Poprzednia wersja Krajowego planu w dziedzinie energii i klimatu (KPEiK) została przesłana do Brukseli w lutym. Rząd przygotował teraz nową, ambitniejszą wersję, która uwzględnia cele klimatyczne. Jak dowiedział się money.pl, dokument jest już gotowy, ale nie został jeszcze oficjalnie zaprezentowany.
Do jego treści dotarł Rafał Zasuń, dziennikarz serwisu wysokienapiecie.pl. Z jego informacji wynika, że zgodnie z nową propozycją, w 2030 r. zużycie węgla kamiennego w polskiej energetyce ma spaść o połowę.
W tym samym roku elektrownie węglowe mają spalać 16-17 mln ton, a w 2035 r. już tylko 8 mln ton. Tymczasem zgodnie z umową społeczną - podpisaną przez poprzedni rząd z górnikami - wydobycie w 2030 r. miało wynosić ponad 30 mln ton.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Do 2030 r. większość kopalń będzie zamknięta?
Zgodnie modelem przedstawionym przez wysokienapiecie.pl, w 2030 r. na rynku ma działać tylko pięć kopalń, wśród nich Bogdanka, ROW i PG Silesia. Reszta ma zostać zamknięta.
Jakie jest oficjalne stanowisko rządu w tej kwestii? Resort przemysłu w odpowiedzi na nasze pytania, dotyczące m.in. szybszego zamykania kopalń, oficjalnie dystansuje się od nowej propozycji KPEiK resortu klimatu.
Ministerstwo Przemysłu nie prowadziło konsultacji z Ministerstwem Klimatu i Środowiska w sprawie nowej wersji Planu dla energii i klimatu. Nie otrzymaliśmy także jeszcze projektu z najnowszymi modelami zapotrzebowania na węgiel - informuje money.pl Tomasz Głogowski, rzecznik prasowy Ministerstwa Przemysłu.
Co innego mówi nasze źródło w resorcie klimatu.
- Ministerstwo Przemysłu oficjalnie zapoznało się z nowym projektem KPEiK - słyszymy od naszego rozmówcy, który precyzuje, że nie jest to wcale "ambitna wersja", tylko propozycja uwzględniająca unijne cele - zmniejszenie w całej UE do 2030 r. emisji CO2 o 55 proc. w stosunku i udziału OZE w produkcji prądu na poziomie 42,5 proc., do realizacji których Polska się zobowiązała.
W związku z tym - jego zdaniem - aby zrealizować te cele, "będziemy mieli duży problem z węglem".
Informuje nas także, że nowa wersja KPEiK najpóźniej w połowie sierpnia trafi do konsultacji społecznych, a następnie do Brukseli.
"Resort przemysłu jest skrzynką kontaktową dla kopalń"
Co eksperci sądzą na ten temat? Jerzy Markowski, były minister gospodarki nie kryje oburzenia.
Chciałbym, aby pani minister klimatu, decydując się na zamykanie polskich kopalń, przedstawiła prognozę energetyczną kraju. Jaki to będzie mieć skutek dla naszego bezpieczeństwa energetycznego - zaznacza.
Dodaje, że w związku z tym rząd powinien oficjalnie przyznać, że zgadza się na uzależnienie się od importu węgla, który jest niezbędny dla naszej energetyki. - Już dzisiaj mamy go za mało, dlatego go sprowadzamy. Sytuacja będzie jeszcze gorsza, gdy kolejne kopalnie zostaną zamknięte - podkreśla.
Odnosi się także do sprzecznych sygnałów z obu resortów. - Mądra inicjatywa premiera o ulokowaniu na Śląsku Ministerstwa Przemysłu nie została wsparta żadnymi kompetencjami. W efekcie resort przemysłu jest "skrzynką kontaktową" pomiędzy załogami kopalń - ocenia.
Szybsze odejście od węgla to realny scenariusz
Według Janusza Steinhoffa, byłego wicepremiera i ministra gospodarki nowa, ambitna wersja KPEiK to realny scenariusz.
- Od węgla powinniśmy odchodzić znacznie szybciej. Przede wszystkim dlatego, że produkcja energii elektrycznej z węgla kamiennego i brunatnego jest wyjątkowo droga z uwagi m.in. na ceny uprawnień do emisji CO2 - uważa.
Steinhoff ocenia także, że proces odchodzenia od węgla mógłby być szybszy, gdyby nie populizm polityków.
W debacie publicznej wiele szkody narobiły demagogiczne wypowiedzi, że możemy w dalszym ciągu budować moce węglowe. To skrajnie nieodpowiedzialne, bo nie ma nic wspólnego z rzeczywistością - podkreśla.
"Utrzymywanie nierentownych kopalni nie ma sensu"
Szybsze odejście od węgla może utrudnić umowa społeczna z górnikami. Zgodnie z dokumentem, podpisanym przez rząd Zjednoczonej Prawicy w 2021 r., likwidacja kopalni miała nastąpić dopiero w 2049 r. Ostatnimi zamykanymi zakładami miały być m.in. Chwałowice i Jankowice, kopalnia Sobieski i Janina oraz Bogdanka.
Umowa społeczna ustaliła także mechanizm finansowania kopalń.
- Pomoc publiczna dla polskich kopalń jest bardzo duża. Tylko w tym roku wydano na ten cel ponad 7 mld zł. Tymczasem utrzymywanie kopalń trwale nierentownych nie ma sensu - podkreśla Janusz Steinhoff.
Z danych Najwyższej Izby Kontroli wynika, że całkowita pomoc dla górnictwa w latach 2007-2015 wyniosła 65,7 mld zł.
Jak przekonuje były minister gospodarki, pieniądze publiczne powinny być skierowane głównie na wsparcie dla osób, które zdecydują się odejść z kopalń. W tym kontekście przypomina, że dzięki programom osłonowym, za czasów rządu Jerzego Buzka, z kopalń zdecydowało się odejść 100 tys. ludzi w ciągu czterech lat, co otworzyło drogę do likwidacji 23 kopalń.
"To skala inwestycji, która nie miała miejsca w historii"
Kamil Moskwik, członek zarządu Instytutu Jagiellońskiego uważa, że proces odchodzenia od węgla będzie znacznie bardziej skomplikowany z kilku powodów: technicznych, finansowych, organizacyjnych i społecznych.
Kolejnym jego zdaniem ważnym czynnikiem są inwestycje w infrastrukturę, które powinny umożliwić odejście od tego surowca w sposób bezpieczny. Chodzi m.in. o możliwości przyłączeniowe nowych mocy OZE, a także bilansowanie popytu z podażą oraz przeciwdziałanie redukcjom OZE.
Bez rozwoju infrastruktury system elektroenergetyczny nie będzie w stanie udźwignąć przyrostu odnawialnych mocy, które są uzależnione od pogody - podkreśla nasz rozmówca.
Zwraca uwagę na inny czynnik, jakim jest finansowanie transformacji. Z ostatniego raportu Instytutu Jagiellońskiego "Rachunek kosztów polskiej elektroenergetyki A.D. 2040" wynika, że nakłady związane z transformacją energetyki wyniosą od 650 mld zł do nawet 1,1 bln zł do roku 2040.
To skala inwestycji, która do tej pory nie miała miejsca w historii Polski, ponieważ dokonująca się transformacja energetyczna to zjawisko bezprecedensowe - zauważa Moskwik.
"Pozostaje pytanie, czy politycy będą mieli odwagę je zamknąć"
Dominik Brodacki z Polityki Insight widzi inny problem. Jego zdaniem nie ma wątpliwości, że oficjalnie ustalona data zamknięcia ostatnich kopalń w 2049 r. jest nierealna. Bo wydarzy się to szybciej.
Faktem jest również to, że znaczna część kopalń w Polsce jest nierentowna. Pozostaje jednak pytanie, czy politycy będą mieli odwagę, aby je zamknąć. Jeśli tak się nie stanie, będziemy do nich dopłacać od kilku lub kilkunastu miliardów rocznie - podkreśla.
Grozi nam skrajny deficyt prądu
Szybsze odejście od węgla oznacza szybsze wygaszanie starych bloków węglowych, a z tym wiąże się konkretne zagrożenie. To tzw. luka wytwórcza - po 2030 r. w naszym systemie energetycznym może po prostu zabraknąć mocy.
Grozi to skrajnym deficytem prądu.
Eksperci od dawna zwracają uwagę na ten problem. Dlatego należy zapalić zielone światło dla energetyki wiatrowej na morzu i robić wszystko, aby projekty związane z budową elektrowni atomowych zostały zrealizowane. W okresie przejściowym konieczne będzie wspomaganie się źródłami gazowymi. W praktyce powinniśmy mieć 10 GW mocy w elektrowniach gazowych do 2030 r. - wskazuje Janusz Steinhoff.
Umowa społeczna miała być notyfikowana przez KE w czerwcu
Tymczasem umowa społeczna podpisana przez rząd Zjednoczonej Prawicy z górnikami nadal nie została notyfikowana przez Komisję Europejską.
Wiosną tego roku związkowcy mieli dostać - jak relacjonowali - zapewnienie od minister przemysłu Marzeny Czarneckiej, że umowa społeczna nie będzie zmieniana i zostanie notyfikowana w czerwcu tego roku.
Rzecznik resortu przemysłu przekonuje, że cały czas jest na to szansa. Resort jest zaangażowany w ten proces, dzięki czemu sprawa notyfikacji przyspieszyła.
Wyjaśnia także, że konkluzje z ostatnich rozmów dotyczą technicznych aspektów.
Kolejne spotkania mają się odbyć po wznowieniu prac Parlamentu Europejskiego.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl