Kryzys energetyczny i związane z nim podwyżki cen prądu, gazu i ciepła zmusiły wielu Polaków do oszczędzania. Jednym z rozwiązań może być przykręcenie ogrzewania.
Do oszczędzania zachęcała m.in. minister klimatu Anna Moskwa. Przyznała jednocześnie, że sama obniżyła w domu temperaturę do 17-19 stopni. - Można się do tego przyzwyczaić, to też zdrowa temperatura dla organizmu - zapewniała minister Anna Moskwa. Jak dodała, w przestrzeniach wspólnych domu utrzymuje tę niższą, a w pomieszczeniach, w których przebywa częściej, tę wyższą.
Okazuje się jednak, że z oszczędnościami trzeba uważać, bo nie zawsze zakręcenie grzejników przyniesie korzyści. Czasami może spowodować więcej problemów.
W mieszkaniu nie może być zbyt chłodno
Na początku października głośno było o mieszkańce Gdyni, która już podczas ubiegłego sezonu grzewczego postanowiła oszczędzać na ogrzewaniu. Jej historię opisał portal trojmiasto.pl. Kobieta zapewniała, że choć "przymyka zawór główny", gdy jest w pracy, to temperatura w jej mieszkaniu nie spada poniżej 19 stopni Celsjusza.
Żaliła się też, że jej spółdzielnia mieszkaniowa nałożyła przez to dodatkową opłatę. Zgodnie z odczytami z liczników ogrzanie 80-metrowego mieszkania kosztowało ją w ubiegłym sezonie 682,07 zł, jednak Spółdzielnia Mieszkaniowa Posejdon, która zarządza nieruchomością, chce, by kobieta dopłaciła 496,18 zł.
Spółdzielnia tłumaczyła w rozmowie z portalem trojmiasto.pl, że jesienią i zimą temperatura w lokalach nie może spadać poniżej 16 stopni Celsjusza, "aby nie wychładzać ścian i stropów mieszkań sąsiadujących". Dodatkowa opłata została naliczona na podstawie regulaminu rozliczania energii cieplnej.
W ocenie Spółdzielni nie może być tak, że jeden właściciel lokalu wyłącza ogrzewanie, a pozostali, w tym małe dzieci, w sąsiednich lokalach marzną, bo zostają w domach lub ponoszą koszty ogrzania lokalu sąsiedniego - tłumaczyła spółdzielnia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mieszkańcy nie mogą tracić na tych, co oszczędzają
Minimalną temperaturę w mieszkaniach określa rozporządzenie ministra infrastruktury ws. warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie. I tak zgodnie z przepisami w pomieszczeniach "przeznaczonych na stały pobyt ludzi, bez okryć zewnętrznych, niewykonujących w sposób ciągły pracy fizycznej", w pokojach oraz w kuchni temperatura powinna wynosić co najmniej 20 stopni Celsjusza W łazience powinno być jeszcze cieplej, bo temperatura według rozporządzenia powinna wynosić co najmniej 24 stopnie.
W rozporządzeniu mowa o tym, jaka "powinna być" temperatura w mieszkaniach, natomiast wiele spółdzielni jest mniej wymagających. Jarosław Puchalski, wiceprezes Spółdzielni Mieszkaniowej Biskupin we Wrocławiu, tłumaczy, że jego spółdzielnia, podobnie jak ta z Gdyni, ustaliła w regulaminie minimalną temperaturę w pomieszczeniach na poziomie 16 stopni.
Nie może być tak, że jedni oszczędzają kosztem drugich, bo to jest nic innego jak kradzież ciepła. Wyłączenie ogrzewania w jednym mieszkaniu powoduje straty ciepła w drugim mieszkaniu. Mamy to szczęście, że nasi lokatorzy w większości to rozumieją. Jest tylko jedna mieszkanka, która ma z tym problem - mówi money.pl wiceprezes spółdzielni.
Jak tłumaczy, w SM Biskupin rachunki za ciepło składają się z dwóch części. Pierwsza to opłata stała, którą ponoszą wszyscy, nawet jeśli "wybitnie oszczędzają na ogrzewaniu". Naliczana jest w oparciu o wielkość mieszkania. Druga część rachunku zależy już od zużycia ciepła.
Piotr Majewski z Unii Spółdzielców Mieszkaniowych w Polsce nie ma wątpliwości, że w tym trudnym okresie, w jakim znalazła się cała Europa, trzeba oszczędzać, ale nie można przesadzać. - Żebyśmy za bardzo nie wzięli sobie do serca słów pani Moskwy — żartuje Majewski w rozmowie z money.pl.
W ten sposób nawiązuje do wrześniowej wypowiedzi minister klimatu i środowiska Anny Moskwy, w której podzieliła się informacją o temperaturze w jej domu. - Każde gospodarstwo domowe może zrobić sobie rachunek sumienia. Musimy się sporo nauczyć (...). Ja mam w domu 17-19 stopni, można się przyzwyczaić - mówiła minister na antenie Radia Zet.
- Odkąd w mieszkaniach są montowane podzielniki ciepła, lokatorzy coraz częściej zaczynają zwracać uwagę na zużycie i myślą o oszczędnościach. Warto pamiętać jednak, że teraz nadmierne skręcanie kaloryferów to pojedyncze przypadki, które trafiają się we wspólnotach lub spółdzielniach. Być może przez trudną sytuację tych przypadków będzie więcej tej zimy i zrobi się problem. Na pewno będziemy musieli obserwować sytuację - przyznaje Piotr Majewski.
Kradzież ciepła. Jasne stanowisko sądu
W sprawie "kradzieży ciepła", czyli zjawiska, w którym dany lokator nie ogrzewa wystarczająco swojego mieszkania i jego sąsiedzi robią to za niego, a przez to płacą wyższe rachunki, wypowiedział już się już nawet Sąd Najwyższy.
"Powód, świadomie rezygnując z ogrzewania czterech pomieszczeń w mieszkaniu przez zakręcenie grzejników, korzystał z ciepła dostarczanego przez sąsiednie ogrzewane pomieszczenia, i ciepło takie nie jest zwolnione od opłaty" - pisał pod koniec 2020 roku sędzia SN Leszek Bosek.
Sprawa dotyczyła łodzianina, który w 2016 roku wpadł na pomysł, by pozwać swoją spółdzielnię mieszkaniową. W mieszkaniu zakręcił wszystkie grzejniki, poza tym w kuchni, i chciał, by spółdzielnia oddała mu część pieniędzy płaconych w ramach rachunku za ogrzewanie - uważał go bowiem za zbyt wysoki. Spółdzielnia się na to nie zgodziła, a sprawa przetoczyła się przez sądy dwóch instancji. Po stronie mężczyzny stanął minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, który złożył skargę nadzwyczajną na decyzję sądu. SN ją odrzucił i ostatecznie rozstrzygnął spór.