza granicy.
- Kwestie proceduralne to coś, co musi zostać poprawione. Biurokracja, skomplikowany całe procesy formalizowania, przeciągające się terminy sprawiają, że spora część obcokrajowców decyduje się na pracę na czarno - mówi dr Kazimierz Sedlak, dyrektor w firmie HR Sedlak & Sedlak. - Wszystko co blokuje przepływ ludności, utrudnia zależności pracodawca-pracownik. Dlatego potrzebne są uproszczenia, by Polska nie traciła na swojej atrakcyjności, jako kierunek imigracji - dodaje.
A problemów jest więcej. Na przykład na egzamin z języka polskiego, potrzebny do otrzymania stałego pobytu, czeka się... pół roku. Potem kolejne kilka miesięcy na wyniki, zaświadczenie, itd. W sumie sama procedura zająć może nawet rok.
Jak zauważa Michał Wysłocki, ekspert BCC ds. legalizacji pobytu i pracy cudzoziemców w Polsce, mamy wiele do nadrobienia.
- Ostatnie kilka lat skutecznego unikania przez rządzących podjęcia problemu niemal masowej migracji zarobkowej cudzoziemców do Polski, spowodowały, że Polska przez lata nie wykorzystywała potencjału, jaki mógł płynąć z wkładu cudzoziemców w rozwój polskiej gospodarki - ocenia.
Rząd wydaje więc po 40 mld zł rocznie na rzekomo demograficzny 500+, ale nie chciał ani grosza na osoby, które są Polsce bliskie kulturowo, chętne do pracy, łatwo przyswajają język. I co najważniejsze - sprawdziły się u nas przez ostatnie kilka lat.
Zmiany mają nastąpić, ale dopiero teraz. Rząd bowiem zapowiedział, że w III kwartale chce przyjąć długo wyczekiwany przez pracodawców dokument "Polityka migracyjna Polski - kierunki działań 2021-2022". Ma on wskazać kierunki reform, które mają zmienić rynek pracy i dostosować go do zatrudniania i osiedlania cudzoziemców.
Uproszczenia w wizach i pozwoleniach
Co się zmieni? Pomocna będzie elektronizacja obiegu dokumentów związanych z wizą oraz stworzenie "szybkiej ścieżki" dla wybranych grup zawodowych.
Zezwolenia na pracę mają wydać powiatowe urzędy pracy w miejsce zajmujących się tym aktualnie urzędów wojewódzkich. Ma to przyspieszyć procedury.
Rząd chce mieć też portal wymiany wiedzy o postępowaniach wizowych. W planach jest też powołanie specjalnego urzędu, który zajmie się stricte wydawaniem zezwoleń na pobyt stały.
Po co to wszystko? Bo o pracownika, szczególnie ze Wschodu, toczy się dziś gra. Chcą ich nie tylko polscy pracodawcy, ale też niemieccy czy francuscy. O to by Ukraińcy czy Białorusini wybrali nas, musimy więc zawalczyć. I to nie tylko pensją.
- Polska musi zrobić coś, aby stać się konkurencyjną, bo pozostałe kraje UE również dostrzegają potencjał w pracownikach ze Wschodu. Jeśli chcemy ich zatrzymać, nie możemy skupiać się tylko na przyznawaniu im wiz i pozwoleń, ale również na możliwościach pracy i osiedlania się - zaznacza Michał Wysłocki.
Praca na dłużej niż parę miesięcy
Jak wynika z badań "Barometru Polskiego Rynku Pracy", 47 proc. pracowników ze Wschodu pracuje w Polsce 3 miesiące, 30 proc. przyjeżdża na okres od 3 do 6 miesięcy, 14 proc. pracuje w Polsce od 6 do 12 miesięcy, a tylko 4 proc. ponad rok.
To efekt najpopularniejszej wśród Ukraińców procedury oświadczeniowej, która pozwala na pracę przez 6 miesięcy w ciągu roku. To jednak utrudnienie zarówno dla pracodawców, jak i pracowników.
- Możliwość legalnej pracy tylko przez pół roku powoduje, że wielu firmom nie opłaca się inwestować w szkolenia kadry ze Wschodu na wyższe stanowiska - zauważa Krzysztof Inglot, prezes zarządu Personnel Service.
W ramach badania Personnel Service, aż 82 proc. firm twierdziło, że pracownicy z Ukrainy powinni pracować w Polsce w ramach uproszczonej procedury zatrudniania przez co najmniej rok, a 71 proc. firm chciałoby wydłużenia okresu przebywania w Polsce w oparciu o zezwolenie na pracę z 3 do 5 lat.
– To nie tylko powoduje ciągłą rotację, ale też dodatkowe koszty i ograniczenia proceduralne, a także obciąża administrację publiczną – dodaje Krzysztof Inglot. Stąd też zawarte w ustawie propozycje, aby wydłużenia okresów.
Polska chce ekspertów. Ale musi o nich zawalczyć
Nowa polityka migracyjna Polski w założeniu ma również wesprzeć nasz rynek pracy tam, gdzie najbardziej tego potrzebuje. Stąd też rozwiązania, które mają pozyskać ekspertów wykonujących zawody deficytowe, w tym medyczne, informatyczne, czy w kierunkach technicznych.
Wielu z tych, którzy już pracują w Polsce, pełnią funkcję poniżej swojego wykształcenia i kwalifikacji. Mają wykształcenie wyższe a mimo tego zajmują stanowiska niższego szczebla. Tylko 5 proc. pracuje umysłowo, a tylko niecały 1 proc. należy do kadry zarządzającej.
To dlatego rząd upraszcza procedury. Tak zrobił m.in dla medyków spoza UE. Problem w tym, że jak pisaliśmy w money.pl, wciąż nie jest to skuteczne. Odzew pozostaje daleko poniżej oczekiwań. Dlaczego? Ponieważ warunki pracy, choć lepsze niż na Wschodzie, wciąż pozostawiają wiele do życzenia.
- Nawet o cudzoziemców trzeba powalczyć - konkluduje Michał Wysłocki. - Konkurencja rośnie. Zwłaszcza wśród kadry wysoko wykwalifikowanej bariera językowa nie jest problemem. Wielu zna angielski na tyle, by myśleć o pracy na Zachodzie - zaznacza.