Rząd nie chce drażnić Polaków zmianami w szpitalach przed rozstrzygnięciem wyborów prezydenckich, dlatego ustawa o sieci szpitali poczeka na koniec kampanii.
- Przesuwamy reformę zdrowia na trochę później. Ministerstwo Zdrowia jest gotowe, ale bezpieczniej jest to zrobić w drugiej połowie roku. To nie wina resortu, ale kalendarz jest, jaki jest i wielkie reformy w pierwszym półroczu tego roku miałyby problem, żeby przejść. W tym przypadku zapewne znów byłaby wrzawa, że rząd likwiduje porodówki, a Andrzej Duda finalnie i tak by tego nie podpisał - zauważa nasz rozmówca z obozu rządowego.
Takiemu podejściu nie dziwi się osoba związana z przeciwnym obozem politycznym. - Hasło likwidacja szpitali na pewno jest nośne w każdej kampanii - zaznacza.
Projekt został opublikowany w sierpniu i po przeprowadzeniu uzgodnień zewnętrznych i konsultacji publicznych został skierowany na posiedzenie Rady Ministrów. Ale wówczas minister zdrowia Izabela Leszczyna podjęła decyzję o przekazaniu projektu ustawy do dodatkowych uzgodnień - zbieranie uwag trwało do 20 grudnia 2024 r.
Ustawa do KPO
Sprawa wyszła teraz, ponieważ resort funduszy konsultuje propozycje rewizji Krajowego Planu Odbudowy, w tym właśnie tej ustawy. W ramach konsultacji Polska proponuje Komisji Europejskiej przesunięcie realizacji dwóch kamieni milowych związanych ze szpitalnictwem z IV kwartału 2024 r. na III kwartał 2025, co oznacza, że ustawa powinna zostać uchwalona i wejść w życie do końca września.
Drugim przesuwanym kamieniem oprócz ustawy o sieci szpitali jest ustawa o Krajowej Sieci Kardiologicznej. O kłopotach z tymi przepisami mówił ostatnio w wywiadzie dla money.pl szef komitetu stałego rządu Maciej Berek.
- Nad siecią szpitali pochylaliśmy się już na Radzie Ministrów i ustaliliśmy, że pani minister jeszcze pogłębi niektóre elementy konsultacji ze środowiskiem. Zdrowie jest obszarem, w którym wprowadzenie zmian jest bardzo trudne, ale minister zdrowia mocno stawia na dialog - jeździ w teren, spotyka się i stara się wypracować rozwiązania - podkreślił minister.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
PiS krytykuje projekt. - Widać było chęć opozycji do wepchnięcia tego w schemat łatwy do zaatakowania - pojawił się atak dotyczący rzekomej likwidacji porodówek. Pani minister ma determinację, żeby nad reformami w ochronie zdrowia pracować i mówić, że trzeba zapewnić dobry dostęp do porodówek, które zapewnią pełną opiekę pacjentkom - zaznaczył Berek.
Resort analizuje i opiniuje
Resort zdrowia w odpowiedzi na nasze pytania potwierdza, że z finiszem prac nad ustawą poczeka. "Warunkiem powodzenia reformy jest szerokie poparcie dla proponowanych zmian. W tym kontekście intencją Ministerstwa Zdrowia jest edukacja w zakresie realnych skutków i efektów projektowanej reformy. Jesteśmy właśnie na tym etapie" - pisze MZ. Urzędnicy informują, że obecnie w ministerstwie trwa analiza uwag zgłoszonych w trakcie konsultacji publicznych i uzgodnień zewnętrznych. Choć jeszcze dwa dni temu szefowa resortu zapowiadała kolejną turę konsultacji.
Wypracowane w ich efekcie stanowisko ma pomóc uzyskać kompromis, pozwalający na lepsze zagospodarowanie zasobów ochrony zdrowia, przy jednoczesnym zapewnieniu ich odpowiedniej dostępności. Zakończenie prac nad reformą i wejście w życie przepisów planujemy w pierwszym półroczu tego roku - można wyczytać w odpowiedzi MZ.
Choć w świetle obawy o to, co zrobi z ustawą prezydent Andrzej Duda, zapowiedzi jej wejścia w życie w pierwszej połowie roku i tak wydają się optymistyczne. - Nie spodziewamy się po tej ustawie wiele dobrego - słyszymy od osoby związanej z Pałacem Prezydenckim. Także zdaniem wiceministra zdrowia Wojciecha Koniecznego, senatora Lewicy, trudno teraz odpowiedzieć na pytanie, kiedy projekt wdrożony.
On sam, jak i jego ugrupowanie, nie były entuzjastami części zapisów w dotychczasowym projekcie.
Patrząc na dynamikę kampanii i jak są w niej używane sprawy ochrony zdrowia projekt, chociaż trochę kontrowersyjny, taki jak był do niedawna, nie byłby podpisany przez prezydenta - zauważa wiceminister Konieczny.
Kontrowersje budziły przede wszystkim dwie kwestie. Po pierwsze, kwestia ewentualnej likwidacji części oddziałów szpitalnych, zwłaszcza porodówek. Tu pierwotnie zostało wprowadzone odgórne kryterium, według którego miałby być likwidowane te oddziały, w których jest mniej niż 400 porodów rocznie. To natychmiast wywołało zarzuty opozycji, że zlikwidowana będzie jedna trzecia porodówek w Polsce.
Pod wpływem protestów projekt został zmieniony i decyzja o zachowaniu oddziału czy jego likwidacji miała być podejmowana lokalnie. Ale to z kolei było powodem krytyki z zupełnie innych pozycji, że decyzje podejmowane lokalnie mogą się okazać nieefektywne i zaburzać system w skali kraju. Inną głośną sprawą były zapisy umożliwiające łączenie publicznych zakładów opieki zdrowotnej ze spółkami, co mimo zaprzeczeń resortu natychmiast wywoływało obawy o prywatyzację szpitali czy ich komercjalizację.
Ryzykowny projekt
To pokazuje, że ustawa jest projektem wysokiego politycznego ryzyka. Pierwotnie do KPO zgłosił ją rząd PiS, ale została w szufladzie przez dwa lata w związku ze zbliżającą się kampanią wyborczą i obawami, że zostanie wykorzystana przez ówczesną opozycję do krytyki rządzących. Obawy przed likwidacją szpitali są nośne w każdej kampanii wyborczej. Dodatkowo każdy plan racjonalizacji sieci szpitali natychmiast napotyka opór nie tylko przeciwników politycznych, ale posłów z formacji rządzącej, którzy obawiają się o skutki zmian we własnym okręgu wyborczym.
Ta reforma nigdy nie wejdzie w życie. Pierwotnie rząd Morawieckiego był "za", dopóki nie poznał wyników badań opinii publicznej. I tak jak Morawiecki zablokował Niedzielskiego, tak Tusk zablokowuje Leszczynę. A jak te wybory się skończą, to zaraz będą kolejne - mówi były wysoki urzędnik resortu zdrowia.
Jego zdaniem przyczyny są nie tylko polityczne, bo przeciwnikami zmian będą sami lekarze. - Reforma szpitali to optymalizacja usług, czyli podzielenie się nimi między szpitalami. Powinna się zakończyć konkurencja między szpitalami, a to nie jest w interesie lekarzy. Dziś szpitale podkupują sobie nawzajem personel, licytując coraz wyżej. Do tego inny jest interes szpitali klinicznych, wojewódzkich czy powiatowych - to wielość podmiotów zarządzających powoduje rozedrganie rynku - zauważa.
Testem dla resortu zdrowia będzie na pewno końcówka tego półrocza, bowiem wówczas zgodnie z zobowiązaniami wobec KE powinniśmy poznać finalną wersję propozycji. Może ona dołączyć do grupy ustaw, które będą czekały na nowego prezydenta.
Choć kamień milowy ma być przesuwany, to nie nie dotyczy to na szczęście związanych z nim inwestycji. Chodzi o nabór i konkursy dla placówek onkologicznych w ramach rozwoju i modernizacji infrastruktury centrów opieki wysokospecjalistycznej i innych podmiotów leczniczych. Na ten cel jest przeznaczonych ponad 5 mld zł, a maksymalna kwota dofinansowania może wynieść 125 mln zł.
Grzegorz Osiecki Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl