"Ceny prądu powinny być zamrożone do końca tego roku - tak czy nie?". Takie pytanie w Radiu ZET usłyszał Ryszard Petru, poseł Trzeciej Drogi. Powiedział, że nie powinny. I posypała się lawina komentarzy, z których wynikało, że Petru, najdelikatniej mówiąc, jest żenujący.
W ankiecie zorganizowanej przez Radio ZET 77 proc. osób stwierdziło, że państwo powinno dopłacać do cen prądu co najmniej do końca 2024 r. Tymczasem Ryszard Petru nie dość, że odpowiedział zgodnie z własnym przekonaniem, to na dodatek sensownie. Jako że nie zdarza mu się to zbyt często, tym bardziej należy docenić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Schodki w górę
Tak zwane zamrożenie cen prądu, czyli w praktyce pokrywanie części jego kosztów przez państwo (czyli nadal przez nas, ale w ramach podatków), jest zaplanowane do 30 czerwca 2024 r.
Co później - nie wiadomo. Nowa większość sejmowo-rządowa będzie musiała zdecydować, czy wydać kolejne miliardy złotych na dopłaty do cen energii elektrycznej, czy zlikwidować jedną z tarcz osłonowych. Andrzej Domański, minister finansów, sugerował publicznie, że dopłaty do prądu są przewidziane do połowy roku, a zatem można wywnioskować, że rząd nie planuje przedłużać tarczy. Ale łatwo jest o tym mówić, gdy jeszcze nie trzeba podjąć wiążącej decyzji.
Ryszard Petru jest za likwidacją, ale jednocześnie nie postuluje zero-jedynkowej zmiany. To znaczy polityk nie uważa, by właściwe było dopłacanie do czerwca, a od lipca całkowite zaniechanie dopłat.
I słusznie, bo i byłby to duży szok finansowy dla wielu gospodarstw domowych, i wpłynęłoby niekorzystnie na inflację, tzn. doprowadziło do jej wzrostu (o ile dokładnie - trudno powiedzieć; niektórzy ekonomiści "strzelają" w ok. 2 pkt proc. wzrostu).
Petru więc - całkiem rozsądnie, oddajmy mu to - mówi o tym, że potrzebny będzie okres przejściowy w powrocie do przywrócenia cen rynkowych dla gospodarstw domowych. Ewentualnie można też, zdaniem polityka, pomyśleć o państwowym wsparciu dla najbardziej potrzebujących pomocy. Ale, co podkreśla Ryszard Petru, nie może być tak, że "państwo do wszystkiego dopłaca".
- Jeśli zamrozimy na kolejne pół roku, to znów między grudniem a styczniem będzie pytanie, co zrobimy od przyszłego roku - zauważył Petru.
Czas zejścia
"Schodzenie" z tarcz energetycznych - bo przecież oprócz dopłat do prądu mamy też dopłaty do gazu, i te zaplanowane są do końca 2024 r. - będzie dużym wyzwaniem gospodarczo-politycznym dla rządu. Ryszard Petru ma bowiem rację, że nie da się wiecznie dopłacać do cen energii. A zarazem za wzrost cen dla przeciętnego gospodarstwa domowego, wynikający z zakończenia państwowego wsparcia, będzie bardzo łatwo obciążyć politycznie rządzących. Stuprocentowo pewne jest to, że gdy tylko rząd zdecyduje o końcu dopłat, opozycja podniesie raban i będzie przekonywała, że to skandaliczna decyzja.
Przeciętnego Kowalskiego czy Nowaka nie zadowoli już odpowiedź, że to wszystko wina Kaczyńskiego, Morawieckiego i Sasina. Kowalski i Nowak będą oczekiwali, ba - żądali, by Tusk, Domański i ekipa przedłużali tarcze osłonowe. Tym bardziej, że ceny prądu w ostatnich miesiącach istotnie wzrosły i można spodziewać się kolejnych wzrostów.
Jednocześnie więc im dłużej tarcze będą utrzymywane, tym szok powstały po zakończeniu wsparcia będzie dotkliwszy.
Podwyżki z czułością
Nie można nie dostrzegać, że wielu Polakom wysokość najróżniejszych opłat spędza sen z powiek. W money.pl piszemy o tym regularnie, oddając łamy "zwykłym" Polakom, którzy coraz trudniej radzą sobie ze wszystkimi rosnącymi kosztami życia.
Sam działam w jednej ze spółdzielni mieszkaniowych i widzę, że ludzie są przerażeni. Opłaty za wodę - wyższe, za ciepło - wyższe, za wszystko w zasadzie - wyższe. I za prąd też już wyższe niż jeszcze kilkanaście miesięcy temu, a będzie jeszcze gorzej.
Dlatego, "schodząc" z tarcz osłonowych, politycy muszą wykazać się czułością wobec obywateli. Nie można tego zrobić w sposób, który zepchnie tysiące Polaków na margines, pozbawi godności. Ale co do zasady, niestety, Ryszard Petru ma rację.
Patryk Słowik jest dziennikarzem Wirtualnej Polski