Czy szef NBP Adam Glapiński stanie przed Trybunałem Stanu? Im bliżej zaprzysiężenia rządu, na czele którego stanąć ma Donald Tusk, tym częściej to pytanie pojawia się w mediach. Z jednej strony mamy bowiem deklaracje kluczowych polityków Koalicji Obywatelskiej, z drugiej jasne sygnały płynące z samego NBP. Czy jednak postawienie zarzutów szefowi banku centralnego jest w ogóle możliwe? Na jakich zasadach miałoby się dokonać?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szef NBP przed Trybunał Stanu? Dwie deklaracje
Zacznijmy od stanowiska, które przed kilkoma tygodniami wygłosił Tusk. - Mamy większość, żeby postawić przed Trybunałem Stanu prezesa Narodowego Banku Polskiego. Będziemy analizować tę sprawę - powiedział lider KO.
Ta deklaracja zabrzmiała dość stanowczo. Tym bardziej dziwić mogą słowa Andrzeja Domańskiego - posła KO szykowanego na stanowisko ministra finansów. - Jestem jednoznacznym krytykiem Glapińskiego, jego nieudolnej polityki pieniężnej, ale za to akurat, że nie przypilnował inflacji w Polsce, Trybunał Stanu się nie należy i chciałbym, żeby wszyscy o tym pamiętali, także byli prezesi NBP - mówił w Radiu Zet Domański.
Adam Glapiński nie zasypia gruszek w popiele i już teraz szykuje się na ewentualne starcie. Jak ustaliła Wirtualna Polska, prezes NBP miał zdecydować o zatrudnieniu kancelarii z USA, która wesprze go w ewentualnym sądowym starciu z Donaldem Tuskiem. Szef banku centralnego szuka też poparcia w międzynarodowych instytucjach. Marta Kightley, zastępczyni Glapińskiego, w rozmowie z portalem Business Insider poinformowała, że NBP poprosił Europejski Bank Centralny, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy "o podjęcie działań w tej sprawie".
Różnica w przepisach
Na jakiej podstawie Adam Glapiński mógłby stanąć przed Trybunałem Stanu? Prof. Artur Nowak-Far, specjalista w zakresie prawa europejskiego i były wiceszef MSZ w rozmowie z money.pl zwraca uwagę na różnice w polskich i unijnych przepisach.
- Zgodnie z prawem Unii Europejskiej prezes banku centralnego ma gwarancję niezależności również przejawiającą się w ten sposób, że - co do zasady - nie można go odwołać w trakcie kadencji - wyjaśnia.
Polskie przepisy konstytucyjne, które umieszczają Adama Glapińskiego wśród osób, które mogą być zawieszone czy usunięte ze stanowiska w ramach odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu, są od zawsze uznawane za niezgodne ze standardem unijnym. Ale są i obowiązują - podkreśla Artur Nowak-Far.
W Unii Europejskiej istnieją procedury, które pozwalają usunąć szefa banku centralnego. Przesłanki, które muszą zostać spełnione, są jednak dość restrykcyjne.
Prawo unijne nie przewiduje zupełnej nieusuwalności prezesów i innych członków organów decydujących o polityce pieniężnej banku centralnego. Mogą być usunięci ze stanowiska, a tym bardziej zawieszeni, gdy popełnią poważne przestępstwo - również w sferze zawodowej. To jest kategoria niedookreślona, w sprawie której Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) się nie wypowiadał. Najjaśniejszą przesłanką do stosowania tej regulacji byłoby popełnienie przez któregoś z prezesów banków centralnych przestępstwa kryminalnego. Wtedy wspomniane unijne przepisy z pewnością znalazłyby zastosowanie z takim skutkiem, że osoba skazana za takie przestępstwo mogłaby zostać usunięta ze stanowiska - stwierdził Nowak-Far.
Zarzuty, które są kierowane w stronę prezesa, musiałyby być takie, by w świetle prawa unijnego stanowiły przestępstwo lub inne poważne naruszenie porządku prawnego. Co do tego, czy zarzuty, które zostaną prezesowi NBP postawione przed ewentualnym Trybunałem Stanu, spełniają przesłanki zawarte w przepisach unijnych, musiałoby być przedmiotem postępowania TSUE. Tylko Trybunał jest władny, by zinterpretować tego typu sytuację w kontekście prawa unijnego - zaznacza rozmówca money.pl.
"Najpierw muszą być sformułowane zarzuty"
Ekspert podkreśla przy tym, że niezgodność ze standardami unijnymi - chociażby częściowa - dotycząca odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu nie usuwa z porządku prawnego przepisów krajowych. Upośledza jednak ich stosowanie. Z tego powodu wiele zarzutów teoretycznie możliwych do postawienia prezesowi NBP na gruncie prawa krajowego może mieć poważne deficyty z punktu widzenia prawa UE.
Dziś nie możemy przesądzać, czy prezesowi NBP faktycznie grozi zawieszenie lub odwołanie z funkcji. Najpierw zarzuty muszą być sformułowane, a praca nad tym dopiero trwa. Dopiero w odniesieniu do konkretnych zarzutów, tego, czego konkretnie dotyczą, będziemy mogli powiedzieć coś więcej. Dziś to "gdybanie" - stwierdził ekspert.
Artur Nowak-Far zwrócił też uwagę, że funkcjonowanie banku centralnego może budzić niezadowolenie części uczestników rynku.
- W naszym interesie jest bez wątpienia to, by prezes NBP zachowywał się w kontaktach z mediami - jak to ująć - mniej dziwnie. To właśnie w ich kontekście mogą pojawić się najpoważniejsze pytania o wiarygodność prezesa Glapińskiego. Jak na razie, wiele wskazuje na to, że jego publiczne wystąpienia go osłabiają - komunikuje się on w sposób, którego odbiorcy mogą nie rozumieć - stwierdził ekspert.
Odniósł się też do wypowiedzi Adama Glapińskiego, który ostrzegał, że próba usunięcia go ze stanowiska może odbić się na gospodarce.
- Głosy płynące z NBP, o tym, że próby usunięcia prezesa odbiją się na kursie złotego, są przesadzone. Podobnie jak twierdzenie, że cały świat chwali NBP. W tej mierze prezes Glapiński to trochę taka "samochwała" co "w kącie stała". Myślę, że warto jednak zacząć patrzeć w przyszłość. Polska będzie miała wkrótce nowy rząd, a jej wiarygodność wzrośnie. Może to mieć istotny wpływ na pozycję Polski na świecie i na kondycję naszej waluty - podsumował Nowak-Far.
Polska Agencja Prasowa zapytała o kwestię niezależności prezesów banków centralnych Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. W odpowiedzi TSUE wskazał na wyrok z 26 lutego 2019 r., dotyczący szefa łotewskiego banku centralnego. Został on wówczas zawieszony w obowiązkach.
W wyroku powołano się na zapisy Statutu Europejskiego Systemu Banków Centralnych (ESBC) i EBC. Zgodnie z nimi prezes krajowego banku centralnego może zostać zwolniony z urzędu wyłącznie wówczas, gdy "nie spełnia już warunków koniecznych do wykonywania swych funkcji lub dopuścił się poważnego uchybienia" - informuje PAP.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl