Świńska górka – tak o nadliczbowych zgonach, z którymi mamy teraz do czynienia w związku z pandemią, mówią ludzie w branży funeralnej. Ale zaraz dodają, że wielkich kokosów z tego nie mają.
– 70 proc. klientów wybiera dziś kremację zwłok i urnę zamiast tradycyjnej trumny – słyszymy w jednym z warszawskich zakładów pogrzebowych.
- Czy to przez COVID-19 - dopytujemy?
– Nie do końca – pada odpowiedź właściciela zakładu. Osobę, które zmarła na koronawirusa, można pochować również w tradycyjnej trumnie, nie ma konieczności kremacji, tyle że to dużo większy koszt niż w przypadku spopielenia zwłok.
Nasz rozmówca podkreśla, że tradycyjny pogrzeb z trumną osoby, która zmarła na COVID-19, wymaga dodatkowych środków ostrożności: inaczej trzeba przygotować transport takiego ciała oraz trumnę. Przeciętnie różnica w cenie wynosi do tysiąca złotych w stosunku do pogrzebu osoby, która nie była zakażona.
Niektóre renomowane zakłady w Warszawie biorą jednak za klasyczny pochówek osób zakażonych nawet do 5 tys. zł więcej, niż wynosi zwykły cennik. Mowa tu o kosztach samej usługi pogrzebowej – bez trumny, opłat za miejsce na cmentarzu i usług kamieniarskich.
Urna tańsza i można poczekać z pochówkiem
Kremacja zwłok i pogrzeb z urną są dużo tańsze. Jak wylicza właściciel zakładu pogrzebowego, z którym rozmawialiśmy, w przypadku osób zakażonych wirusem koszt samej usługi zamyka się w kwocie 4 tys. zł, a u osób niezakażonych to ok. 3,5 tys. zł.
- Rodziny proszą o kremację zwłok, bo często taka była wola zmarłego, ale również dlatego, że nie muszą od razu urządzać pogrzebu – informuje nas jeden ze znanych ceremoniarzy pogrzebowych.
Jak dodaje, kilku jego klientów po odebraniu urny z prochami bliskich przełożyło pogrzeb na nieokreśloną przyszłość. Oficjalna wersja była taka, że czekają na lepsze czasy, kiedy będzie można godnie, w większym gronie urządzić zmarłemu pogrzeb i konsolację.
Jednak według naszego rozmówcy, za przekładaniem pogrzebów "na później" stoją często problemy finansowe rodzin, które wstydzą się do tego otwarcie przyznać.
Nie wiadomo, ile osób trzyma dziś urny bliskich w domach lub pogrzebało ich w ogródkach lub innych miejscach. Jest to jednak nielegalne.
Zgodnie z obowiązującym prawem, urnę z prochami trzeba złożyć na cmentarzu w grobie murowanym, katakumbach lub w kolumbariach, czyli specjalnych niszach na urny w ścianie pamięci.
- Są takie rodziny, które odbierają z zakładu urnę z prochami zmarłych i na tym koniec. Nie starcza im pieniędzy na wykupienie grobu czy usługi kamieniarza. My się w takie usługi jednak "nie bawimy" - słyszymy od przedstawiciela branży pogrzebowej, który zaraz dodaje, że rodziny, które przechowują prochy zmarłych w domach, nie mogą liczyć na wypłatę zasiłku pogrzebowego z ZUS-u.
Na częściowy zwrot kosztów pogrzebu mogą liczyć tylko ci, którzy pochowali osobę ubezpieczoną. W przypadku emerytów lub rencistów jest to jednorazowy zasiłek z ZUS-u w wysokości 4 tys. zł – bez względu na poniesione koszty, a w przypadku pracowników – odprawa pośmiertna.
Odprawa od pracodawcy nie jest stałą kwotą, zależy od stażu pracy. Jeśli nie przekraczał on 10 lat – pracodawca wypłaca rodzinie 1-miesięczne wynagrodzenie, w przypadku, kiedy pracownik pracował między 10 a 15 lat, trzy pensje, a gdy co najmniej przez 15 lat — odprawa będzie już równowartością sześciu miesięcznych wypłat.
Pogrzeb na kredyt
Przed pandemią wiele zakładów pogrzebowych odbierało od rodzin upoważnienie do wypłaty zasiłku pogrzebowego i samodzielnie pokrywało z niego poniesione koszty.
Teraz, z powodu dużej ilości zgonów, wiele zakładów nie chce już tego robić. Żądają od bliskich rozliczenia się w gotówce. Dzieje się tak głównie w małych miejscowościach, gdzie jest jeden zakład w okolicy i żadnej konkurencji.
W jednym z zakładów pogrzebowych w woj. świętokrzyskim właścicielka twierdziła, że nie chce mieć już żadnych rozliczeń z ZUS-em, bo ten spóźnia się z wypłatą zasiłków pogrzebowych, a ona ma teraz tyle pogrzebów, że nie może wszystkich skredytować.
Doniesienia te potwierdziliśmy w Polskiej Izbie Branży Pogrzebowej. Jej przedstawiciele wskazują, że niektóre zakłady pogrzebowe, by nie stracić płynności finansowej, korzystają z usług wyspecjalizowanych firm pożyczkowych, które je kredytują w zamian za prowizję od "odzyskanego" z ZUS-u zasiłku.
Dotarliśmy do dwóch takich firm finansowych. Jedna z ich to Funeral Finance spod Wrocławia. Obiecuje ona zakładom pogrzebowym wypłatę gotówki, a konto zasiłku pogrzebowego już w ciągu 24 godzin od złożenia do nich wniosku. Inna – Capitol z Wyszkowa – w ciągu 3 dni. W żadnej z tych firm nie chciano jednak z nami rozmawiać.
Kto musi pomóc w pokryciu kosztu pogrzebu
Świętokrzyski ZUS informuje z kolei, że żadnych opóźnień w wypłacie zasiłków pogrzebowych u nich nie ma. "Ponieważ to świadczenie związane jest z przykrą okolicznością dla rodziny wypłata tego typu zasiłków jest dla ZUS priorytetem, średnio następuje w ciągu 7-12 dni od złożenia kompletu dokumentów" – podkreśla w komunikacie prasowym Paweł Szkalej, rzecznik ZUS-u w Kielcach.
Dodaje, że ZUS wypłaca zasiłki na bieżąco, nie później jednak niż w ciągu 30 dni od daty złożenia dokumentów niezbędnych do stwierdzenia uprawnień do zasiłków. Natomiast właścicielka zakładu, która skarżyła się na opóźnienia wypłat z ZUS-u, ostatni raz wystąpiła o zasiłek do ZUS w październiku ubiegłego roku i dostała go bez żadnego opóźnienia.
Poza ZUS-em pomocy w uregulowaniu kosztów pogrzebu muszą udzielić rodzinom również banki, w których zmarli mieli konta i oszczędności.
- Zgodnie z art. 55 prawa bankowego w przypadku śmierci posiadacza rachunku, bank jest obowiązany wypłacić kwotę na koszty pogrzebu, osobie, która udokumentowała rachunkami wysokość poniesionych kosztów i w wysokości nieprzekraczającej kosztów urządzenia pogrzebu zgodnie ze zwyczajami przyjętymi w danym środowisku – przypomina Wojciech Bokina, radca prawny i partner w Kancelarii Brysiewicz, Bokina, Sakławski i Wspólnicy.
Co istotne, kwota wypłacona w taki sposób nie wchodzi do spadku po zmarłym. Tyle teoria. Z praktyką jest jednak różnie. Przekonał się o tym Piotr Szumlewicz, przewodniczący "Związkowej Alternatywy".
W poruszającym wpisie na swoim Facebooku związkowiec napisał, że kilka tygodni temu pochował oboje rodziców. Oboje mieli koronawirusa.
Mama Piotra Szumlewicza najprawdopodobniej zaraziła się w warszawskim szpitalu. 40 godzin spędziła na izbie przyjęć, zanim przeniesiono ją na oddział szpitalny. - Ojciec zmarł dzień po mamie. On również miał koronawirusa, ale nie miał żadnych objawów choroby. Dostał udaru – mówi nam Piotr.
Rodzice mieli wspólny rachunek w PKO BP. Koszty pogrzebu sięgnęły 23 tysięcy złotych. Razem z siostrą wystąpili do banku o pokrycie wydatków poniesionych w związku z pogrzebem z oszczędności, które zostały po rodzicach. Mimo że przedstawili faktury, bank uznał, że sprawa nie jest oczywista. Dlaczego?
Bank PKO BP nie chce odnieść się do tego konkretnego przypadku, powołuje się na tajemnicę bankową. "Możemy jednak odpowiedzieć ogólnie, że w przypadku rachunku wspólnego, nie można złożyć dyspozycji na wypadek śmierci i nie mogą być z niego pokrywane wydatki z tytułu kosztów pogrzebu. Wynika to wprost z Prawa Bankowego (art. 55 ust. 1, art. 56 ust. 1, art.57)" – czytamy w komunikacie przesłanym nam przez biuro prasowe PKO BP.
Jak tłumaczy bank, w dniu śmierci jednego ze współwłaścicieli drugi staje się właścicielem konta i wszystkich zdeponowanych na nim środków. W przypadku śmierci również drugiego współwłaściciela trzeba przeprowadzić postępowanie spadkowe, aby ustalić krąg spadkobierców drugiego współwłaściciela.
"Bank musi postępować zgodne z obowiązującym prawem, dlatego w przypadku śmierci współwłaścicieli rachunku, nie może z niego wypłacić żadnych pieniędzy, do czasu zakończenia postępowania spadkowego" – podkreśla bank.
A co w przypadku, kiedy zmarły nie ma krewnych ani innych osób, które mogłyby go pochować? Wówczas obowiązek zorganizowania pogrzebu spoczywa na tej gminie, w której nastąpił zgon. - Gminy organizują przetargi na takie usługi, kierując się przede wszystkim kryterium cenowym – usłyszeliśmy od osób z branży pogrzebowej.