- Na razie mamy sygnał, że wszystko zostaje po staremu. Ale co będzie za pół roku? Tego nie wie nikt i szczególnie w redakcjach newsowych i politycznych jest gorąco - mówi nam dziennikarz jednej z gazet, wydawanej przez Polska Press na północy Polski.
Od poniedziałku właścicielem całego wydawnictwa jest PKN Orlen, który zapowiada szukanie synergii i możliwości dotarcia ze swoją ofertą do jeszcze większej liczby Polaków. Własne media mają w tym pomóc.
W redakcjach jednak do euforii daleko. - No pewnie, że o tym rozmawiamy. Ale informacji zbyt wielu nie ma. Na razie wiemy tylko tyle, że Orlen ma przejąć wszystkie nasze umowy i że może to potrwać nawet do 10 miesięcy. Ale zapowiedzi są takie, że uwiną się szybciej, bo może w dwa miesiące - dodaje dziennikarz z północy kraju.
Ani on, ani żaden z naszych pozostałych rozmówców nie chce podawać nazwiska. Co więcej, nie zgadza się na podanie nazwy redakcji, ani nawet miasta, w którym pracuje. To i tak wyjątki. Spora część dziennikarzy rozmawiać w ogóle nie chce. - Po co mam się narażać nowemu właścicielowi? - słyszymy.
- Ja akurat pracuję w sporcie, więc może mnie to mniej dotyczy. Ale koledzy z działu politycznego są załamani. Boją się, że przyjdzie nowy szef i każe im pisać o Strajku Kobiet, że uczestnicy mają krew na rękach. Paranoja - dodaje nasz rozmówca.
Nie jest w tym odosobniony. Dziennikarka z centralnej Polski nie kryje złości. - Jestem wściekła, jest mi smutno i, szczerze mówiąc, nie wiem, co teraz zrobić - mówi.
- To koniec niezależnej prasy lokalnej. Już jej nie będzie, a przynajmniej nie w takiej formie, jaką znamy. Będzie autocenzura, lista tematów niewygodnych politycznie, których się nie rusza. I co najgorsze, nikt ich nie będzie ruszał. Bo kto miałby to zrobić? Regionalna TVP w rękach PiS? "Wyborcza", która ma jedną stronę lokalnego dodatku? - zastanawia się.
Przenosimy się na południe. Tu również dominuje atmosfera obaw i niepewności. O przejęciu przez PKN Orlen mówiło się od kilku tygodni, ale oficjalnej informacji brakowało.
- Ja już kiedyś pracowałem na państwowym, więc wiem, jak to działa. Oczywiście, że się obawiam. Najbardziej tego, że przyniosą nam kogoś w teczce. I że będzie cenzurował materiały z niewygodnych treści. Albo że po prostu zrobią czystkę i zostaniemy bez pracy - słyszymy od jednego z dziennikarzy.
Jeden z jego redakcyjnych kolegów też z radości nie skacze, ale stara się dostrzegać pozytywy u nowego właściciela. - Może przynajmniej warunki zatrudnienia się poprawią? Na państwowym to może i jakieś premie się pojawią albo trzynastkę wypłacą? Trzeba szukać pozytywów - podkreśla.
- Ja mam rodzinę na utrzymaniu. Jasne, że boję się utraty niezależności dziennikarskiej, ale jeszcze bardziej boję się głodu. Nie zamierzam więc składać deklaracji, jak niektórzy koledzy, że będę rzucał papierami. Staram się zachowywać spokój, bo w naszej branży akurat z otwartymi rękami na pracowników nie czekają. Nie spieszy mi się na bezrobocie - puentuje nasz rozmówca.
Z prośbą o komentarz do tego typu obaw w redakcjach zwróciliśmy się do Orlenu. Do momentu publikacji nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi.