"Z punktu widzenia prawa osoby te, jako obywatele innego państwa, nie podlegają obowiązkowi mobilizacyjnemu. Ambasada Uzbekistanu w Moskwie wydała oświadczenie, że wezwania wynikały z "błędu technicznego" i zostały anulowane po interwencji uzbeckiej dyplomacji" - podano.
ISW zwróciło również uwagę na możliwe prace mające doprowadzić do zwiększenia potencjału ataku powietrznego "grupy Wagnera" - rosyjskiej formacji najemniczej. Według analityków instytutu grupa kieruje na front bardziej zaawansowane systemy rakietowe, którymi operuje niezależnie od rosyjskiej armii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nie zarejestrowano w tej fazie wojny korzystania z samolotów bojowych, jednak nie można tego wykluczyć ze względu na coraz większą zależność rosyjskich sił na Ukrainie od wagnerowców" - napisano. Powołując się na źródła rosyjskie i brytyjskie BBC, ISW przypomniał, że najemnicy w maju 2022 roku wystawili co najmniej jeden oddział operujący samolotem szturmowym Su-25 na wschodzie Ukrainy. W 2021 roku wagnerowcy używali rzekomo francuskich helikopterów transportowych w swoich misjach w Republice Środkowoafrykańskiej.
Ekspresowy wyjazd na front. Trzy dni po mobilizacji
Ukraiński projekt InformNapalm przeanalizował dostępne dane na temat śmierci na froncie Rosjan zmobilizowanych.
"Po 12 dniach od mobilizacji zmobilizowany ginie w Ukrainie. Na froncie spędzą ok. czterech dni. Wszyscy zabici byli powołani jeszcze w pierwszym tygodniu mobilizacji we wrześniu, a pierwsze informacje o zabitych pojawiły się 4 października. Średnio 'mobik' (zmobilizowany) trafia na Ukrainę w ciągu siedmiu dni. Zdarzały się i przypadki ekspresowe, gdy człowiek trafiał na Ukrainę na trzeci dzień po mobilizacji" – pisze InfromNapalm.
Ukraiński projekt przypomina, że rosyjskie władze, ogłaszając 21 września mobilizację, zapewniały, że wszyscy poborowi przejdą odpowiednie przeszkolenie. Takie – jak zaznaczają eksperci - powinno trwać przynajmniej dwa miesiące.
Rosyjski portal Mediazona ustalił dane o 41 osobach, które zginęły w ciągu pierwszego miesiąca "częściowej mobilizacji". 28-letni Aleksiej Martynow z Moskwy – powołany 23 września, zginął – 10 października.
Nikita i Mikołaj spod Moskwy – zmobilizowani 23 września. Pierwszy zginął 7 października, drugi został ranny i 10 października trafił do szpitala wojskowego w obwodzie ługańskim. Według relacji ocalałego przeszkolenia przed wysłaniem na front nie odbyli. Andriej Nikiforow, adwokat z Petersburga, zginął na froncie pod Lisiczańskiem 7 października. Został zmobilizowany 25 września.
Przed wysłaniem na front (zarówno do obwodu chersońskiego, jak i ługańskiego) jak wynika z ustaleń dziennikarzy, zmobilizowani trafiają do obozu szkoleniowego w Dżankoju na okupowanym Krymie, skąd są wysyłani na front południowy, albo do obwodów biełgorodzkiego lub rostowskiego, skąd trafiają na wschód Ukrainy. Niektórzy są z obwodu ługańskiego przerzucani pod Chersoń.
Trafiają na front nieprzygotowani. Nie wiedzą, co robić
Z relacji, do których docierają media niezależne, wynika, że zmobilizowani są nieprzygotowani do walki na froncie i często nie wiedzą, co mają robić, jak walczyć.
Rzecznik Kremla przyznał ostatnio, że "są problemy" z wyposażeniem zmobilizowanych żołnierzy, lecz będą one "energicznie rozwiązywane". W mediach ukazało się wiele publikacji o tym, że zmobilizowani sami muszą kupować ciepłą odzież, śpiwory czy kamizelki kuloodporne, a z powodu mobilizacji ich ceny w Rosji bardzo wzrosły.
InformNapalm zaznacza jednak, że "rosyjskie społeczeństwo bez problemu masowo idzie na wojnę przeciwko Ukrainie", a w większości przypadków poborowi pokornie podporządkowują się wezwaniom. Ogłaszając mobilizację 21 września, Władimir Putin i jego minister obrony Siergiej Szojgu mówili, że powołanych ma być 300 tys. osób. Prezydent Rosji 14 października zapowiedział, że "powinna ona się zakończyć w ciągu dwóch tygodni".