Reforma spółek komandytowych, którą od nowego roku wprowadza rząd PiS, od początku budziła kontrowersje.
Mówiąc w skrócie: od stycznia spółki komandytowe staną się podatnikami CIT. To oznacza, że zapłacą podatek jako spółka, a później wspólnicy zostaną obciążeni jeszcze drugi raz. Do tej pory podwójnego opodatkowania nie było.
Teraz resort finansów w odpowiedzi na pytania "Rzeczpospolitej" rozwiewa wszelkie wątpliwości: wspólnicy od przyszłego roku zapłacą podatek od przychodu z tytułu udziału w zyskach osób prawnych. I to mimo faktu, że spółka komandytowa osobą prawną nie jest.
Ministerstwu to jednak nie przeszkadza. Płacić trzeba i koniec.
- Wprowadzenie spółki komandytowej do definicji "spółki" nie powoduje, że nagle stała się osobą prawną, a jej wspólnicy uzyskują przychód z udziału w zysku osoby prawnej. Stanowisko Ministerstwa Finansów to pogwałcenie wszelkich reguł wykładni, nie można w ten sposób naprawiać złych przepisów – komentuje Tomasz Piekielnik, właściciel kancelarii Piekielnik Business Consulting..
Spółki komandytowe pod względem podatków zostały więc zrównane ze spółkami kapitałowymi - z ograniczoną odpowiedzialnością i akcyjną.
- Zastosowana przez ustawodawcę technika legislacyjna jest bardzo kontrowersyjna - dodaje na łamach "Rz" Grzegorz Szysz, doradca podatkowy, partner w Grant Thornton.
Kontrowersje budzą również inne nieścisłości. Nie wiadomo czy wspólnicy skorzystają ze zwolnienia dywidendowego, skoro spółka komandytowa dywidendy nie wypłaca.
– Nie wiadomo choćby, jak rozliczać zaliczki na poczet zysku pobierane w trakcie roku, problemy będą też przy odliczaniu wcześniejszych strat wspólników – mówi Tomasz Piekielnik.