"Dowiedz się, dlaczego dostawcy energii boją się tego przełomowego urządzenia, które zmniejsza rachunki za prąd nawet o 90 proc." - tak zaczyna się artykuł na głównej stronie producenta urządzenia Voltbox. Okazuje się, że na "cudowne" oferty znalezione w internecie trzeba bardzo uważać.
Na stronę trafiamy po kliknięciu reklamy, której skan umieściliśmy poniżej. Pierwsza lampka ostrzegawcza powinna się zapalić nam już na sam widok urządzenia, które na reklamie wygląda inaczej niż na stronie producenta.
Jednak w dobie podwyżek cen energii elektrycznej łatwo skusić się na na taką ofertę. Dobrze jednak jest się jej przyjrzeć bliżej i krytycznie podejść do zapewnień sprzedawcy. Te jednak, przyznać trzeba, są spełnieniem naszych marzeń.
Bo kto nie chciałby po wsadzeniu prostego urządzenia do gniazdka, zmniejszyć zużycia prądu w domu aż o 90 proc., nie musząc przy tym w ogóle zmieniać nawyków, przyzwyczajeń, żarówek i sprzętów?
Niemieckie, tanie, Tesla
W tekście na stronie z ofertą zaszyto kilka przynęt. "W niemieckim startupie opracowane zostało nowe, innowacyjne i niedrogie urządzenie pomagające nie tylko w obniżeniu rachunków za energię elektryczną. Koszt urządzenia zwraca się w ciągu jednego miesiąca" - czytamy o Voltboxie.
Niemieckie, więc solidne a tanie. Co tam tanie, praktycznie za darmo, bo zwraca się już po zakupie. Kuszące prawda? Sprzedającym to jednak mało i w ofercie podpierają się również nazwiskiem geniusza.
Podczas zakupów w internecie uważaj na "cudowne" oferty, reklamy obiecujące gruszki na wierzbie i nierealne deklaracje. Ich twórcy często podpierają się autorytetem naukowców i podkreślają, że wynalazek był ukrywany przed opinią publiczną.
Okazuje się bowiem, że technologia, na której opiera się konstrukcja Voltboxa została opracowana "przez nikogo innego, jak serbsko-amerykańskiego wynalazcę, inżyniera energetyka i mechanika oraz futurystę Nikolę Teslę". To trik często stosowany przez nieuczciwych sprzedawców.
Każdy o Tesli słyszał i wie, że jeśli on coś wymyślił, to musi być coś przełomowego. Pytanie tylko dlaczego nikt do tej pory nie mówił nawet półgębkiem o Voltboxie? Przecież od dekad moglibyśmy zmniejszać zużycie prądu o 90 proc.
"Koszmar dostawców energii"
Na stronie i na to jest odpowiedź. Okazuje się, że wynalazek "początkowo był ukrywany przed opinią publiczną, ponieważ dawał zwykłym gospodarstwom domowym możliwość uzyskania oszczędności na miesięcznych rachunkach za prąd". Ponadto "Voltbox to największy koszmar dostawców energii, którzy próbowali ukryć go przed zwykłymi konsumentami, a nawet zakazać jego sprzedaży w sklepach".
Jednak dzięki internetowi sekret się wydał i my trafiając na te stronę wygraliśmy los na loterii. Do końca nie wiemy jednak, kto urządzenie skonstruował, nie padają żadne nazwiska, choć przecież za taki wynalazek można dostać nobla w przedbiegach.
Domyślić się można jedynie, że twórcy muszą się zapewne ukrywać przed chciwymi koncernami energetycznymi. Żeby jednak nie było, że nic o nich nie wiadomo, na stronie zamieszczono zdjęcie "wynalazców", sfotografowanych w "niemieckim Berlinie podczas pokazów".
Panowie bezsprzecznie wyglądają na ojców spektakularnego sukcesu, ale ciągle jeszcze można zadawać sobie pytanie jak to działa? Jak nas przekonują Voltbox po włożeniu do gniazdka, "zapobiega niepotrzebnemu przepływowi prądu do kabli elektrycznych i tym samym przeciążeniu sieci".
Okazuje się też, że "sprzęty zawsze pobierają więcej energii niż potrzebują do działania z powodu nieefektywności i zakłóceń fal sinusoidalnych. Voltbox redukuje te zakłócenia, a co za tym idzie zmniejsza ilość marnowanej energii".
Nowa "bzdura"
Ile to kosztuje? Znów mamy szczęście, obecnie urządzenie sprzedawane jest za połowę swojej ceny. Za jedno zapłacimy 229 zł, za dwa 398 zł, a najbardziej opłaca się kupić trzy po 525 zł. Okazji w kalendarzu co niemiara, rodzina na pewno ucieszy się z prezentu.
Reklamę i opis przekazaliśmy pod fachową ocenę. Rafał Czujko, właściciel firmy Flam Elektro i elektryk wykonujący specjalistyczne ekspertyzy na chwilę zaniemówił.
- Takiej bzdury dawno nie słyszałem, ale co jakiś czas znów pojawia się coś nowego na rynku tych magicznych urządzeń. Nie ma szans, żeby to dało jakieś oszczędności. Co gorsze, to urządzenie też pobiera prąd, bo świeci się w nim dioda, nie wiadomo też co jest w środku, a to może oznaczać uszkodzenia innych urządzeń podłączonych do domowych gniazdek - mówi Czujko.
Jak wyjaśnia opisane działanie ma się nijak do zmniejszania zużycia energii.
- Każdy sprzęt podłączony do gniazdka i tak pobierze tyle prądu ile potrzebuje do działania. Przed ewentualnymi zakłóceniami, o których mowa, każde urządzenie jest chronione indywidualnie. Teraz to standard, a kiedyś ich brak mógł się objawiać np. falowaniem obrazu w telewizorze podczas odkurzania. Nie ma to jednak nic wspólnego z poborem prądu czy oszczędnościami - stwierdza Rafał Czujko.
Próbowałem też skontaktować się z samym producentem. W odpowiedzi na pytania o dowody na działanie urządzenia, otrzymałem tylko zapewnienia, że kontakt nastąpi.
"Dążymy do najlepszej obsługi, więc upewnimy się, że jeden z naszych agentów obsługi klienta skontaktuje się z Tobą w mniej niż 24 godziny. Dziękuję za Twoją cierpliwość" - zapewnia Support Team.
Tak też się stało. Najwyraźniej moje pytanie było istotne. Odpowiedź nie pozostawia też wątpliwości dotyczących możliwości Voltboxu. Pozwolę sobie zacytować ją w całości i z zachowaniem oryginalnej pisowni.
"Z przykrością informuję, że plan nie znajduje się obecnie w naszym planie rozwoju. W tej chwili koncentrujemy się na pracy nad dużymi ulepszeniami, które będą pomocne dla większości naszych klientów, a wkrótce zobaczysz je wdrożone. Skontaktujemy się z Tobą w przyszłości, jeśli ten plan znajduje się już na naszej liście" - napisała Rolly Mae z działy obsługi klienta Voltbox.