Odmrażanie gospodarki od poniedziałku weszło w drugi etap. Otworzyły się galerie handlowe, dozwolone jest już korzystanie z orlików i innych obiektów sportowych, a do treningów wracają piłkarze Ekstraklasy. Rozporządzenie z 2. maja pozwala również na prowadzenie działalności na innych obiektach. Wśród nich są m.in. skocznie narciarskie, otwarte tory wrotkarskie, skateparki i tory kartingowe.
Te ostatnie to w ostatnich latach popularna forma rozrywki wśród młodych ludzi. To dla wielu z nich idealne miejsce na imprezy okolicznościowe, takie jak wieczory kawalerskie, panieńskie czy urodziny.
Poluzowanie obostrzeń to coś, na co wielu przedsiębiorców z tej branży czekało. I nie kryło radości z powrotu na tory, który zapowiedzieli na swoich stronach internetowych jeszcze przed majówką.
Pierwsi klienci już się ścigali
Postanowiliśmy zapytać właścicieli torów, czy w poniedziałek klienci pojawili się przed drzwiami gotowi do ścigania.
- Pierwsi klienci już dzisiaj jeździli - usłyszeliśmy w poniedziałek po południu, gdy zadzwoniliśmy na tor kartingowy, działający na Stadionie Narodowym w Warszawie.
Tłumów jednak nie ma, bo być nie może. Rozporządzenie jasno wskazuje, że jednocześnie na torze może przybywać zaledwie 6 osób. Pozostali muszą czekać na swoją kolej.
- Dużo mamy zapytań telefonicznych, dlatego liczymy, że w kolejnych dniach klientów będzie jeszcze więcej - mówią na Stadionie Narodowym.
Podobnie wygląda sytuacja we Wrocławiu. Tu również tor kartingowy funkcjonuje przy Stadionie Wrocław, pod nazwą Le Mans. - Widzimy zainteresowanie. To jeszcze nie jest to, co wiosną poprzedniego roku, ale mamy pierwszych klientów - usłyszeliśmy przez telefon.
Środki ostrożności
Z każdym dniem pracy ma być jednak coraz więcej. A zorganizowanie wyścigów w czasie epidemii też wymaga od nich nie lada zaangażowania.
Obsługa została zobowiązana do kontrolowania liczby osób, przebywających na torze. W kolejce musi być zachowane przynajmniej 1,5 metra odstępu między klientami, a ci muszą zakładać jednorazowe rękawiczki.
Właściciele torów zapewniają, że dezynfekują wszystkie powierzchnie na bieżąco. "Po zakończonym przejeździe wszystkie możliwe miejsca styku gokarta (kierownica, fotel, mocowanie fotela, boczki, podłoga itp.) z kierowcą zostaną zdezynfekowane" - informuje Kartingowy PGE Narodowy.
Podobnie wygląda to na torze Le Mans we Wrocławiu.
A co z kaskami? To tam jest największe ryzyko kontaktu z wirusem. Szczególnie, jeśli używamy go bezpośrednio po kimś obcym.
- U nas jest obowiązek jeżdżenia w kominiarkach, które zakrywają nos i usta. Po zakończeniu jazdy klient kominiarkę zabiera ze sobą, a kask jest dezynfekowany - zapewnia obsługa toru we Wrocławiu.
Zresztą tak to wyglądało jeszcze przed epidemią. Chętni mogli przychodzić ze swoimi kominiarkami, a jeśli jej nie mieli, to można ją było kupić na miejscu. Zazwyczaj w cenie około 10 złotych.
Nasi rozmówcy podkreślają, że na największe zainteresowanie liczą w weekendy. - To zawsze był największy ruch. Zobaczymy więc, jak sytuacja będzie wyglądała w sobotę - zastanawiają się jednym głosem właściciele torów.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl