- Gdy słucham narracji rządu, mam wrażenie, że w Polsce dzieci mają tylko kobiety, ojców po prostu nie ma. Dzieci się pojawiają, ojcowie znikają – mówi w rozmowie z money.pl prof. Iga Magda, wiceprezeska Instytutu Badań Strukturalnych, wykładowczyni Szkoły Głównej Handlowej, badająca zagadnienia rynku pracy i polityki społecznej.
O łączeniu wychowywania dzieci z pracą zawodową całkiem sporo jest w Krajowym Planie Odbudowy (KPO). To dokument, który określa zasady wydawania unijnych pieniędzy przeznaczonych na zwalczanie skutków pandemii.
Oto przykład, jak KPO mówi o tym: "Niższy wskaźnik zatrudnienia kobiet jest związany z napotykaniem barier w postaci nieelastycznego czasu pracy, obciążeniem obowiązkami domowymi i w zakresie opieki nad dziećmi, osobami z niepełnosprawnościami i innymi członkami rodziny, wobec niewystarczająco rozwiniętych usług społecznych. W związku z tym w dalszym ciągu należy zwiększać udział kobiet w rynku pracy".
Obietnicę wprowadzenia "różnego rodzaju elastycznych formy pracy" i "jednego modelu kontraktu pracy" złożył także w sobotę w trakcie prezentacji Polskiego Ładu prezes PiS i wicepremier Jarosław Kaczyński. Nic więcej na ten temat nie powiedziano.
Prof. Magda zwraca uwagę na pomijanie takich problemów, jak nierówny podział prac domowych między rodziców, czyli fakt, że kobiety wykonują więcej nieodpłatnej pracy domowej niż mężczyźni.
– Mała aktywność kobiet na rynku pracy diagnozowana jest w KPO jako ich problem: bo nie znajdują sobie elastycznej pracy, bo nie są w stanie jej łączyć z prowadzeniem domu – mówi prof. Magda.
Tymczasem jeśli w Polsce to głównie kobiety zajmują się dziećmi, idą na urlopy macierzyńskie, rodzicielskie (z urlopu ojcowskiego korzysta co drugi uprawniony do niego, w przypadku rodzicielskiego tylko 1 proc. dni wykorzystują mężczyźni), wychowawcze, a później jeszcze korzystają ze zwolnień lekarskich, bo dziecko choruje, to nic dziwnego, że przez ten pryzmat są postrzegane przez pracodawców.
Gdyby było równie częste lub równie prawdopodobne, że obowiązki opiekuńcze podejmą i matka, i ojciec, mniej byłoby skłonności do dyskryminowania kobiet na rynku pracy.
Według danych Eurostatu jeszcze sprzed pandemii w 2019 roku 63 proc. kobiet w Polsce było aktywnych zawodowo wobec 78 proc. mężczyzn. Tymczasem średnia dla UE wynosiła wówczas 69 proc. kobiet i 80 proc. mężczyzn. Z kolei dane GUS pokazują, że większość biernych zawodowo to kobiety – ok. 60 proc. (w ostatnim kwartale 2020 r. było to 62 proc.).
Zmiana tych proporcji nie stanie się sama. Państwo odgrywa ważną rolę – poprzez instrumenty prawne i polityczne może promować określone wzorce zachowań. W polskich realiach jednak równościowe rozwiązania inspiruje tylko Unia Europejska.
- Do sierpnia przyszłego roku Polska musi wdrożyć dyrektywę unijną work-life balance. To tam jest zapis o co najmniej dwumiesięcznym urlopie rodzicielskim tylko dla ojców, którego nie będzie można zamienić na urlop dla kobiet. O tym też nie ma ani słowa, chociaż to jest ten moment, kiedy należałoby nad tym pracować – podkreśla prof. Magda.
Elastyczne zatrudnienie to nie pół etatu
Gdy mówimy "elastyczny czas pracy”, skojarzenie jest jedno "niepełny etat". Taka interpretacja pobrzmiewa też w zapisach Krajowego Planu Odbudowy.
– To miecz obosieczny. Owszem, w polskich realiach część kobiet, które teraz nie pracują, mogłaby wejść na rynek pracy dzięki szerszej dostępności miejsc pracy na niepełny etat. To miałoby korzyści z perspektywy nabywania doświadczenia zawodowego, nowych umiejętności oraz po części finansowe, bo nie zawsze praca na część etatu się opłaca, gdy się policzy koszty transportu i opieki – podkreśla prof. Magda.
- Z drugiej strony doświadczenia Holandii czy Niemiec – krajów, gdzie zatrudnienie na niepełny etat jest popularne wśród kobiet - pokazuje, że to pułapka dla tych kobiet, ponieważ trudniej im awansować, mają krótsze doświadczenie zawodowe, są postrzegane jako te, które mniej pracują, więc nie warto ich angażować do ważnych projektów itd. - dodaje.
Eurostat dwa lata temu badał oczekiwania wobec elastyczności pracy. Jest ona rozumiana np. jako możliwość decydowania o godzinie rozpoczęcia i zakończenia pracy, wpływ na grafik w pracy, prawo od wzięcia dnia wolnego w ostatnim momencie.
– Jeśli chodzi o tak rozumianą elastyczność, Polska - podobnie jak wiele krajów naszego regionu - jest na szarym końcu. To jest wyzwanie – wskazuje wiceprezeska Instytutu Badań Strukturalnych.
Ekspertka uważa, że pokutuje przekonanie zarówno wśród pracodawców, jak i pracowników, że "kobiety jakoś sobie z dziećmi radzą".
- Gdy pojawia się dziecko, nie ma wsparcia dla rodziców, by przez jakiś czas mogli inaczej organizować sobie czas pracy. Albo mama sobie poradzi – znajdzie teściową, matkę, babcię, nianię, może żłobek, albo sobie nie poradzi i wypadnie z zatrudnienia. Nie chodzi o niepełny etat, ale o większe zrozumienie dla potrzeb rodziców, w tym także o większe zaangażowanie ojców – mówi prof. Magda.
Niemniej i tak matki na umowach o pracę (na czas nieokreślony) dzięki zapisom w Kodeksie pracy są w lepszej sytuacji niż te zatrudnione w innych formach.
- Z moich badań wynika jasno, że osoby, które mają umowy na czas określony i umowy cywilnoprawne, mają de facto jeszcze mniej elastyczności i możliwości decydowanie o czasie pracy – podkreśla ekspertka. Z tego względu powracająca koncepcja tylko jednego modelu kontraktu pracy jest obiecująca.
Co z dzietnością?
- Uderzyło mnie, że w KPO nie ma prawie nic o dzietności. To poważne wyzwanie – podkreśla prof. Magda. Mniej dzieci rodzi się nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach europejskich. Dodatkowo pandemia koronawirusa wzmocniła ten trend.
- To pokazuje, jak bardzo poczucie bezpieczeństwa i szansa na rynku pracy są czynnikami istotnymi dla decyzji o tym, czy mieć pierwsze, drugie i kolejne dziecko – diagnozuje.
W Polskim Ładzie natomiast pojawiły się świadczenia powiązane z urodzeniem drugiego dziecka (dwoje dzieci to minimum, żebyśmy zaczęli mówić o zastępowalności pokoleń).
Najbardziej znaczącym krokiem jest system dofinansowania zakupu mieszkania w powiązaniu z liczbą dzieci. Młode rodziny (między 24-40 lat), które starają się o kredyt hipoteczny, będą mogły otrzymać gwarancję bankową na 100 tys. zł (w praktyce to da im wkład własny).
Gdy urodzi się im dwoje dzieci, państwo spłaci 20 tys. zł ich kredytu. Przy trzecim dziecku będzie to 60 tys. zł i po 20 tys. zł przy kolejnych dzieciach do szóstego. Rząd chce też wprowadzić bon mieszkaniowy, czyli bezpośrednie dopłaty za zakupu mieszkań w wysokości zależnej od liczby dzieci. Maksymalna kwota to 145 tys. zł dla rodzin z szóstką dzieci.
Prof. Magda zwraca uwagę, że rozwiązania mieszkaniowe to w dużej mierze inspiracja rozwiązaniami węgierskimi. - Wsparcie mieszkalnictwa jest ważne, trudno je jednak teraz ocenić bez szczegółów tego rozwiązania - podkreśla.
Rząd obiecał też "rodzinny kapitał opiekuńczy"– ma to być 12 tys. zł na drugie, trzecie i kolejne dziecko do – jak powiedział premier Mateusz Morawiecki – "elastycznego wykorzystania między 12 a 36 miesiącem życia dziecka". Zapowiedziano też bezpłatne badania prenatalne.
- Mam nadzieję, że będzie to zaprojektowane tak, żeby zachęcać kobiety do aktywności zawodowej lub edukacyjnej i włączać ojców do opieki - komentuje prof. Magda, zastrzegając, że na razie trudno więcej powiedzieć o tym rozwiązaniu bez znajomości szczegółów.
Wiceprezeska Instytutu Badań Strukturalnych podkreśla, że kluczowe jest rozpoznanie, jak wiele różnych czynników wpływa na decyzję o powiększeniu rodziny. Wymienia niektóre: te pary, które przekonały się, że można łączyć pracę z posiadaniem pierwszego dziecka, częściej decydowały się na drugie, tam, gdzie ojciec się bardziej angażował w opiekę nad pierwszym dzieckiem, częściej pojawiało się drugie.
Są też inne czynniki, np. wiek kobiet (coraz później mają pierwsze dziecko). – To zmiana cywilizacyjna. Nie ma co dyskutować o jej przeciwdziałaniu. Powinny się pojawić działania wspierające te zmiany, które i tak się toczą. W KPO nie ma nic np. o wspieraniu zdrowia prokreacyjnego. W Narodowym Programie Zdrowia wykreślono ten priorytet. Badania prenatalne to tylko jeden z elementów – podkreśla prof. Magda.
Równie istotne jest uznanie potrzeb różnych modeli rodziny. Już 25 proc. dzieci w Polsce rodzi się poza związkiem małżeńskim. To mniej niż średnia unijna, więc można założyć, że ten odsetek będzie się zwiększać.
Tymczasem – jak podkreśla ekspertka - dyskusje dotyczące rodziny koncentrują się na kobiecie i mężczyźnie, małżeństwie i modelu tradycyjnym. Podczas prezentacji Polskiego Ładu mówiono głównie o "młodych rodzinach". Czy dopłata do kredytu będzie przysługiwać samotnej matce (albo ojcu)? Tego nie wiadomo. Na Węgrzech, na które rząd często się ogląda, rozwiązania takie, jak dopłaty do samochodu, są dostępne tylko dla małżeństw.
– To jest ze szkodą dla dzietności – podsumowuje prof. Magda.