Prezydent USA Joe Biden dał Ukrainie zielone światło na wykorzystanie amerykańskiej broni do uderzenia w głąb Rosji - podał w weekend Reuters, a podobne doniesienia opublikowały m.in. agencje AP, AFP i dziennik "The New York Times".
To rewolucyjna zmiana, ponieważ dotąd Kijowowi tego odmawiano, bo - jak argumentował Waszyngton - mogło to doprowadzić do groźnej eskalacji. Ukraińcy w międzyczasie wdarli się do Obwodu Kurskiego, a na pomoc reżimowi Władimira Putina ruszył północnokoreański dyktator Kim Dzong Un i wysłał północnokoreańskich żołnierzy na wojnę w Ukrainie. Docelowo ma to być 10 tys. Koreańczyków.
- To bardzo ważna decyzja - ocenia prof. Władimir Ponomariow, rosyjski opozycjonista, ekspert Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego oraz były sekretarz stanu w Ministerstwie Budownictwa Federacji Rosyjskiej za pierwszych rządów Władimira Putina w latach 1999-2004.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lista celów już czeka
Ponomariow zwraca uwagę, że infrastrukturę krytyczną - stacje elektryczne, rafinerie, magazyny paliw, ropociągi czy gazociągi można znaleźć na terytorium całej Rosji, ale szczególnie rozwinięta jest pod tym względem jej europejska część. Tam jest też całe rosyjskie hutnictwo, które potrzebuje elektryczności i wody, a więc rosyjskie "miękkie podbrzusze", które leży w zasięgu systemu ATACMS. Potencjalnie Ukraińcy mogą uderzyć 300 km w głąb Rosji.
Nasz rozmówca podkreśla przy tym, że wokół zgody Amerykanów wciąż jest wiele znaków zapytania. Ekspert, który w przeszłości był też generałem służby państwowej Federacji Rosyjskiej, wskazuje, że nie są znane odległości, na których razić może Ukraina.
Kolejny znak zapytania dotyczy tego, czy Kijów może wybrać każdy cel. Stany Zjednoczone nerwowo reagowały wcześniej na ukraińskie ataki na rafinerie naftowe, obawiając się wzrostu cen ropy.
- Żeby zniszczyć infrastrukturę krytyczną, potrzebne są rakiety. Do tej pory Ukraina uderzała przy pomocy dronów - przypomina prof. Ponomariow, a jak pisaliśmy w money.pl, nawet tego typu mniej szkodliwa broń powodowała poważne problemy dla rosyjskiej gospodarki, hamując moce przerobu ropy.
Nasz rozmówca podkreśla też, że rosyjskie obiekty wojskowe są lokowane "na infrastrukturze krytycznej". Jak wynika z mapy Instytutu Studiów nad Wojną, w zasięgu rakiet ATACMS wysłanych z terytorium Ukrainy znajduje się 225 znanych obiektów i różnego typu zakładów militarnych. Sporo znajduje się np. w miastach Rostów nad Donem oraz Woroneż.
Z pewnością użycie pocisków ATACMS pozwoli im mocno poturbować rosyjską infrastrukturę krytyczną, która dotychczas była poza zasięgiem ukraińskich systemów rakietowych. Zapewne Ukraińcy mają już przygotowaną listę celów o strategicznym dla Rosjan znaczeniu - mówił w rozmowie z Polską Agencją Prasową były dowódca Wojsk Lądowych gen. Waldemar Skrzypczak.
Dodajmy, że Ukraina ma też w zasięgu amerykańskich rakiet m.in. rostowską i smoleńską elektrownię atomową, ale chociaż rosyjskie pociski regularnie spadają na ukraińskie obiekty tego typu, bardzo wątpliwe jest, że Ukraińcy będą ryzykować międzynarodowe protesty po atakach na te obiekty, nie mówiąc o jeszcze poważniejszych konsekwencjach.
Władimir Putin poczeka na Donalda Trumpa
- Zgoda Stanów Zjednoczonych na atakowanie przez Ukrainę celów w głębi Rosji amerykańskimi pociskami doprowadzi do wzrostu napięcia i pogłębi zaangażowanie USA w wojnę - oznajmił w poniedziałek rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.
Pierwsze sugestie, że USA mogą zmienić zdanie w kwestii zniesienia narzuconych Ukrainie ograniczeń związanych z użyciem broni dalekiego zasięgu pojawiły się już na początku września.
- Jeśli taka decyzja zostanie podjęta, będzie to oznaczać nic innego, jak bezpośrednie zaangażowanie państw NATO w wojnę na Ukrainie. Zmieniłoby to naturę konfliktu. Oznaczałoby to, że państwa NATO są w stanie wojny z Rosją - powiedział wówczas Władimir Putin.
Prof. Ponomariow uważa, że rosyjski przywódca poczeka z reakcją aż do Białego Domu wprowadzi się Donald Trump, co ma nastąpić w drugiej połowie stycznia 2025 r.
Putin ma nadzieję na inny układ z nową administracją Stanów Zjednoczonych. Jego reakcja, jeśli będzie, to raczej nieduża. Zwiększyć nacisku na Ukrainę i tak już nie może, a oczywiście nie może być żadnej reakcji z użyciem broni jądrowej - komentuje rosyjski opozycjonista.
Wzmocnić pozycję Ukrainy przy stole negocjacyjnym
Ekspert Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego, podobnie jak wielu innych komentatorów, jest zdania, że zgoda USA na wykorzystanie jej broni do uderzeń w głąb Rosji przyszła za późno. Zwraca uwagę, że agresor, jeśli musi liczyć się z odwetem, to czasami ogranicza się w okrucieństwie. W tym przypadku tak nie było.
Część ekspertów widzi też w przełomowej decyzji Amerykanów drugie dno. Marek Menkiszak, kierownik Zespołu Rosyjskiego w Ośrodku Studiów Wschodnich, w rozmowie z PAP ocenił, że decyzja amerykańskiej administracji może służyć też "wzmocnieniu pozycji Ukrainy w możliwych negocjacjach pokojowych".
- Chodzi o to, żeby strona rosyjska nie była jedyną, która w tym momencie ma przewagę taktyczną. Oraz żeby zrównoważyć w pewnym stopniu działania, które Rosjanie podejmują w tym momencie, i umożliwić Ukraińcom w najbliższej perspektywie negocjowanie z lepszych pozycji - uważa Menkiszak.
Zełenski: rakiety przemówią
- Decyzja Bidena nie przeszkadza Trumpowi. W zasadzie daje mu większą możliwość, by wymusić na Rosji zawieszenie broni, jeśli pozycja ukraińska będzie nieco lepsza niż do tej pory - ocenia ekspert.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski doniesienia medialne o decyzji USA w niedzielę wieczorem oficjalnie skomentował tak: - Dziś wiele mediów podaje, że otrzymaliśmy pozwolenie na podjęcie odpowiednich działań. Ale ataków nie dokonuje się słowami. Takich rzeczy się nie ogłasza. Rakiety przemówią same za siebie.
Jacek Losik, dziennikarz money.pl