Jak pisze gliwicki oddział "Gazety Wyborczej", program dobrowolnych odejść to kolejny etap restrukturyzacji zakładu.
Zmiany trwają od dłuższego czasu, a przyspieszyła je transakcja z 2017 roku. Wtedy Opla przejął francuski koncern PSA, produkujący m.in. Citroena i Peugeota.
Restrukturyzacja odbija się również na produkcji. W ubiegłym roku z taśmy zjechało 92,5 tys. samochodów. W poprzednich latach było to odpowiednio 106, 165 i 201 tys. pojazdów.
Obejrzyj: Podatek handlowy? Nie łudźmy się: będzie drożej
A skoro produkcja maleje, to spada również zatrudnienie. Do tej pory z programu dobrowolnych odejść skorzystało ponad 800 pracowników, część z nich przeniosła się do pracy w niemieckich fabrykach. Zlikwidowano też nocną zmianę w gliwickim zakładzie.
Obecna, czwarta już tura odejść została przedłużona przez władze fabryki. Początkowo miała się ona zakończyć z końcem 2019 roku.
- Program został wydłużony, ponieważ w przewidzianym czasie nie zgłosiła się oczekiwana liczba pracowników. Propozycję kierujemy do 180 osób - mówi "Wyborczej" Agnieszka Brania, rzeczniczka Opla w Gliwicach.
Jak dodaje, pracownicy, którzy dobrowolnie odejdą, mogą liczyć na nawet kilkanaście miesięcznych pensji. Oczywiście zależy to od stażu pracy i terminu podjęcia decyzji.
Na odprawę złożą się części wynikające z Kodeksu pracy, ale również rekompensata za rozwiązanie stosunku pracy przed zakończeniem okresu wypowiedzenia i dodatkowa odprawa od pracodawcy.
Związkowcy boją się jednak, że program szybko przestanie być dobrowolny.
- Od jakiegoś czasu trwa restrukturyzacja firmy, zmiany gonią zmiany. Oczywiście część osób chętnie skorzysta z takiej propozycji zarządu, ale zdecydowana większość załogi ma wrażenie, że to takie nachalne szukanie chętnych do odejścia. Niektórzy boją się, że z powodu braku zainteresowanych ten program wkrótce straci miano "dobrowolnego" - wyjaśnia Zbigniew Pietras, przewodniczący związku "Sierpień 80".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl