Polski Ład, który ma być kompleksową strategią niwelowania skutków pandemii COVID-19 i dotyczy inwestycji w latach 2021-2030, nie jest zbyt łaskawy dla energetyki. Tymczasem przed nami bardzo poważne wyzwanie modernizowania sieci i przełączania się na zieloną energetykę.
- Ten dokument nie jest wystarczająco wyposażony w narzędzia. Są hasła, z którymi trudno się nie zgodzić. To jednak za mało. Dobrze jest stwierdzić, że potrzebny jest rozwój sieci, ale przydałyby się konkrety. Energetyka jest największym wyzwaniem dla polskiej gospodarki. Już dużo czasu przespaliśmy, czas na decyzje - mówi Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki, ekspert rynku energetycznego.
Jak dodaje, w obszarze energetyki w Planie jest zadeklarowana chęć redukcji dwutlenku węgla, zarys inwestycji w farmy wiatrowe na Bałtyku, inne odnawialne źródła energii (OZE) i elektrownia atomowa.
- Nie ma jednak odpowiedzi na kluczowe pytanie, jak poradzimy sobie z luką energetyczną za 10 lat. Wtedy likwidować będziemy stare bloki węglowe i te moce będą musiały być czymś zastąpione. Mówimy o elektrowni atomowej w 2033 r., ale nigdzie na świecie nie udało się zbudować jej w tak krótkim czasie. Czekają nas poważne braki prądu, blackouty - dodaje Steinhoff.
"Powody do niepokoju"
Z raportu Urzędu Regulacji Energetyki wynika, że między 2020 r. a 2034 r. spółki energetyczne chcą zainwestować w budowę nowych źródeł energii o mocy 14,2 GW. To za mało, bo przez zamykanie starych bloków z sieci zniknie 18,8 GW.
- Ogólne informacje, jak "setki kilometrów nowoczesnej infrastruktury energetycznej" czy "500 mln euro na inwestycje w farmy wiatrowe oraz infrastrukturę towarzyszącą" są niewystarczające. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie rząd przedstawi szczegóły dotyczące wydatkowania środków dla branży energetycznej - mówi Radosław Kaczmarek.
Jego zdaniem mamy poważne powody do niepokoju związanego z bezpieczeństwem energetycznym kraju. - Wszystko bowiem wskazuje na to, że będzie rosło zagrożenie blackoutem i czeka nas deficyt energii elektrycznej, a różnicę będzie trzeba wyrównywać zakupami za granicą - dodaje Kaczmarek, którego spółka specjalizuje się w obszarze projektowania dla przedsiębiorstw z sektora energetycznego.
Mimo tych zagrożeń transformacja będzie postępować, bo nie mamy innego wyjścia. Nie chodzi tylko o klimat, ale również o pieniądze. Dalsza produkcja prądu z węgla nie jest opłacalna. Zbyt mocno rosnące koszty emisji CO2 i samo wydobycie polskiego węgla jest zbyt obciążające dla naszej gospodarki.
Fotowoltaika przyhamowana
- Zabraliśmy się do przebudowy systemu zbyt późno. Jeszcze niedawno chcieliśmy budować bloki węglowe w Ostrołęce. Oczywiście trudno było przewidzieć 5 lat temu, że koszty emisji wzrosną do 60 euro za tonę, a do końca roku mogą wzrosnąć nawet do 70 euro. Dlatego już teraz mamy najwyższe ceny hurtowe energii w Europie i to nie szybko się zmieni - mówi Steinhoff.
Nadzieją są OZE, które wspierane przez państwo, ale w znacznej mierze oddolnie rozwijają się w Polsce. Jednak jak już pisaliśmy, rewolucja fotowoltaiczna w naszym kraju może nieco zwolnić.
Teraz, mając panele słoneczne na dachu, dzięki systemowi wirtualnego magazynowania nadwyżek produkcji można w ogóle nie płacić za prąd. Po zmianach trzeba będzie wyłożyć z kieszeni nawet do 40 proc. wartości rachunków sprzed inwestycji.
Instalacje, które rozpoczną pracę od stycznia 2022 r., zaczną funkcjonować na wolnym rynku producentów. Wyprodukowaną energię będą zużywać od razu, nadwyżkę będą odsprzedawać, a brakującą kupować.
Rzecz jednak w tym, że dostaną za nadwyżkę wyprodukowaną w słoneczny dzień mniej, niż będą musieli zapłacić za prąd w nocy i wieczorem, kiedy panele już nie będą produkować energii.
Nie możemy sobie pozwolić na błędy
Obecnie moc instalacji fotowoltaicznych przekracza już 4 GW. Oczywiście to moc maksymalna i nocą produkcji nie ma. Coś to jednak pokazuje, jeśli weźmie się pod uwagę, że obecnie w Polsce szczytowe zapotrzebowanie mocy wynosi ok. 24,5 GW. Teraz jednak rozwój fotowoltaiki może przyhamować.
- Jako energetyk jestem zawiedziony Polskim Ładem. Przedstawione w nim założenia nie odnoszą się bezpośrednio do wymiernych wartości inwestycyjnych, czego oczekuje polski przemysł energetyczny - mówi Kaczmarek.
Jego zdaniem nakładów finansowych i wsparcia legislacyjnego na polską energetykę nie należy traktować jako obowiązku firm energetycznych, a jako zapewnienia bezpieczeństwa nas wszystkich.
- Polska energetyka nie może sobie pozwolić na wymierne w skutkach awarie, jak ostatnio w Bełchatowie, a tym bardziej na zamykanie przed ustalonym czasem elektrowni, jak w przypadku Turowa - podsumowuje właściciel Elproject Group.