Dane dotyczące przeciętnego wynagrodzenia zupełnie nie odzwierciedlają zarobków większości polskich pracowników. Nie jest więc prawdą, że pomimo rekordowej inflacji, siła nabywcza wynagrodzeń większości Polaków wzrosła – dziesiątki takich komentarzy, na ogół bardziej dosadnych, pojawiły się pod naszym tekstem sprzed tygodnia. Zastanawialiśmy się w nim, dlaczego nastroje społeczne w Polsce rozbiegły się z tym, co o sytuacji finansowej gospodarstw domowych mówią dostępne dane statystyczne.
Te wątpliwości są zrozumiałe. Najczęściej omawiane dane dotyczące poziomu wynagrodzeń w Polsce obejmują tylko przedsiębiorstwa zatrudniające 10 i więcej osób. Przeciętna (średnia) płaca wynosiła tam w grudniu 8821,2 zł brutto – o 57 proc. więcej niż w grudniu 2019 r., czyli jeszcze przed szokami (pandemia Covid-19, wojna w Ukrainie), które rozpędziły inflację. W tym czasie przeciętny koszt życia w Polsce podskoczył o 44 proc. To oznacza, że siła nabywcza przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw zwiększyła się o około 9 proc.: o tyle więcej towarów i usług może kupić osoba otrzymująca takie wynagrodzenie. Wiadomo jednak, że większość Polaków zarabia mniej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po pierwsze, firmy zatrudniające co najmniej 10 osób odpowiadają tylko za około 37 proc. całkowitego zatrudnienia w Polsce. I płacą lepiej niż sektor publiczny oraz mniejsze przedsiębiorstwa. Po drugie – ważniejsze – średnie wynagrodzenie jest pod dużym wpływem najwyższych płac, które siłą rzeczy otrzymują nieliczni pracownicy. O wynagrodzeniu przeciętnego Polaka więcej mówi płaca medianowa: taka, która dzieli drabinę płacową dokładnie na pół. Połowa pracowników ma uposażenie powyżej mediany, a połowa poniżej.
Najniższe wynagrodzenia rosną szybciej niż najwyższe
Takie dane GUS też od niedawna publikuje, ale ze sporym opóźnieniem. Najnowsze dotyczą sierpnia 2024 r. Za to obejmują właściwie wszystkich pracowników najemnych, którzy odprowadzają składki do ZUS (ponad 15 mln osób). Co z nich wynika? Że w ostatnich latach niższe wynagrodzenia rosły szybciej niż wyższe. W rezultacie medianowa płaca zbliżała się do średniej.
W sierpniu mediana wynagrodzeń w Polsce wynosiła 6698 zł brutto, czyli o 12,2 proc. więcej niż w styczniu. Porównanie rok do roku, które eliminowałoby wpływ wahań sezonowych, nie jest niestety możliwe: te dane sięgają tylko stycznia 2024 r. W tym czasie przeciętne wynagrodzenie w tej samej grupie pracowników wynosiło 8172 zł brutto i było tylko o 6,3 proc. wyższe niż w styczniu. Dla porównania, poziom cen konsumpcyjnych zwiększył się o 3,3 proc. Na pierwszy rzut oka zarówno siła nabywcza medianowej płacy, jak i średniej płacy, wzrosła – ale tej pierwszej bardziej.
Jeszcze bardziej wymowne jest to, że poziom wynagrodzenia, który jest progiem wejścia do grupy 10 proc. najlepiej zarabiających pracowników, od stycznia do sierpnia zwiększył się o zaledwie 0,9 proc. (obecnie wynosi 12831 zł brutto). Najbardziej, o niemal 13 proc., zwiększył się czwarty decyl rozkładu wynagrodzeń, czyli płaca, która jest progiem wejścia do grona 60 proc. najlepiej zarabiających pracowników. Pierwszy decyl, czyli graniczna płaca dla 10 proc. najsłabiej zarabiających osób, wzrósł o blisko 7 proc. W tym świetle nawet sytuacja finansowa osób o najniższych uposażeniach poprawiała się na przestrzeni minionego roku bardziej niż sytuacja osób najlepiej wynagradzanych.
Każde gospodarstwo domowe inaczej doświadcza inflacji
Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana za sprawą odmiennych wzorców konsumpcji osób o różnych dochodach. To wpływa na odczuwaną przez nich inflację. Gospodarstwa domowe o niskich dochodach większą ich część przeznaczają na podstawowe towary i usługi, takie jak żywność oraz utrzymanie mieszkania (prąd, gaz, czynsz). Jeśli te towary i usługi drożeją szybciej niż inne, siła nabywcza niskich płac jest erodowana bardziej niż wysokich płac. Ale w 2024 r. – do sierpnia – tak nie było. Wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych – odzwierciedlający koszty życia przeciętnego gospodarstwa domowego – zwiększył się o 3,3 proc. Żywność podrożała o 1,9 proc., a koszty utrzymania mieszkania zwiększyły się o 7,9 proc. To sugeruje, że nawet najniższe wynagrodzenia w ujęciu realnym rosły.
To zrozumiałe, biorąc pod uwagę fakt, że kołami zamachowymi wzrostu wynagrodzeń w 2024 r. były dwie podwyżki płacy minimalnej oraz podwyżka niskich wcześniej wynagrodzeń nauczycieli o 30 proc. W styczniu płaca minimalna wzrosła do 4242 zł z 3600 zł w II połowie 2023 r., a od lipca do 4300 zł. Obecnie wynosi 4666 zł. Na marginesie warto dodać, że w sierpniu 2024 r. mniej niż ówczesna płaca minimalna zarabiało 10 proc. pracujących (to możliwe, bo dane dotyczą faktycznych wynagrodzeń, a nie w przeliczeniu na pełen etat).
Pierwszych osiem miesięcy minionego roku nie daje jednak dobrego obrazu tego, jak się kształtowała siła nabywcza wynagrodzeń w okresie szoku inflacyjnego. Być może silne zwyżki najniższych płac z minionego roku kompensowały tylko utratę ich realnej wartości w poprzednich latach, gdy inflacja była wyższa?
Niestety, na to pytanie nie jest łatwo odpowiedzieć. Comiesięczne dane o medianie wynagrodzeń dostępne są dopiero od stycznia 2024 r. Wcześniej GUS podawał medianę płac co dwa lata, i to z dużym opóźnieniem. Przykładowo, w lutym 2024 r. poznaliśmy dane z października 2022 r. Co więcej, bazowały one na badaniu ankietowym w podmiotach gospodarki narodowej zatrudniających co najmniej 10 osób – a nie z ZUS, jak przywołane wyżej dane. Mediana wynagrodzeń w tej grupie podmiotów jest zaś nieco wyższa niż w całej gospodarce. Przykładowo: w sierpniu w tych najmniejszych podmiotach wynosiła ona 4300 zł (dokładnie tyle, co płaca minimalna) w porównaniu do 7080 zł w podmiotach z zatrudnieniem powyżej dziewięciu osób.
Trwała pamięć o szoku inflacyjnym
Analiza tych danych pozwala jednak na wniosek, że niskie płace rosły szybciej niż wysokie nie tylko w 2024 r., ale też przez kilka kwartałów wcześniej. Przykładowo, od października 2022 r. do sierpnia 2024 r. medianowe wynagrodzenie w podmiotach 9+ zwiększyło się o 24,2 proc., a przeciętne wynagrodzenie o 21,9 proc. W poprzednich czterech latach - od października 2018 r. do października 2022 r. - medianowe i przeciętne wynagrodzenie zwiększyło się w podobnym stopniu, o około 40 proc. Znów, nie jest to niespodzianka, biorąc pod uwagę hojne podwyżki płacy minimalnej w 2023 r.
Niestety, przed 2023 r. charakter inflacji bardziej podkopywał siłę nabywczą niższych wynagrodzeń. Motorem inflacji były bowiem podstawowe towary i usługi. Biorąc pod uwagę okres od października 2020 r. do sierpnia 2024 r., wskaźnik cen konsumpcyjnych podskoczył o 40 proc. Żywność podrożała jednak o 44 proc., a koszty utrzymania mieszkania wzrosły o 63 proc. Medianowa płaca zwiększyła się o 50,6 proc., a przeciętna o 48,4 proc. To oznacza, że te gospodarstwa domowe, których dużą część budżetu pochłaniają rachunki za mieszkanie, w tym okresie zubożały.
Nie jest to jednak dobre wyjaśnienie tego, czemu nastroje społeczne pozostają minorowe także dziś, gdy płace – również te najniższe – odzyskują siłę nabywczą. Jej utrata, spowodowana wysokim wzrostem cen żywności i kosztów utrzymania mieszkania, nastąpiła przed 2023 r. I nawet wtedy dotyczyła zdecydowanej mniejszości gospodarstw domowych.
Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl