Władimir Putin bagatelizuje wpływ zachodnich sankcji na gospodarkę Rosji. Powiedział na forum w Petersburgu, że "ekonomiczny blitzkrieg" Zachodu za napaść na Ukrainę nie zakończył się sukcesem. Mało tego. Stwierdził, że "nie miał on szans na powodzenie".
Zupełnie innego zdania jest natomiast German Gref, prezes Sberbanku. Kilka godzin przed wystąpieniem Putina ekonomista podzielił się pesymistycznymi prognozami dla gospodarki Rosji. Powiedział, że być może kraj będzie potrzebować dekady, aby powrócić do poziomu gospodarczego sprzed sankcji 2022 roku.
Cytowany przez serwis "Alarabiya News" bankier podkreślił, że kraje, które uderzyły w Rosję sankcjami, odpowiadają za 56 proc. jej eksportu oraz 51 proc. importu. Gospodarka, zdaniem Grefa i wbrew słowom Putina, mocno to odczuwa. Ekonomista przekazał, że 15 proc. produktu krajowego brutto Rosji jest zagrożone.
Prezes Sberbanku: rosyjska gospodarka potrzebuje reform
- Większa część gospodarki znajduje się pod ostrzałem - powiedział German Gref, który w latach 2000-2007 pełnił w Rosji funkcję Ministra Rozwoju Ekonomicznego i Handlu. Jednocześnie zaapelował o reformy gospodarcze.
Według Grefa przewozy towarowe z i do Rosji spadły sześciokrotnie. Przypomniał też, że sankcje utrudniły transport morski i lotniczy. Przyznał jednak, że "gospodarka radzi sobie lepiej, niż początkowo oczekiwano". Co jest m.in. efektem rosnących cen surowców energetycznych, na których Federacja Rosyjska zarabia więcej niż przed wojną. Mowa o rekordowych wpływach.
Przedstawiciele m.in. branży naftowej oraz transportu kolejowego i morskiego dodali w trakcie forum, że surowce, na które Zachód nałożył lub nałoży embargo, po części trafiają na azjatycki rynek.