Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Prezydent Andrzej Duda w sobotę poinformował, że podjął decyzję o zawetowaniu ustawy okołobudżetowej na rok 2024.
Dlaczego to zrobił? Człowiek prostolinijny przed odpowiedzią na to pytanie zacząłby starannie wczytywać się w merytoryczne uzasadnienie prezydenckiego weta. Co mu się nie podoba w dofinansowaniu mediów publicznych, skoro od lat mu to nie przeszkadzało? Czy podziela poglądy libertarianów, że abonament przynosi aż za dużo dochodu i że media publiczne trzeba odchudzić albo nawet zlikwidować? To dość dziwne, skoro prezydent obiecał być na koncercie wigilijnym TVP nadawanym z sanktuarium w Niepokalanowie. Trochę to dziwne: dać się zaprosić, a potem obciąć gospodarzowi finansowanie.
No a przede wszystkim, czym mu zawinili nauczyciele, że sprzeciwia się podwyżkom? Może prezydent był w szkole prześladowany przez nauczycieli i teraz się chce na nich odegrać? A może pokłócił się z żoną? W końcu jego żona jest nauczycielką, choć obecnie jej dochody nie zależą od pensji szkolnictwie.
Problem w tym, że żadnych takich informacji w uzasadnieniu weta nie ma. Właściwie nie ma tam żadnego uzasadnienia merytorycznego. I nie musi być, bo prezydent może zawetować każdą ustawę bez podania przyczyn. Poza jedną.
"Sięgnął po taką broń, jaką ma"
Prezydent nie może zawetować jedynie ustawy budżetowej. Brak uchwalonego budżetu byłby najsilniejszym ciosem dla rządu i dawałby prezydentowi prawo rozwiązania Sejmu. Ale jeśli ustawa budżetowa trafia na biurko prezydenta, musi ją podpisać.
Nie mając w zanadrzu takiej broni, trzeba użyć innej. Prezydent powiedział jasno w swoim wystąpieniu w nowo wybranym Sejmie, że będzie bez wahania wetować ustawy rządzącej większości, większości wystarczającej do tego, by wyłonić rząd i przyjąć ustawy, ale nie mającej dostatecznej liczby posłów, by obalić takie weto. I teraz po raz pierwszy sięgnął po taką broń, jaką ma. I wcale nie dlatego, że nie chce mediów publicznych i jest wrogiem podwyżek dla nauczycieli.
W ciągu ostatnich dni rząd wykorzystał takie narzędzia, jakie są w jego ręku, by przejąć kontrolę nad mediami publicznymi. Prezydent nie mógł w tej sprawie wiele zrobić, poza protestami. Przegrywając jedną bitwę, próbuje wygrać w innej. Weto do ustawy okołobudżetowej to wielki kłopot dla rządu, który może być oskarżany o niewywiązywanie się z wyborczych obietnic.
Zaczynają się trudne negocjacje
Prezydenckie weto ma więc zmusić rząd do tego, by z głową państwa negocjował. Zwłaszcza że za sprawą mediów publicznych (która dla prezydenta nie jest zapewne aż tak ważna) czai się już kolejny konflikt o KRS (pewnie kluczowy dla obu stron). Dzisiejsze weto ma dać jasno do zrozumienia: jeśli nie będziecie ze mną rozmawiać, mogę wetować wszystko, co tylko trafi na moje biurko, nawet jeśli nie będzie dotyczyć bezpośrednio naszego sporu. Bo właśnie takie mam narzędzia w ręku.
Prezydent swoim wetem pokazuje, że rządowi rzeczywiście trudno będzie rządzić bez porozumienia z głową państwa. Z drugiej strony wetowanie wszystkiego (w tym podwyżek dla nauczycieli) jest bronią skuteczną, ale raczej nie służy popularności prezydenta. Sądzę, że zaczynają się trudne negocjacje.
Prof. Witold Orłowski, ekonomista, publicysta, wykładowca akademicki