Kiedy zaczną grzać grzejniki? To pytanie co roku zadają sobie Polacy po wakacjach. Kilka chłodniejszych dni pod koniec sierpnia i na początku września skłoniło już część zarządców do odkręcenia ogrzewania. Ale nie wszystkich.
I choć ostatnie dni przyniosły falę ciepła, to są i tacy, którzy na przełomie sierpnia i września zdążyli już porządnie zmarznąć w mieszkaniach. Ci z utęsknieniem czekają na inaugurację sezonu grzewczego.
- Od sierpniowego załamania pogody przez kilkanaście dni miałam w mieszkaniu po prostu zimno. Oczywiście zawsze można się cieplej ubrać, ale to, że pranie schnie po 2-3 dni, to już nie jest, moim zdaniem, normalne - mówi nam pani Aneta, mieszkanka Dolnego Mokotowa.
W jej budynku wciąż nie grzeją, choć sprawa zimnych kaloryferów rozpala sąsiadów. - Na sąsiedzkiej grupie na Facebooku ten temat mocno żyje, współlokatorzy mają podobne obserwacje. O lodowatych mieszkaniach, zwłaszcza w nocy, pisali także mieszkańcy innych budynków - relacjonuje nasza rozmówczyni.
Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie w współdzieli mieszkaniowej Energetyka, do której należy blok pani Anety, jeszcze nie czas na ciepłe grzejniki. Na sezon grzewczy trzeba poczekać, bo zwykle zaczyna się on w październiku. Ale mieszkańcy osiedla Siedlce usłyszeli również inną argumentację.
Zwłoka z odkręceniem kurków przez rachunki
- Część z sąsiadów kontaktowała się ze spółdzielnią i otrzymała odpowiedź, że ogrzewanie zostanie włączone dopiero za jakiś czas, bo potem ludzie narzekają na wysokie rachunki. Mamy czekać do początku października albo do chwili, kiedy temperatura w nocy zbliży się do zera - zaznacza w rozmowie z money.pl pani Aneta.
Podobną relację przekazuje inna mieszkanka Siedlec, pani Halina, która także usłyszała, że wciąż jest dostatecznie ciepło i nie ma powodu, by uruchamiać grzejniki. - Włączenie to koszt. Mieszkańcy przeczekują więc pierwsze chłody - mówi pani Anna.
- Grzejniki w budynkach są włączane faktycznie zgodnie z wolą odbiorców: albo automatycznie, na przykład gdy temperatura w nocy spadnie poniżej 12 stopni, albo za decyzją administratora lub właściciela budynku - mówi money.pl wiceprezes Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie Bogusław Regulski.
A co z argumentem o oszczędności? - W ten sposób w pewnym stopniu można wpływać na wysokość opłat za ciepło, bo ważnym elementem kosztów ogrzewania jest bowiem zużycie ciepła - wyjaśnia wiceprezes IGCP.
Będzie drożej
Jednak nawet tego typu działania nie sprawią, że uda się uniknąć wyższych opłat za ogrzewanie. - To trzeba jasno powiedzieć, będzie drożej - przyznaje Bogusław Regulski. Powód? Rekordowe ceny uprawnień do emisji CO2 i rosnące ceny paliw.
- Patrząc po kosztach produkcji, ten wzrost wynosi nawet 35 procent – wylicza Regulski. A o ile więcej zapłacą mieszkańcy? To już nie tak łatwe do oszacowania.
- Skokowy wzrost odczują w pierwszej kolejności bezpośredni odbiorcy ciepła. To oni pierwsi zostaną skonfrontowani z podwyżką cen. Mieszkańcy domów wielorodzinnych również dostaną wyższy rachunek, ale ta podwyżka rozłoży się na dłuższy okres. Wysokość opłat za ciepło będzie jednak zależeć od tego, w jaki sposób dany administrator rozliczy rok, co uwzględni w opłacie i jakie będzie zużycie ciepła – tłumaczy Regulski.
Rekordowe ceny uprawnień do emisji CO2
Jak podkreśla wiceprezes IGCP, koszt produkcji ciepła w ostatnim czasie drastycznie wzrósł. To efekt potężnego wzrostu cen uprawnień do emisji CO2, ale za chwilę także wyższych cen paliw na światowych rynkach.
- Taryfy dla ciepła są ustalane na 12 miesięcy na podstawie kosztów planowanych. Obowiązujące jeszcze taryfy zatwierdzane były, gdy koszty uprawnień do emisji oscylowały w okolicach 25 euro. Obecnie przekraczają już poziom 50 euro. To w końcu musi przełożyć się na rachunki Kowalskiego – zauważa.