Wybrana na kolejną kadencję przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zażyczyła sobie przesłania dwóch kandydatur - kobiety i mężczyzny. I zapewne taki pakiet wyjdzie z Warszawy, choć jeden z naszych rozmówców nie wyklucza, że nazwisko będzie tylko jedno. Inny z kolei sugeruje, że drugi pretendent będzie zgłoszony tylko po to, by nie robić niczego wbrew szefowej Komisji Europejskiej, a tak naprawdę skończy się na osobie, na której zależy premierowi Donaldowi Tuskowi.
Od ważnego polityka Koalicji Obywatelskiej słyszymy, że finalne decyzje jeszcze nie zapadły, a wyboru premier ma dokonać z grona kilku osób i może to nastąpić w każdej chwili. - Niektóre mogą jeszcze nawet nie wiedzieć, że są rozpatrywane - mówi nam osoba z otoczenia premiera. Z naszych rozmów wynika, że w grę może jeszcze wchodzić kandydatura jednego z obecnych ministrów. - Oczywiście z KO, bo szef nie odda tak ważnej funkcji koalicjantom - tłumaczy nam jeden z rozmówców. I - jak słychać od koalicjantów - ludzie spoza KO nie mają wiedzy w tej sprawie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kto jest na giełdzie nazwisk
W otoczeniu premiera słychać, że wskazanie kandydatów to kwestia najbliższych dni. Najczęściej pojawiającym się nazwiskiem wśród potencjalnych nominatów jest Piotr Serafin, bliski współpracownik Tuska w Brukseli (pełnił funkcję szefa jego gabinetu, gdy Tusk przewodniczył Radzie Europejskiej). - To bardzo sprawny urzędnik, znakomicie nadający się na stanowisko komisarza - zachwala go jeden z polityków KO znający brukselskie realia. Niektórzy rozmówcy wskazują jednak, że ta jego zaleta jest jednocześnie wadą, bo trudno go zastąpić.
Był ministrem do spraw europejskich w czasach pierwszego rządu Donalda Tuska, potem był szefem jego gabinetu, gdy szef PO został przewodniczącym Rady Europejskiej. - Jako szerpa wynegocjował Tuskowi osobiście szefa Rady Europejskiej, więc to jest dawna zażyłość, ale też bardzo duże kompetencje - komplementuje Serafina koalicyjny polityk.
Dziś jest on szefem stałego przedstawicielstwa Polski przy UE i tak naprawdę głównym rozgrywającym Tuska w sprawach unijnych. - Z tego punktu widzenia skierowanie go na funkcję komisarza oznacza, że tracimy go w dużej części w tej roli, chociaż z drugiej strony nie jest to argument nie do przezwyciężenia - zauważa nasz rządowy rozmówca.
Inny z naszych rządowych rozmówców uważa jednak, że ewentualną lukę po Serafinie da się uzupełnić. - Serafin się przesunie, a na jego miejsce mogłaby wskoczyć Agnieszka Bartol-Saurel (sekretarz stanu w KPRM, wcześniej urzędniczka unijna - przyp. red.) lub ktoś inny, równie kompetentny. Ekspertów od UE jest w Kancelarii Premiera akurat bardzo dużo - ocenia inny rozmówca rządowy.
Sprawa kandydatury jest trzymana w ścisłej tajemnicy. - Zajmuje się nią premier i kilku jego najbliższych współpracowników - przekonuje rozmówca z Kancelarii Premiera. Także koalicjanci nie znają szczegółów dotyczących rozważanych kandydatur. - Słyszałem tylko, że albo Serafin, albo ktoś z rządu - przyznaje polityk Polski 2050.
Na przestrzeni ostatnich dni ze strony naszych koalicyjno-rządowych rozmówców można było usłyszeć jeszcze takie nazwiska jak Elżbieta Bieńkowska czy Borys Budka. Ta pierwsza jednak już pełniła funkcję unijnej komisarz, przez chwilę spekulowano o niej jako przyszłej prezes Orlenu, a dziś jest na politycznym bocznym torze - i właśnie z tych względów część polityków KO z góry wyklucza taką kandydaturę. Z kolei szanse Borysa Budki na wzięcie teki komisarza zmalały, odkąd został we wtorek wybrany na przewodniczącego komisji przemysłu, badań naukowych i energii (ITRE) Parlamentu Europejskiego i nasi rządowi rozmówcy wprost je wykluczają.
Który fotel dla Polaka
Osobną sprawą jest to, jaka funkcja miałaby przypaść polskiemu komisarzowi. Najczęściej wymieniane są trzy fotele: mającego dopiero powstać komisarza do spraw obrony, komisarza do sprawa rozszerzenia oraz komisarza do spraw energii. Każda ma swoje zalety i wady.
Do teki obronnej przymierzany był Radosław Sikorski, ale okazało się, że albo jej kompetencje mogą się w części dublować z tym, co robi wysoki przedstawiciel do spraw polityki zagranicznej, albo będzie to raczej teka związana z przemysłem obronnym. - Sikorski od początku średnio chciał tam iść. Interesowało go tylko teka łącząca obronność z przemysłem. A przemysł biorą Francuzi dla siebie i nikomu nie oddadzą - zauważa osoba z rządu.
Dyskusję w tej sprawie przeciął Donald Tusk, który w pewnym momencie powiedział, że Radosław Sikorski zostaje w kraju jako szef MSZ. Nie wszyscy w koalicji dowierzają jednak, że to ostatecznie wyklucza go z wyścigu.
Kolejna funkcja, o której słychać w kontekście polskiego kandydata, to komisarz do spraw energii. To na pewno jedno z najważniejszych stanowisk, zwłaszcza w kontekście polskich zapowiedzi zgłaszania korekt w Zielonym Ładzie. Minister funduszy Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz jeszcze w kampanii opowiadała się za wyjściem z postulatem odłożenia - nawet o dwa lata - momentu wprowadzenia ETS2, czyli systemu handlu emisjami, który obejmie mieszkalnictwo i transport. W takim przypadku Polak miałby wpływ na pracę podległych dyrekcji.
Z drugiej jednak strony byłby skazany na rolę hamulcowego, a to nie byłaby komfortowa sytuacja. A to na niego spadnie odpowiedzialność za przypilnowanie wprowadzania przez kraje UE rozwiązań związanych z pakietem "Fit for 55". W pewnym momencie mógłby się znaleźć w takiej sytuacji, jak Janusz Wojciechowski, który najpierw jako komisarz rolnictwa rekomendował Zielony Ład w tej branży, a potem spadła na niego polityczna odpowiedzialność za wszelkie związane z tym kłopoty.
Zdaniem naszych rozmówców z perspektywy naszych interesów obiecująca może być pozycja komisarza ds. rozszerzenia UE. - Da to nam większą kontrolę nad procesem akcesyjnym Ukrainy. Sprawa tamtejszego zboża, zalewającego europejski rynek pokazała, że niekontrolowanie tych spraw może nas zaboleć. Komisarz mógłby zadbać o jakieś okresy przejściowe, np. dla rolnictwa czy branży transportowej - argumentuje jeden z naszych rozmówców.
Osoba z otoczenia premiera zwraca w uwagę, że w grę mogą wchodzić także inne teki. - Zwłaszcza jeśli nominacje kandydatów z innych krajów na komisarza ds. obronności, energii czy rozszerzenia będą po naszej myśli i będą oni gwarantowali, że ich polityka będzie zgodna z naszymi interesami - podkreśla.
Oczywiście ostateczna decyzja ma należeć do szefowej Komisji Europejskiej, ale nasi rozmówcy są przekonani, że Ursula von der Leyen pójdzie na rękę Donaldowi Tuskowi.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl