Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
W ostatnich dniach wypowiedź pani minister Agnieszki Dziemianowicz-Bąk narobiła dużo bałaganu. Tu dygresja: proszę mi wybaczyć, ale feminatywy nie są moją ulubioną formą językową. Pewnie to wiek, a z pewnością nie brak szacunku do kobiet. Ile razy widziałem w działaniu kobiety na różnych stanowiskach, to najczęściej były lepsze od mężczyzn.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Otóż pani minister powiedziała: "Proponujemy, aby płaca minimalna wynosiła 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia. To jest zgodne z dyrektywą Parlamentu Europejskiego. Projekt ustawy w tej sprawie został przesłany do wykazu prac legislacyjnych rządu". To oczywiście rozbudziło dyskusje i oburzenie przedsiębiorców, a furorę robiła kwota 5 tys. złotych brutto.
Wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw w kwietniu wyniosło 8271,99 zł, czyli sześćdziesiąt procent z tej liczby to 4963,19 zł, czyli prawie pięć tysięcy. To o 700 zł więcej, niż będzie wynosić płaca minimalna od 1 lipca 2024 roku. Po medialnej burzy pani minister wycofała się i zapowiedziała, że płaca minimalna będzie regulowana zgodnie z obecnie obowiązującą ustawą z dnia 10 października 2002 r. o minimalnym wynagrodzeniu za pracę i artykułem 5 tej ustawy.
Można spojrzeć w te przepisy i sprawdzić, w jaki (dość skomplikowany) sposób liczona jest płaca minimalna. Generalnie wynagrodzenia podwyższane są o wskaźnik planowanej inflacji, ale są wyjątki, które prowadzą do podwójnej waloryzacji (jak w tym roku). Błąd w prognozie inflacji też jest uwzględniany w następnym roku. Należy więc założyć, że w 2025 roku płaca minimalna wzrośnie o około 3-4 proc. (taka pewnie będzie prognozowana inflacja), czyli w okolice 4429-4472 zł. Daleko więc będzie do 5 tys. zł.
Skąd się więc wziął pomysł z wynagrodzeniem na tym poziomie? Myślę, że to było jakieś nieporozumienie. Dyrektywą Parlamentu Europejskiego (Dyrektywa (UE) 2022/2041 w sprawie adekwatnych wynagrodzeń minimalnych w Unii Europejskiej) mówi bowiem to, co poniżej zacytuję i proszę mi wybaczyć przydługi cytat.
"Ocena ta [adekwatności płac – mój wtręt] może opierać się na wartościach referencyjnych powszechnie stosowanych na poziomie międzynarodowym, takich jak relacja minimalnego wynagrodzenia brutto do 60 proc. mediany wynagrodzeń brutto czy relacja minimalnego wynagrodzenia brutto do 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia brutto, których to wartości wciąż nie osiągają wszystkie państwa członkowskie, lub relacja minimalnego wynagrodzenia netto do 50 proc. lub 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia netto.".
Nie jestem prawnikiem, nie wchodziłem głęboko w definicje europejskie, ale mam wątpliwości, o jakiej płacy średniej i medianie mówią te przepisy. Przecież GUS podaje co miesiąc średnie wynagrodzenia w większych firmach (zatrudniają ponad 9 osób), czyli w 1/3 gospodarki. Co dwa lata widzimy dane o całej gospodarce, a płace w niej są wyraźnie niższe niż w dużych firmach. Można nawet założyć, że są niższe nawet o 10-20 proc., a mediana jest niższa o około 20 proc. (czyli obecnie około 6,6 tys. zł).
Szybki wzrost płac utrudnia walkę z inflacją
Ja uważam, że do wyliczeń należy brać średnią z całej gospodarki, a nie z dużych firm. Jeśli jednak nawet weźmie się tą wyższą średnią to płaca minimalna powinna wynosić w tym roku 4150 złotych (50 proc. średniej w dużych firmach) lub 3960 złotych (mediana całej gospodarki), a nie 4,3 tys. zł, które obowiązywać będzie już 1 lipca tego roku (20 proc. więcej niż rok wcześniej). Można więc powiedzieć pani minister: uważajcie, o co prosicie, bo może się sprawdzić.
W latach rządów Prawa i Sprawiedliwości rządy były bardziej życzliwe dla wynagradzanych płacą minimalną, bo ustawa nie zabrania ustanawiania wyższego wynagrodzenia niż to wyliczone zgodnie z wzorami zapisanymi w ustawie. Taki był to trend, co wyborcy bardzo doceniali, ale doprowadził do stosunkowo wysokiej płacy minimalnej. Ta obowiązująca od lipca to około 52 proc. płacy średniej w dużych firmach i około 65 proc. mediany. A jeśli spojrzy się na całą gospodarkę to zapewne dojdziemy do 60 proc. średniej płacy, czyli wyraźnie więcej niż zapisane jest to w dyrektywie Parlamentu Europejskiego.
Pamiętać trzeba, że duży wzrost płacy minimalnej wraz z dużymi wzrostami płac w budżetówce i dla nauczycieli prowadzi do mocnego wzrostu płac w całej gospodarce. Jeśli bowiem kolega dostawał wynagrodzenie minimalne, a ja miałem o 20 proc. wyższą pensję, to oczywiście pójdę do pracodawcy po podwyżkę. Polacy powinni doskonale zarabiać, ale zbyt szybki wzrost płac zmniejsza konkurencyjność gospodarki, uderzając we wzrost gospodarczy, oraz znacznie utrudnia walkę z inflacją.
Powyżka płacy minimalnej. Tusk studzi emocje
Niespójne wypowiedzi szefowej resortu pracy na temat zmian w płacy minimalnej musiał prostować sam premier Donald Tusk. - Pani minister Dziemianowicz-Bąk usłyszy ode mnie we wtorek, że my oczywiście zgodnie z zasadami i obowiązkami rządu zaproponujemy podniesienie tej płacy minimalnej tak, jak mówi o tym konieczna ustawa, czyli to będzie blisko 5 proc. więcej, bo ten obowiązek narzuca na nas ustawa. Natomiast nie będziemy proponowali w żadnym wypadku wyższego skoku - zapewnił w piątek w Białymstoku szef rządu. Podkreślił, że w tej chwili państwo musi zadbać o bezpieczeństwo małych i średnich firm.
Nie apeluję do Polaków o to, żeby nie chcieli więcej zarabiać, bo to byłoby przeciw skuteczne i bezsensowne. Apeluję jednak do rządu o rozsądek i nierozbudzanie zbyt dużych oczekiwań. A najlepiej po prostu czytać akty prawne i nie szokować wypowiedziami.
Autorem jest Piotr Kuczyński, główny analityk domu inwestycyjnego Xelion