To o dwa mandaty więcej, niż lewicowemu sojuszowi dawał sondaż exit poll.
Centrowy obóz prezydenta Emmanuela Macrona zdobył 168 miejsc, a skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe (dawny Front Narodowy Marine Le Pen) – 143.
Frekwencja podczas drugiej tury wyborczej wyniosła 66,63 proc. – podał resort.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Francuzi wybrali. Będzie koalicyjny rząd
Niespodziewane zwycięstwo "frontu przeciwko Le Pen" daje tylko częściową satysfakcję. Trzecia pozycja skrajnie prawicowej i powiązanej z Rosją partii Rassemblement National (RN) prowadzonej przez charyzmatycznego Jordana Bardella odsuwa ryzyko zmian w polityce zagranicznej kraju, ale tworzy trudną układankę w nowym zgromadzeniu narodowym.
Żadne z ugrupowań nie jest na tyle silne, aby samodzielnie rządzić, do czego potrzeba 289 mandatów. Komentatorzy akcentują, że utworzenie koalicyjnego rządu nie będzie łatwe i do tego trudno przewidzieć, jak będzie wyglądał.
- Wielka mobilizacja wywołana strachem przed skrajną prawicą przyniosła efekt, zaskoczeniem jest sromotna porażka Marine Le Pen - ocenił politolog Collegium Civitas i zastępca dyrektora Instytutu Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza Przemysław Witkowski, komentując sondażowe wyniki wyborów we Francji.
- Zaskakująco wysoko wypadł w stosunku do prognoz prezydent Emmanuel Macron. Miało być absolutne zniszczenie, pełna klęska - a tymczasem rzeczywiście ugrupowanie prezydenta przegrało, ale ugrupowanie Marine Le Pen nie będzie w stanie zbudować samodzielnego rządu, podobnie jak lewica. A należy uwzględnić, że system prezydenci we Francji jest taki, że władza prezydenta nawet w takiej sytuacji jest bardzo duża - zauważył.